Niekoronowany król

Stanisław Zasada

publikacja 19.11.2010 09:37

Jako nastolatek chciał walczyć z zaborcami o niepodległość ojczyzny z bronią w ręku. Jako ksiądz – budował nowoczesne społeczeństwo obywatelskie.

Niekoronowany król Archiwum GN Dzięki takim ludziom jak ks. Piotr Wawrzyniak w Wielkopolsce zorganizowało się polskie społeczeństwo obywatelskie, do dziś słynące gospodarnością

Sto lat temu zmarł ksiądz Piotr Wawrzyniak – jeden z symboli walki o polskość w zaborze pruskim drugiej połowy XIX wieku. Był nie tylko duszpasterzem, ale działaczem społecznym, gospodarczym i politycznym. Bodaj najlepiej charakteryzuje go stojący od dziesięciu lat pomnik w wielkopolskim Śremie. Odlany z brązu monument przedstawia postać księdza Wawrzyniaka w sutannie, trzymającego w ręku dokumenty rady nadzorczej założonego przez niego banku. – Mimo że tyle zdziałał, nie był typem jednostkowego bohatera – mówi profesor Waldemar Łazuga, historyk z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. – Był jednym z bojowników społecznego solidaryzmu, bo rozumiał, że w pojedynkę niewiele da się zdziałać. To nowoczesny patriota.

Od spiskowca do księdza
Cecylia Wawrzyniak, chłopka z wielkopolskiej wsi Wyrzeka spod Śremu, przyklęknęła przed obrazem Matki Bożej Pocieszenia w Górce Duchownej koło Leszna i złożyła ślubowanie: „Jeśli urodzę syna, będzie księdzem”. Jej troje wcześniejszych dzieci zmarło. 30 stycznia 1849 roku w domu rodzinnym Wawrzyniaków przyszedł na świat syn. Tydzień później ochrzczono go w kościele parafialnym świętego Wojciecha w pobliskim Dalewie. Otrzymał imię Piotr. Wawrzyniakowie byli dość zamożną rodziną – toteż po ukończeniu szkoły elementarnej posłali syna do gimnazjum w Śremie. Piotr zaangażował się w działalność konspiracyjną. Należał do marianów – tajnej organizacji filomackiej. Młodzi spiskowcy pielęgnowali ojczysty język, historię oraz obchodzili ważne rocznice narodowe.

Miał 14 lat, gdy w Królestwie Polskim wybuchło powstanie styczniowe. Opuścił gimnazjum i chciał przekroczyć granicę zaboru pruskiego i rosyjskiego, by przyłączyć się do powstańców. Przez kilka tygodni błąkał się nadaremnie po lasach w poszukiwaniu powstańczego oddziału. Gdy wymizerowany wrócił do domu, odeszła mu chęć do nauki. Do szkoły powrócił po namowach ojca. Zdał maturę i wstąpił w mury seminarium duchownego w Poznaniu. 11 sierpnia 1872 roku w historycznej katedrze w Gnieźnie, w której koronowano niegdyś królów Polski, przyjął święcenia kapłańskie. Nazajutrz odprawił Mszę prymicyjną w kościele w Dalewie.

Na tutejszej plebanii ksiądz kanonik Marian Cynka przechowuje pieczołowicie ornat, który ksiądz Wawrzyniak miał na sobie w czasie prymicji. – To nasza jedyna materialna pamiątka po nim – mówi proboszcz Dalewa. – Dlatego jest taka cenna – dodaje. Pierwszą placówkę księdzu Wawrzyniakowi wyznaczono w Śremie – został wikarym w kościele Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Był nim 26 lat. Po śmierci w 1889 roku śremskiego proboszcza parafianie i Juliusz Dinder, arcybiskup poznańsko-gnieźnieński pochodzenia niemieckiego, chcieli, żeby ksiądz Wawrzyniak objął rządy w parafii. Ale władze pruskie nie zgodziły się. – Dał im się za bardzo we znaki – mówi ksiądz Cynka.

Hrabia i syn karczmarza
– W Wielkopolsce, gdzie była sprawna pruska policja i silna armia, powstanie nie mogło się udać – mówi o XIX-wiecznych realiach profesor Łazuga. – Można było co najwyżej urządzić zbrojną manifestację, która zakończyłaby się hekatombą – dodaje. Stąd Wielkopolanie szybko pozbyli się złudzeń, że utraconą niepodległość uda się odzyskać z bronią w ręku. Gdy w Królestwie Polskim wybuchały powstania przeciwko carskiej władzy, w znajdującej się pod zaborem pruskim Wielkopolsce dbano o rozwój gospodarki, nauki i oświaty. Słynni wielkopolscy społecznicy: Hipolit Cegielski, Seweryn Mielżyński i lekarz Karol Marcinkowski uważali, że tylko wtedy ocalą naród polski w zmaganiu z niemieckim szowinizmem. – Społeczeństwo traktowali jak organizm, który jest zdrowy, gdy zdrowe są wszystkie jego członki, czyli gdy rozwijają się wszystkie dziedziny życia – tłumaczy obrazowo profesor Łazuga.

Historyk twierdzi, że właśnie wówczas zrodziło się w Polsce rozumienie solidarności i społeczeństwa obywatelskiego. – Mielżyński był hrabią, a Marcinkowski synem karczmarza, ale to nie przeszkadzało, żeby podali sobie ręce – mówi Łazuga. Przekonuje, że podobna rzecz zdarzyła się w Polsce przeszło sto lat później, gdy rodziła się „Solidarność”. – Wtedy też obok siebie zasiedli robotnik Wałęsa, inżynier Gwiazda i profesor Geremek – zauważa profesor. Ksiądz Wawrzyniak należał do drugiego pokolenia wielkopolskich społeczników. – I też nie miał wysokiego pochodzenia – przypomina profesor Łazuga.

Nudna praca menedżera
Ledwo co ksiądz Wawrzyniak zdołał przyjść do Śremu, od razu zaangażował się w działalność społeczną. Stanął na czele Towarzystwa Przemysłowego, a z Kasy Oszczędności i Pożyczek utworzył nowoczesny Bank Ludowy. Placówka udzielała tanich kredytów polskim rolnikom i rzemieślnikom, a ksiądz Wawrzyniak został wkrótce jej dyrektorem. Wikary ze Śremu patronował też Związkowi Spółek Zarobkowych i Gospodarczych. To najstarszy polski związek spółdzielczy, zrzeszający ziemian, mieszczan i chłopów. Mimo zakazu władz pruskich, działał także na Śląsku, Warmii i Mazurach, a nawet w Nadrenii i Westfalii. Uniezależniając Polaków od niemieckich instytucji finansowych, obronił polski stan posiadania w zaborze pruskim. Duchowny nie stronił też od polityki – był posłem do sejmu pruskiego, gdzie działał aktywnie w Kole Polskim. Pobyt w Berlinie wykorzystał na wspieranie tamtejszej Polonii – założył polskojęzyczny „Dziennik Berliński”. Wyprawił się też za ocean, by amerykańską Polonię zachęcić do wspierania banków ludowych.

Księdza Wawrzyniaka pociągała nie tylko gospodarka i polityka. W czasach nasilonej germanizacji dbał również o zachowanie polskiej kultury: zakładał biblioteki i wspierał Towarzystwo Czytelni Ludowych. – Chociaż był legalistą, umiał obejść prawo, żeby przechytrzyć zaborcę – mówi kanonik Cynka. Opowiada, jak w wydawanych po polsku modlitewnikach ksiądz Wawrzyniak polecił zamieszczać podstawy ojczystej gramatyki i ortografii. – Bo podręczników do języka polskiego nie można było wydawać, a modlitewniki tak – dodaje proboszcz Dalewa. Jak by tego było mało, miał jeszcze czas na zajmowanie się tak przyziemnymi sprawami jak zieleń miejska. Został prezesem śremskiego Towarzystwa Upiększania Miasta. Profesor Łazuga: – Wykonywał solidną, monotonną pracę. Jeździł na zebrania, narady, szkolił pracowników spółek. Był sprawnym menedżerem, a nie romantycznym bohaterem.

Król czynu
30 kwietnia 1898 roku ksiądz Wawrzyniak wysiadł z markotną miną na mogileńskim dworcu kolejowym. Prymas Florian Stablewski nakazał mu objęcie tutejszej parafii świętego Jakuba Apostoła. Nowy proboszcz nie był tym zachwycony. Martwił się, że praca w małym miasteczku na pograniczu Wielkopolski i Kujaw osłabi jego zaangażowanie społeczne i gospodarcze. – Mylił się – mówi ksiądz Zenon Lewandowski, obecny proboszcz mogileńskiej parafii. – Działał jeszcze więcej – dodaje. Ksiądz Wawrzyniak odnowił gotycki kościół świętego Jakuba i należący do parafii pobenedyktyński kościół świętego Jana. Część pieniędzy wyłożył z własnej kieszeni. Wystarał się o wybrukowanie ulicy prowadzącej do obu świątyń. Mogileński cmentarz otoczył parkanem i posadził na nim drzewa.

Z Mogilna dojeżdżał często do oddalonego o prawie sto kilometrów Poznania, gdzie kierował istniejącą do dziś Drukarnią i Księgarnią świętego Wojciecha. Za czasów proboszczowania w Mogilnie założył też w Zakopanem dom wypoczynkowy dla księży. Istniejąca do dziś popularna „Księżówka” była ostatnim dziełem księdza Wawrzyniaka. Ksiądz Lewandowski: – Nie na darmo był nazywany „Królem czynu”.

Pogrzeb jak manifestacja
9 listopada 1910 roku ksiądz Wawrzyniak przyjechał do Poznania na posiedzenie rady nadzorczej Związku Spółek Zarobkowych i Gospodarczych. Po zebraniu źle się poczuł. Jeszcze tego samego dnia zmarł na atak serca. Jego śmierć okryła żałobą całą Wielkopolskę. Pochowano go w Mogilnie. Pogrzeb stał się manifestacją patriotyczną. Za trumną kapłana szło kilkanaście tysięcy osób. Ludność Mogilna liczyła wtedy pięć tysięcy. – Przyjechali Polacy z trzech zaborów – mówi ksiądz Lewandowski. W prasie polskiej i niemieckiej ukazało się mnóstwo nekrologów i artykułów o kapłanie. „Berliner Tageblatt” napisał o księdzu Wawrzyniaku, że to „polski niekoronowany król”.