Bronię księży

Marcin Jakimowicz

GN 48/2020 |

publikacja 26.11.2020 00:00

Ci, którzy dopuścili się grzechów nazywanych przez ojca Badeniego „wołającymi o pomstę do nieba”, powinni zostać ukarani. To jasne. Ale stosowana powszechnie zasada odpowiedzialności zbiorowej jest ślepą uliczką. Bronię niewinnych księży, którzy ostatnio nieustannie dostają rykoszetem.

O życiu kapłańskim zazwyczaj wypowiadają się środowiska, które nie mają o nim bladego pojęcia. Roman Koszowski /Foto Gość O życiu kapłańskim zazwyczaj wypowiadają się środowiska, które nie mają o nim bladego pojęcia.

Dziś bycie księdzem nie jest już żadną nobilitacją, ale często rodzajem obciachu – bez owijania w bawełnę mówił mi przed miesiącem o. Mariusz Orczykowski, rektor seminarium krakowskich franciszkanów. – To pokorna posługa, która została dzięki Bogu odarta z jakiegoś zaszczytu, splendoru. To dobra szkoła pasterzy, którzy mają, jak przypomina papież Franciszek, „pachnieć owcami”. W stu procentach zgadzam się z przedmówcą. Ktoś, kto decyduje się na przestąpienie progu seminarium czy klasztornej furty, musi zmierzyć się z falą hejtu, nieprzychylną, osądzającą opinią publiczną i łatką pedofila, którą od czasu do czasu przypną mu „życzliwi” (znajomi księża przerabiają to ostatnio regularnie).

Wbrew pozorom to… dobra sytuacja. Dobra, choć niezwykle trudna, wymagająca hartu ducha, ewangeliczna, bardzo oczyszczająca intencje. Jasne, będzie prowokowała częsty krzyk: „Ratuj!”, ale przecież i apostołowie wielokrotnie znajdowali się w takim położeniu (kocham to polskie słowo oddające naszą horyzontalną pozycję) i, jak pokazało życie, wyszło im to na dobre.

Wszyscy są winni?

Dostępne jest 12% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.