Światła

Różnie reagujemy na stres. Ale pomóc mogą nie tylko pigułki.

Światła

17 dzień października, epidemii w Polsce dzień 229. Aż chciałoby się komentować sprawy takie jak kabaret wokół zatrzymania Romana Giertycha. Znaczyłoby, że nie mamy większych zmartwień. Niestety, mamy. Narasta fala epidemii. Wraz z jej wzrostem maleje pewnie gwałtownie liczba tych, którzy mówią, że jej nie ma. Co nie gasi w wielu innych potrzeby głośnego oburzania się na ludzka głupotę. Spokojnie: tu najczęściej nie o brak używania rozumu chodzi. Wyparcie to jeden ze sposobów reakcji na stres i strach, nie wiecie? Podobnie zresztą jak wybuchy gniewu i agresja. Po prostu różnie z tym stresem próbujemy walczyć...

Myślę, że są w tym wszystkim jednak światła pokoju i nadziei. Nawet gdy jest trudno....  Ale może ciut inaczej.

W mojej parafii wielki problem: zmarł ksiądz emeryt, który od kilkunastu lat w tej naszej parafii pomagał. Dość nagle, bo mimo iż w zeszłym roku mocno słabował, to teraz wszystko wydawało się  być w miarę w porządku. Był, jak się okazało, zakażony koronawirusem. Księża na kwarantannie, msze będą odprawiali kapłani spoza parafii... Pisząc o jego śmierci nasz proboszcz napisał, że informuje o tym z przykrością, ale i z „chrześcijańską nadzieją na życie wieczne”. I to  bardzo ważne. To zwrócenie uwagi na życie wieczne. Zwłaszcza teraz, gdy możliwość śmierci staje się znacznie mniej abstrakcyjna. Nasze życie – jak słyszymy w jednej z prefacji mszy pogrzebowej – zmienia się, ale się nie kończy. I gdy rozpadnie się dom naszej doczesnej pielgrzymki znajdziemy – mamy nadzieję – w niebie wieczne mieszkanie. Bez tej wiary pozostałby nam tylko strach. Nawet bez epidemii. No bo śmierć jest przecież czymś nieuchronnym. Jedyną pewną rzeczą, jaka człowieka w życiu spotyka... Dzięki niech będą Chrystusowi za to, że przez swoją śmierć i zmartwychwstanie dał nam taką nadzieję!

To jedno światło. Najważniejsze. Ale jest i drugie. Postać owego 83 letniego kapłana. Jan Małysek. Tak się nazywał. Poznałem go, kiedy miałem 15 lat. Był moderatorem na mojej pierwszej oazie. Potem, przez całe lata, dość często go spotykałem. Może dlatego, że został proboszczem w sąsiedniej parafii :) I zawsze mnie poznawał, pamiętał. Także wtedy, gdy z połamanymi nogami leżałem w szpitalu, a on przychodził tam jako kapelan. Urzekły mnie wtedy jego homilie. Prosto, zwyczajnie tłumaczył wtedy trudne przecież fragmenty Ewangelii Jana...  I tak było, gdy już jako emeryt zaczął pomagać w naszej parafii. Dobrze się go słuchało. I dobrze się z nim rozmawiało. Właściwie co niedzielę. Od wielu lat. W zakrystii, przed albo i po Mszy (okazja dla lektora, a później nadzwyczajnego szafarza Komunii)...

Moje spojrzenie na tę postać nie jest pewnie obiektywne, bo zabarwione starą sympatią. Ale... Poczytałem na Facebooku, pod informacją o jego śmierci, wpisy ludzi, którzy też go znali. Z mojej parafii, pewnie też z innych. Sporo o tym, jaki był wspaniały, jaki dobry człowiek, jaki dobry spowiednik. Wpisy – także ministrantów.  Przecież, jak większość młodych, zazwyczaj niezbyt skłonnych, by starszych doceniać. Czy można kapłanowi wystawić lepszą  ocenę? Może bez fajerwerków, bo przecież gdy zjawił się w naszej parafii był już emerytem. Ale zawsze był, zawsze służył, zawsze taktowny, zawsze dla ludzi... Przez całe kapłańskie życie, bo odkąd go znałem taki właśnie był. I takim go widzieli pewnie moi dawni znajomi, którzy przez lata z radością jako animatorzy jeździli z nim na oazy....

Nie, nie po to to piszę, by słowem wystawić pomnik zmarłemu księdzu. Raczej o konstatację: patrzcie, są wśród nas wspaniali kapłani. Jakież to inne od obrazu, jaki często wyłania się z mediów, prawda? Jasne, kiedy ci kapłani wśród nas są, traktujemy to jako oczywistość nad którą nie ma się co rozwodzić. Dopiero ich śmierć sprawia, że rozwiązują się nasze języki....

Tak, to owo drugie światło. Śmierć dostojnego już wiekiem kapłana, która pomaga dostrzec oczywistość, że złych kapłanów to najczęściej znamy z czyichś opowieści.  Ci którzy są wokół nas najczęściej są inni. I choć miewają swoje słabości, gorsze i lepsze dni – któż z nas ich nie ma – to przecież najczęściej to naprawdę Boży ludzie. I niech  te dwa światła – przynajmniej te dwa – pomagają nam w tym trudnym dla nas wszystkich czasie żyć pięknie. Mimo wszystko.