Gdy się okno otwiera

Agata Puścikowska

GN 51/2020 |

publikacja 17.12.2020 00:00

Dziecko kwili, zakonnice się modlą, a ratownicy jak pastuszkowie – klękają…

Gdy się okno otwiera HENRYK PRZONDZIONO /foto gość

Gdy dzieje się dramat i nie ma miejsca dla dziecka w domu. Gdy nie ma u rodziców siły lub świadomości, że adopcja to realna i dobra możliwość. Gdy zagrożone jest maleńkie życie. Od 2006 roku, gdy powstało w Polsce pierwsze okno życia, uratowanych zostało sto kilkadziesiąt noworodków. Co stałoby się z dziećmi, gdyby nie takie miejsca?

Słowo stało się ciałem

Pierwsze okno życia zostało otwarte w Krakowie, a zaopiekowały się nim siostry nazaretanki. Do dziś przyjęły w nim ponad dwadzieścioro dzieci. Dwa lata później przyszedł czas na Warszawę. W samym centrum, chociaż w zacisznym miejscu, przy Hożej, franciszkanki Rodziny Maryi zaoferowały miejsce dla niechcianych noworodków. – Wydawało się, że to będzie symbol: otwarcia na życie, tego, że jako społeczeństwo możemy zaopiekować się i pokochać każde dzieciątko – mówi s. Irena, która obecnie dyżuruje przy oknie. – Okazało się, że to nie tylko symbol, słowo, ale i konkretna potrzeba. Dwa tygodnie po otwarciu, tuż przed Bożym Narodzeniem, w oknie znalazłyśmy maleńkiego chłopczyka, Zygmunta. Byłyśmy tak wzruszone, że trudno nam się było przy nim modlić. Wszystkie płakałyśmy. Dziś chłopiec ma 12 lat. I nową, kochającą rodzinę. A siostry nadal czuwają. Kiedyś zamontowany przy oknie system powiadamiał je przez pager. Obecnie sygnał jest przekazywany satelitarnie do smartfona dyżurującej. Siostra biegnie i sprawdza, czy trzeba pomóc dziecku. – Przyjęłyśmy już osiemnaścioro dzieci. W sierpniu zaopiekowałam się dwugodzinną Zuzią (mama zostawiła karteczkę o czasie narodzin). Dwa lata temu powitałam w oknie Kubusia – opowiada s. Irena, dodając, że te imiona są nadawane tylko na chwilę. Adopcyjni rodzice mogą je zmienić.

Dostępne jest 24% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.