Apostazja - wielki ból

Joanna Jureczko-Wilk

publikacja 01.02.2021 12:57

Sakramentu chrztu nie da się wymazać gumką. Choćby człowiek tego chciał i żądał. Na zawsze pozostaje w sercu i metrykalnych księgach, z adnotacją: "Wystąpił z Kościoła katolickiego".

Kiedy apostaci zamykają za sobą drzwi Kościoła, On o nich nie zapomina i od razu rozwiera je szerzej, czekając na ich powrót. Joanna Jureczko-Wilk /Foto Gość Kiedy apostaci zamykają za sobą drzwi Kościoła, On o nich nie zapomina i od razu rozwiera je szerzej, czekając na ich powrót.

Warszawska radna Agata Diduszko-Zygalewska, współzałożycielka internetowego „Licznika apostazji” – akcji nawołującej do występowania z Kościoła katolickiego, chwali się w mediach, że kiedy sama to zrobiła, „wyszła z chłodnej parafii na słoneczną Starówkę i poczuła ulgę”.

Była jedną z kilku osób, które dwa lata temu zdecydowały się na taki krok w warszawskiej parafii katedralnej św. Jana Chrzciciela. W ubiegłym roku na ręce jej proboszcza ks. prałata Bogdana Bartołda złożono już 11 aktów apostazji, czyli formalnego wystąpienia z Kościoła katolickiego.

– Obserwujemy wzrost, który jest spowodowany ostatnimi antykościelnymi akcjami, strajkiem kobiet i pewną medialną narracją. To wychodzi w rozmowach, kiedy kandydaci na apostatów mówią językiem konkretnych mediów, posługują się ich argumentami, a dostarczony nam akt apostazji to najczęściej „gotowiec” z internetowych stron, radzących jak szybko i sprawnie rozstać się z Kościołem – mówi ks. Bogdan Bartołd.

Medialne zainteresowanie tematem sprawia wrażenie, jakbyśmy mieli do czynienia z tsunami. „Warszawiacy tłumnie odchodzą z Kościoła”, „Prawdziwy exodus” – pisze jeden z dzienników, choć jak sam podaje w obu warszawskich diecezja w ubiegłym roku na ten krok zdecydowało się kilkaset osób. Wtóruje mu jedna ze stacji telewizyjnych, podając nieprawdziwą informację jakoby słowo „apostazja” było najczęściej wyszukiwanym hasłem w Google.

Dziennikarze chętnie relacjonują, jak bije „Licznik apostazji”, którego inicjatorzy zachęcają: „Samo wyjście na ulice w ramach protestu nie wystarcza. Warto dodatkowo wyjść z Kościoła katolickiego”. W pierwszym miesiącu liczenia zgłosiło się ponad 1300 apostatów z całej Polski, w tym najwięcej, bo jedna czwarta „dzielnych warszawianek i warszawiaków”. Media nie podają jednak, że lista obejmuje nie tylko tych, którzy ostatnio opuścili Kościół, ale również tych, które zdecydowali się na to kilka, kilkanaście, a nawet trzydzieści lat temu.

– Bardzo przeżyłem pierwsze takie spotkanie, a do tej pory w naszej parafii złożono dwa akty apostazji – mówi ks. Marcin Gontarz SAC, proboszcz pallotyńskiej parafii na Skaryszewskiej w Warszawie. – To była 26-letnia kobieta. Zgodnie z kościelnymi instrukcjami, poinformowałem ją o skutkach duchowych i kanonicznych tego, co chciała zrobić. Wreszcie tak po ludzku powiedziałem, że przecież tak samo jak inwestowała w to, żeby zdobyć dobre wykształcenie, mieć ciekawą pracę, tak trzeba zatroszczyć się życie duchowe. Bo przecież chodzi nie o kilkadziesiąt lat życia, ale o wieczność! Mówiłem, żeby nie marnowała łaski chrztu i szansy na nieśmiertelność. Powiedziała: „trudno” i położyła papiery na biurku – wspomina proboszcz.

Bóg kocha każdego bez wyjątku i zawsze, ale nie jest to miłość toksyczna. Daje wolność, która zakłada też najczarniejszy scenariusz: że człowiek tę miłość odrzuci. I to dzieje się w akcie apostazji. Ale wypisanie się z Kościoła to nie to samo, co rezygnacja z kółka brydżowego czy piłkarskiego fanklubu. Ma potężne duchowe skutki, o czym najlepiej wiedzą egzorcyści, u których czasami potem apostaci szukają ratunku.

W akcie apostazji musi znaleźć się zapis, że dokonujący go dobrowolnie i świadomie podejmuje swoją decyzję, znając jej wszystkie konsekwencje. Niektórzy proboszczowie proszą jeszcze o dopisek o tym, że pogrzeb odbędzie się bez kapłana. – To w razie, gdyby po śmierci apostaty rodzina, czasami nieświadoma jego decyzji, nalegała na katolicki pochówek – dodaje ks. B. Bartołd.

Od momentu złożenia aktu w parafii, apostata zostaje wyłączony ze wspólnoty Kościoła, a więc nie może korzystać z sakramentów, nie może zostać świadkiem na chrzcie, bierzmowaniu czy ślubie kościelnym swoich bliskich. Zaciąga grzech ciężki i ekskomunikę – największą kościelną karę.

– Wyrzeczenie się wiary to najcięższy grzech, jaki można popełnić. Popełniony w pełni świadomie jest grzechem przeciwko Duchowi Świętemu, którego otrzymujemy w sakramencie chrztu św. – podkreśla ks. dr Bartłomiej Pergoł, notariusz Kurii Metropolitalnej Warszawskiej, na którego biurko trafiają z parafii akty apostazji.

I dodaje: – Czasami apostaci twierdzą, że wierzą w Boga, ale zrywają z Kościołem, który w ich przekonaniu jest siedliskiem najgorszego zła. Mają wykrzywioną, własną wizję Boga i Kościoła. Niektórzy w argumentowaniu swojej decyzji dochodzą do absurdu twierdząc, że chrzest w niemowlęctwie był gwałtem na ich wolnej woli. Na podobnej zasadzie można zapytać, czy wbrew ich woli w akcie urodzenia otrzymali narodowość polską, określone imię i nazwisko? Rodzice wyposażają swoje dzieci w to, co ich zdaniem jest najlepsze i najbardziej wartościowe: w depozyt wiary. Poprzez chrzest zostali wprowadzeni w strumień zbawienia, z którego odzierają się z własnej woli z czasami bardzo błahych powodów, bo na przykład spotkali na swojej drodze księdza, który im się nie spodobał. To pokazuje, jak niedojrzali pozostali w swojej wierze.

Akt apostazji trzeba złożyć osobiście, na ręce proboszcza parafii zamieszkania. Opisujące ten moment fora internetowe pełne są opowieści o księżach, którzy przy tej okazji piętrzą trudności, poniżają, wyzywają, a w najlepszym przypadku prawią kazania i straszą.

– Często kandydaci na apostatów przychodzą nabuzowani, w maseczkach z piorunem, przygotowani do walki z opresyjną machiną – przyznaje ks. Bogdan Bartołd. – Wtedy z uśmiechem proszę, żeby usiedli i zapewniam, że spokojnie załatwimy wszelkie formalności. Ciśnienie spada i czasami nawet są rozczarowani tym, że z mojej strony nie ma żadnej dyskusji, przekonywania, oporu. Rzadko o powodach odejścia piszą tak od serca. W ogromnej większości przepisują internetowe formułki o naciskach i wpływach Kościoła na prawo, państwo, o kryciu pedofilii, niejasnych rozliczeniach finansowych… Jak pytam: „a spotkaliście państwo w swoim życiu księdza pedofila?”, w odpowiedzi słyszę o filmach Sekielskich. Niektórzy opisują straszną, wręcz zbrodniczą historię Kościoła, a jako powód odejścia podają m.in. „brak jednoznacznego przyznania się przez Kościół katolicki do masowo popełnionych zbrodni dokonanych podczas chrystianizacji na ludności słowiańskiej” – dodaje proboszcz warszawskiej katedry.

Przyznaje, że na apostazję decydują się osoby, które Kościół znają jedynie z internetowych stron skarg i zażaleń pod jego adresem. Zostali ochrzczeni, ale potem nie otrzymali katolickiego wychowania, często nie przyjęli kolejnych sakramentów, teraz żyją w luźnych związkach, swoich dzieci już nie ochrzcili. Kościoła nie poczuli, nie doświadczyli, nie zrozumieli. – Nie spotkałem praktykującej osoby, która wystąpiłaby ze wspólnoty wierzących na skutek ostatnich wydarzeń – podkreśla ks. Bartołd.

Franciszkanin o. Lech Dorobczyński, przyznaje, że każda taka decyzja to dla niego „mega ciężkie” doświadczenie. „Ci ludzie nie dostali od Kościoła na tyle mocnego argumentu, by w nim pozostać… To jest wyraźny sygnał dla mnie – jako proboszcza. To jest wyraźny sygnał dla moich parafian, bo razem tworzymy ten Kościół… Często w swych uzasadnieniach apostaci piszą, że od dawna nie czują się częścią Kościoła, że mają już dość fasadowej religijności – więc chcą przestać udawać. To jest jakaś uczciwość. Myślę, że w ten sposób szukają prawdy o sobie. (…) A kiedy wrócą? Tylko wtedy, gdy Kościół będzie jaśniał – pośród ciemności, w jakich na co dzień żyją”– dzielił się w mediach społecznościowych po trudnych rozmowach w parafii św. Antoniego Padewskiego,

Jeden ze śródmiejskich proboszczów wspomina, jak do kancelarii parafialnej matka przyprowadziła 9-letnią córkę, żądając jej apostazji i przy okazji chcąc „apostazować” całą swoją rodzinę, wykreślić ją z ewidencji, w ogóle o niej zapomnieć. Na nic zdały się uwagi, że to przecież ona sama przyniosła swoje dziecko do Kościoła, prosząc dla niego o chrzest.

– Niektórym wydaje się, że prowadzimy spisy wiernych i bazy danych, na podstawie których dostajemy jakieś wpływy czy dotacje. Występują z Kościoła, bo nie chcą tych statystyk zawyżać. Tyle że w Kościele w Polsce nie istnieje żaden ogólny spis wiernych, a wszelkie dane są brane z badań statystycznych.  A ja nawet nie wiem, ilu mam parafian, bo jedni się wprowadzają, inni wyprowadzają. Nikt tego do parafii nie zgłasza – przyznaje proboszcz.

Często apostaci żądają wykreślenia swoich danych, tak żeby w żadnych kościelnych dokumentach „nie pozostał ślad”.

– To nie jest możliwe, bo w księgach chrzcielnych nikt niczego nie wykreśla. Chrzest jako sakrament jest nieusuwalny, pozostaje ważny. Apostaci mają więc status osoby ochrzczonej, która wystąpiła z Kościoła. W księgach metrykalnych przy adnotacji o ich chrzcie dopisuje się formułę o złożonym akcie apostazji. Mogą natomiast, zgodnie z regulacjami wydanymi przez Kościelnego Inspektora Ochrony Danych, skutecznie żądać usunięcia ich danych z kartotek parafialnych, o ile w ogóle w nich widnieją i  jeśli takie były prowadzone, bo poza nielicznymi wyjątkami, te osoby w ogóle nie są znane w parafii. Często nie przystąpiły do pierwszej komunii, nie brały ślubu kościelnego ani nie przyjmowały księdza po kolędzie, a właśnie takie informacje gromadzi się w parafiach – zaznacza ks. B. Pergoł.

Kiedy apostaci zamykają za sobą drzwi Kościoła, On o nich nie zapomina i od razu rozwiera je szerzej, czekając na ich powrót. Modlą się o to ich dawni proboszczowie i biskupi.

- Kilka osób z archidiecezji warszawskiej po wypisaniu się z Kościoła, potem do niego powróciło – mówi ks. B. Pergoł. – Formalności wyglądają podobnie: trzeba przyjść do proboszcza parafii zamieszkania. Na podstawie rozmowy proboszcz ocenia  intencje, świadomość i dojrzałość osoby, wprowadzając ją w formację przygotowująca do pojednania z Kościołem. Następnie formułuje pismo, w którym prosi biskupa o określenie warunków powrotu apostaty do Kościoła, które może dokonać się po: wyrażeniu skruchy, przejściu formacji i odbyciu pokuty, bo wyrzeczenie się Kościoła oprócz ciężaru gatunkowego grzechu prawie zawsze wiąże się z jakimś zgorszeniem np. w rodzinie czy kiedy osoba dokonująca tego wręcz chwali się tym aktem publicznie. Jeśli apostata spełni warunki wyznaczone przez biskupa, po wyznaniu Credo, staje się na powrót członkiem Kościoła, zostaje zdjęta z niego ekskomunika i może po ważnej spowiedzi przystąpić do komunii sakramentalnej. W tym przypadku również w księdze chrztu nie wykreśla się dopisku o akcie apostazji, a jedynie odnotowuje powrót do Kościoła.