Wyciągnąć wnioski

Andrzej Grajewski

publikacja 11.11.2010 12:00

Zadaniem strony państwowej było doprowadzenie do zgodności przepisów o Komisji Majątkowej ze wszystkimi obowiązującymi aktami prawnymi. Działalność Komisji Majątkowej powinna być przeanalizowana przez stronę kościelną, aby w przyszłości lepiej przygotować się do takich trudnych działań.

Wyciągnąć wnioski Tomasz Wiech/ Agencja Gazeta/ GN Majątek dominikanów w Krakowie, za który ubiegali się o rekompensatę. Komisja nie uzgodniła orzeczenia i zakon może dochodzić odszkodowania w sądzie

Niektóre straty wizerunkowe, jakie poniósł Kościół w przestrzeni publicznej, trudno będzie naprawić. Faktem jest, że odzyskiwanie przez podmioty kościelne majątku, zagarniętego bezprawnie przez państwo w czasach PRL, było w mediach przedstawiane mało rzetelnie, często wręcz fałszywie. Byłoby jednak błędem zatrzymanie się jedynie na tej refleksji, bez próby zastanowienia się, dlaczego proces restytucji majątkowej wywołał tyle kontrowersji.

Kiepskie prawo
Czynnikiem, który spowodował wiele problemów w pracy Komisji Majątkowej, był brak nowelizacji usta-wy z 17 maja 1989 r. o stosunku państwa do Kościoła katolickiego, podstawowego aktu normującego tryb działania Komisji. Kiedy w 1997 r. weszła w życie nowa konstytucja, która przewidywała, że postępowanie w sprawach sądowych będzie odbywało się w dwóch instancjach, a także zapewniała powszechne prawo do sądu, to przede wszystkim państwo było zobowiązane do nowelizacji odpowiednich przepisów ustawy o Komisji Majątkowej. Po raz kolejny taka potrzeba nowelizacji wystąpiła, gdy w 1999 r. zmienił się w sposób zasadniczy ustrój administracyjny kraju. Brak stosownych regulacji skazywał podmioty kościelne występujące przed Komisją na ustawiczne konflikty z samorządami, które opinii publicznej przedstawia-ły się jako stróże mienia wspólnego.

Wszystkich konfliktów i tak nie dało się uniknąć, gdyż samorządy czę-sto w tej sprawie wykazywały złą wolę. Jednak włączając ich przedstawicieli do postępowania przed Komisją, można było uniknąć wielu nieporozumień. Strona kościelna miała świadomość tego stanu rzeczy co najmniej od kilku lat, a na pewno od 2008 r., kiedy ukazała się praca na ten temat ks. prof. Dariusza Walencika pt. „Rewindykacja nieruchomości Kościoła katolickiego w postępowaniu przed Komisją Majątkową”, w której czarno na białym wykazane zostały wszystkie prawne uwarunkowania tego procesu. Jednak dopiero na skutek nacisków politycznych, trzeba to przyznać, przede wszystkim ze strony posłów SLD, od 2009 r. w postępowaniu przed Komisją obowiązkowo uczestniczą przedstawiciele zainteresowanych podmiotów, a więc samorządu terytorialnego, Ministerstwa Finansów bądź Agencji Nieruchomości Rolnych.

Podkreślam, to zadaniem strony państwowej było doprowadzić do tego, aby przepisy o funkcjonowaniu Komisji Majątkowej były zgodne ze wszystkimi innymi obowiązującymi aktami prawnymi. Strona kościelna mogła jednak, jako suwerenny partner w Komisji, sugerować aktualizację przepisów, dzięki czemu zdołano by uniknąć później wielu kłopotów. Większa przejrzystość w pracach Komisji byłaby tylko jej atutem, a nie przeszkodą w sprawnym działaniu.

Brak osłony prawnej
Działania Komisji wykazały także brak przygotowania strony kościelnej w dziedzinie zapewnienia sobie pomocy prawnej. Być może bezkrytycznie wierzono początkowym zapewnieniom strony rządowej, że cała procedura będzie przebiegała szybko oraz przy dobrej woli wszystkich. Tak jednak się nie stało. Już po kilku latach wiadomo było, że proces odzyskiwania mienia, bądź otrzymywania mienia zastępczego, będzie wymagał odpowiedniego wsparcia prawnego. Zwłaszcza że proste oddanie własności było możliwe tylko w wyjątkowych sytuacjach.

Nawet osoby słabo zorientowane w obrocie nieruchomościami mogły także przestrzec, że kwestia operatów szacunkowych, czyli odpowiednich wycen ziemi w Polsce, nie jest najlepiej zorganizowana i może stać się polem do różnych nadużyć. Znów trzeba podkreślić, że to nie strona kościelna wykonywała operaty, tylko atestowani zgodnie z odpowiednimi przepisami rzeczoznawcy. Jeśli się mylili, bądź oszukiwali, powinni ponieść tego konsekwencje. Ponieważ jednak operaty były zamawiane przez pełnomocników podmiotów kościelnych, dało to pole do spekulacji, że są przygotowywane „pod zamawiającego”. Gdyby wcześniej udało się na stronie państwowej wymóc, aby operaty były zamawiane przez MSWiA, nie byłoby dzisiaj dwu-znacznych sugestii w mediach, że za nieprawidłowe operaty odpowiada strona kościelna.

Skala tych zaniedbań nie jest zresztą wielka, gdyż zaledwie w kilku, na blisko trzy tysiące przypadków, wartość operatów była kwestionowana. Tym niemniej na poziomie Episkopatu Polski powinno powstać gremium składające się z prawników o nieposzlakowanej reputacji, które służyłoby kompleksowym doradztwem podmiotom kościelnym, a także wskazywało sprawdzone osoby, aby reprezentowały je przed Komisją. Ponieważ takiego gremium nie było, jednym z przedstawicieli podmiotów kościelnych przed Komisją Majątkową został Marek P., były funkcjonariusz organów bezpieczeństwa PRL. Choć reprezentował on interesy tylko kilkunastu podmiotów kościelnych, a kontrowersje wzbudzały jego działania w dwóch sprawach, pozwoliło to mediom na wykreowanie negatywnego wizerunku prac Komisji.

Medialne zaniedbania
Problemy związane z działalnością Komisji Majątkowej pokazały jednocześnie, że strona kościelna nie jest przygotowana na odpieranie medialnych manipulacji w tej sprawie. Krytyczne publikacje na temat działalności Komisji ukazywały się systematycznie od wielu lat, bez reakcji po stronie kościelnej. Dopiero gdy został aresztowany Marek P. oraz zostały postawione zarzuty członkom Komisji, o całej sprawie zaczęli głośno mówić biskupi. W efekcie nasi przeciwnicy tak się rozzuchwalili, że poseł Sławomir Kopyciński z SLD, który bezkarnie głosił, że odzyskiwanie przez Kościół utraconego mienia jest największym finansowym przekrętem w historii Polski, gdy usłyszał kilka słów prawdy, zagroził, że pozwie biskupów do sądu.

Nie wytłumaczono także opinii publicznej mechanizmu dochodzenia do odszkodowań oraz istoty naprawienia krzywd poprzez przydzielenie mienia zastępczego. Dlatego wielu katolików miało wątpliwości, gdy dowiadywali się z mediów, że ziemię ich gminy dostał nagle zakon z drugiego końca Polski, po cenach znacz-nie odbiegających od rynkowych. Zupełnie nie potrafiono także wyjaśnić, na jakie cele przeznaczane są pieniądze pochodzące ze sprzedaży ziemi otrzymanej jako mienie zastępcze, albo w jaki sposób wykorzystywane są przejmowane przez stronę kościelną obiekty. W świadomości publicznej praktycznie w ogóle nie funkcjonuje fakt, że środki odzyskiwane na mocy decyzji Komisji Majątkowej zostały spożytkowane na działalność charytatywną, restaurację obiektów sakralnych oraz prowadzenie zakładów opieki medycznej.

Ale skąd ludzie mają to wiedzieć, skoro Kościół sam nie zrobił w tej sprawie bilansu, jasno pokazując, w jaki sposób środki pozyskane wskutek decyzji Komisji Majątkowej zostały użyte. Brakowało mi także jasnego stanowiska Kościoła wobec całego problemu reprywatyzacji i poszanowania własności. Bezprawny zabór mienia kościelnego przez władze PRL był przecież tylko częścią wielkiej grabieży, której ofiarą po 1945 r. stała się znaczna część polskich elit, ziemiaństwa, przedsiębiorców, właścicieli nieruchomości. Ta kwestia jest ciągle aktualna, ponieważ państwo polskie, jako jedno z ostatnich w Europie Wschodniej, nie przeprowadziło procesu reprywatyzacji.