Korzenie tego świata

Barbara Gruszka-Zych

publikacja 28.11.2010 07:10

Siostry z Karmelu w Ełku modlą się siedem godzin dziennie. Więc w jednej trzeciej są z modlitwy. A może w całości, bo krojenie chleba, czytanie, a nawet sen powierzają Bogu.

Korzenie tego świata Henryk Przondziono/Agencja GN Tam, gdzie przed pięciu laty było puste pole, dziś widać nowy Karmel

Modląc się, żyjemy w ukryciu, jak korzenie w ziemi trzymające całą roślinę. Nie można ich wyciągnąć dla dobra całości – tłumaczy s. Benedykta. A roślina to cały widzialny świat. Kiedy przed pięcioma laty pisaliśmy w GN, że siostry zamierzają w Ełku wznosić swój dom zakonny, było tu szczere pole. Do zdjęcia na szarym tle włożyły białe płaszcze, jakby chciały zwrócić na siebie uwagę. I udało się! Ponad 2 tysiące naszych czytelników zaczęło wpłacać datki na budowę. Często był to wdowi grosz, który razem z darami diecezjan i dobroczyńców zaproszonych przez bp. ełckiego Józefa Mazura pomógł w budowie. Dziś dom sióstr to w pewnym sensie także „nasz dom”. Mieszkają w nim karmelitanki, dla których wstąpienie do zakonu stało się nową datą urodzenia. S. Jadwiga – przeorysza jest w Karmelu 28 lat, s. Joanna – 21, s. Benedykta – 23, a s. Miriam – 15.

– To życie w wiecznej ciszy sprawia, że trudniej mi znaleźć słowa – tłumaczy s. Benedykta. – Z Bogiem przebywamy 24 godziny na dobę, łatwiej mi rozmawiać z Nim niż z panią – dodaje. Zwykle siostra nie wychodzi do odwiedzających. Przy „kole” w rozmównicy przedzielonej na dwa światy metalowymi kratami spotyka się z nimi s. Miriam. Przez te kraty zawsze widać tylko część twarzy czy postaci, jakby ktoś chciał pokazać, że jesteśmy jak puzzle ułożone w całość. A nad ich utrzymaniem w harmonijnej kompozycji czuwają w modlitwie siostry.

Cisza ratunkowa
– Na okładce tamtego majowego „Gościa” był nowy papież, stawiający pierwsze kroki w Watykanie – wspomina przeorysza s. Jadwiga. – To było wyzwanie. Zaczynałyśmy razem z nim – dopowiada. Dziś w domu zakonnym pw. Maryi Matki Nadziei i św. Teresy od Dzieciątka Jezus oddano do użytku pierwsze skrzydło z częścią mieszkalną z celami dla 12 sióstr, rozmównicą, kuchnią, refektarzem, biblioteką, małą kaplicą. Duża kaplica, chór, cele dla starszych sióstr w drugim skrzydle są jeszcze w stanie surowym i czekają na wykończenie. Przed zeszłą zimą siostry modliły się do św. Józefa o dach nad kaplicą, żeby nie musiały wygarniać z niej śniegu. I udało się zebrać więcej datków. Wspólnota powinna liczyć maksymalnie 21 osób. Taka liczba umożliwia stworzenie rodzinnych relacji.

– Ideałem byłoby, gdybyśmy tak jak przebywamy w przyjaźni z Bogiem, były przyjaciółkami dla siebie. W zreformowanym Karmelu musimy godzić życie wspólnotowe z pustelniczym – opowiada s. Jadwiga. A podstawową przestrzenią ich życia jest cisza. To forma ascezy, ale też wyraz ogromnej pracy wewnętrznej. Rozmawiają tylko podczas rekreacji, dwie godziny dziennie. – Wchodzimy w ciszę, żeby stanąć twarzą w twarz z Bogiem, ale też, jak mówili ojcowie Kościoła, ze „swoimi demonami” – tłumaczy s. Miriam. – Coraz bardziej wnikamy w głąb siebie. Aspirantki i postulantki narzekają, że cisza im ciąży, myśli stają się bardziej natarczywe. – Ludzie nie potrafią odnaleźć się w ciszy, wybierają hałas zagłuszający myśli – dodaje przeorysza. – Są za słabi, żeby zobaczyć swoją prawdę. – Mówi się, że życie zakonne wymaga żelaznego zdrowia i stalowych nerwów – zwraca uwagę s. Benedykta. – Szczególnie w surowym Karmelu musimy wykazać się dużą siłą psychiczną – podkreśla. Ich milczenie to „cisza ratunkowa” dla całego świata, bo modlą się nie tylko w intencjach Kościoła lokalnego.

Przedszkole pustelniczek
W grudniu 2008 r., kiedy wprowadzały się do nowego budynku, doświadczyły ogromnej pomocy tutejszych mieszkańców. Przychodzili, żeby zamiatać, myć, ustawiać sprzęty. A siostry gotowały im gar bigosu i podczas wspólnej pracy zwłaszcza w soboty poznawały ich historie. Pewna pani poprosiła o modlitwę w intencji jej trwającego 22 lata małżeństwa, które przeżywało kryzys. I udało im się z mężem wyjść na prostą. Dziś oboje należą do Bractwa Szkaplerznego powstałego wokół Karmelu. – Świeccy mogą nas wpędzić w kompleksy – uważa s. Miriam. – Tak potrafią sobie ułożyć pełne obowiązków życie, żeby znaleźć w nim stałe miejsce na modlitwę – mówi.

Na przykład jedna z rodzin adoruje Najświętszy Sakrament w swoim kościele już przez 10 lat raz w tygodniu o trzeciej w nocy. Wielokrotnie odwiedzali ich nasi czytelnicy. W minione wakacje rodzina z Warszawy wstąpiła, żeby pomodlić się we wznoszonej kaplicy i złożyć ofiarę. Osobną grupę przyjaciół stanowią małżeństwa wypraszające potomstwo. – Mamy niemałe przedszkole – śmieje się s. Miriam. – Szczególne zasługi na tym polu ma nasza przełożona, to taki jej charyzmat. – Siostry wydelegowały mnie do tej misji – dopowiada s. Jadwiga. Mają całe sterty zdjęć maluchów przysyłane przez rodziców i czasem się wzruszają, oglądając je.

– Jedna z mam z Gdańska przeszła kilka poronień, zanim urodził jej się synek – opowiadają. S. Miriam nazywa siebie „siostrą pierwszego kontaktu”, bo spotykają się z nią przychodzący tu pierwszy raz. – Proszę Boga: „Jeśli Ty nie pomożesz, to kto?”, bo wiem, że od rozmowy ze mną zależy odbiór całego naszego zgromadzenia – mówi. – Jeśli wracają, to dobrze. I często przychodzą, żeby opowiedzieć o problemach, prosić o modlitwę. – Jesteśmy tak blisko z Bogiem w imieniu wszystkich – mówi s. Benedykta. Wokół Karmelu powstała ponaddwutysięczna rodzina modlących się. Ich intencje na karteczkach siostry wywieszają na tablicy w korytarzu. Oglądamy je, bo zostaliśmy dopuszczeni na zamknięty przed oczyma odwiedzających teren tylko dlatego, że klasztor nie został jeszcze erygowany i nie obowiązuje w nim jeszcze tzw. klauzura papieska.

Pięcioletnia karmelitanka
Wstają przed 5 rano, żeby kwadrans po niej rozpocząć modlitwę na jutrznię. Ich śpiewy przenikają przez ściany pokojów, kołysząc cały świat. Wznoszą się i opadają jak oddech, naturalna czynność organizmu. Podczas Mszy o godz. 7 słyszymy, że mają doskonałą wprawę w wielbieniu Pana. – Karmel to osobista relacja z Bogiem. Totalny radykalizm: tylko ja i On. Bardziej mnie pociągało bycie oblubienicą niż zakonnicą – opowiada s. Joanna, która wstąpienie do zakonu uważa za wybór miłości oblubieńczej. Odtąd może być cała wyłącznie na własność Jezusa. – Tylko zakochani mogą to pojąć – wyjaśnia. – Przeżywam tu momenty, kiedy widzę tylko przez miłość. Wszystko staje mi przed oczyma w piękniejszych kolorach. – W niebie, kiedy Bóg uniesie nas w swoje ramiona, wreszcie staniemy się tacy jak w Jego myśli. Jakich stworzył nas na początku – opowiada dalej.

– Wszystko tam będzie jak tu, tylko oczyszczone. My, nasze relacje z innymi, cały świat – dodaje. S. Joanna, której imię znaczy „Bóg jest łaskawy”, jako 13-latka zobaczyła, że Jezus Chrystus jest dla niej najważniejszy. Na Eucharystię biegła jak na zabawę, jakieś święto. S. Benedykta, kiedy miała pięć lat, wiedziała, że zostanie karmelitanką. Poszła do wczesnej Komunii już jako 4-letnia dziewczynka. S. Miriam na ślubie swojej siostry stwierdziła, że życie rodzinne to nie droga dla niej. – Musiałam być uczciwa i powiedziałam Andrzejowi, z którym spotykałam się dwa lata, że nie możemy być razem – wspomina. Zdała maturę i dwukrotnie nie dostała się na polonistykę. Poprosiła kolegę, karmelitę Heńka, żeby polecił jej miejsce na wyciszenie. Pojechała na trzy miesiące do karmelitanek do Kalisza. Zdecydowała, że tam zostanie, ale przyszedł kryzys i zrezygnowała. Przez dwa lata pracowała w Radio-Taxi, ale wróciła do Karmelu.

Skrzydła u ramion
Modlitwa za wspólnotę „zaczepia” s. Miriam tekstem zapisanym na obrazku włożonym do brewiarza, a więc często wpadającym w oko. – Kilkanaście razy na dzień powierzam wszystkie siostry Bogu, a On robi swoje – mówi. – Całe życie jest rezygnowaniem z siebie – podkreśla s. Jadwiga. – Co nie znaczy, że nie deptamy sobie po piętach – opowiadają siostry. – Czasem, kiedy przychodzą odpusty, święta i czeka nas dużo pracy, staję się zmęczona, drażliwa – zwierza się s. Miriam. – Niekiedy mówię otwarcie siostrom: „Pomóżcie mi”. Dostaję na jakiś czas pracę, podczas której jestem sama i to pomaga w uzyskaniu dystansu. – Czasem człowiek krzyczy wewnętrznie z bólu, ciążą mu relacje z innymi, monotonia życia – wylicza s. Joanna. – Ale nie można być mięczakiem, trzeba zachować hart ducha. Stale przekraczać kolejne progi i czekać na spotkanie z łaską.

Nieobce są im ciemne noce wiary. – Paradoksalnie kryzysy pogłębiają – uważa s. Joanna. – Kobiety z reguły są bardziej chwiejne emocjonalnie, w jednej chwili przeżywają uniesienie, w drugiej doświadczenie pustki. – Ważne, żeby czuć, że wiara w nas stale bije jak serce – podkreśla s. Benedykta. A s. Joanna wraca do Psalmu 31: „Panie, moje serce się nie pyszni, uspokoiłeś moją duszę”. – Dla wielu jesteśmy świadkami Boga – mówi s. Miriam. – Uważają, że coś bardzo ważnego musiało nam się zdarzyć. Przychodząc tu, szukają odpowiedzi na własne życie. – Bóg daje nam siebie, a my dajemy Go innym – opowiada s. Joanna.

– Im człowiek bliżej Niego, tym staje się bardziej czytelny dla samego siebie i innych. – A kim jest Bóg? – zastanawia się. – Dotykiem miłości, pod którego wpływem człowiek się zmienia. Zmieniają się też pory roku. Pora porządkować przed zimą 3-hektarowy klasztorny ogród, który w darze dla Karmelu obsadziła roślinami ogrodniczka Izabela Płonka z Kalisza według projektu Radosława Kamińskiego. Razem z siostrami schodzimy w dół do jeziorka. Szalejący wiatr unosi ich habity i płaszcze tak, że z daleka wyglądają, jakby miały skrzydła. – Nasza św. Teresa Benedykta uczyła, że u Boga nie ma przypadków – mówią. Więc chyba to też nie przypadek.

Chętni, by wspomóc budowę Karmelu w Ełku, mogą wysyłać ofiarę na adres:
Klasztor ss. Karmelitanek,
Wityny 21, 19-300 Ełk,
17124019491111001004767027, z dopiskiem „Dar na budowę” klasztoru w Ełku”.