Jeśli nie sprawiedliwy to...?

Ciekaw jestem czy mówiący o tym, że Bóg nie karze zdają sobie sprawę z konsekwencji swojej wizji Boga.

Jeśli nie sprawiedliwy to...?

14 dzień października. Epidemii w Polsce dzień 222. Fala nowych zakażeń i zachorowań rośnie... Jak napisał kolega, nie ma co nadziei pokładać w Asyrii. Czyli w ludzkiej zmyślności. Nadzieja ostatecznie nie tylko w epidemii, ale zawsze - tylko w Bogu...

Czy Bóg jest sprawiedliwym sędzią, za dobro wynagradzającym, a za złe karzącym? Dyskusja na ten temat trwa. A mnie jeżą się na głowie resztki włosów. Dobrze, że ich nie mam zbyt wiele i zbyt długich, bo nie wiadomo jak bym wyglądał. Jeży się na myśl, że Bóg mógłby nie być sprawiedliwym sędzią....

Chyba rozumiem skąd deprecjonowanie tej prawdy wiary (tak, prawdy wiary: mówimy przecież, że Chrystus przyjdzie kiedyś SĄDZIĆ żywych i umarłych; sąd bez sprawiedliwości nie jest sądem). Rozumiem, że czasem w człowieku pojawia się lęk, że wszystko do tej pory w życiu robił nie tak i Bóg na pewno go skaże na wieczne potępienie. Rozumiem, że takim ludziom trzeba mówić o tym, że Bóg nie jest złośliwym urzędnikiem pilnującym wszystkich najdrobniejszych formalności, nie jest aptekarzem do miligrama odważającym dobro i zło, nie jest złośliwym policjantem, który jak tylko może, choćby i naginając prawo, wypisze maksymalnie wysoki mandat. Ale mówić że Bóg nie karze, że nie jest sprawiedliwy to...

Nie znajduję słów. Myślę nie o tych, którzy dopuszczali się mniejszych czy większych nieprawości i z tego powodu boją się Boga, ale o ich ofiarach. O polskich oficerach mordowanych strzałem w tył głowy. O ofiarach obozów koncentracyjnych, bitych, głodzonych i trutych gazem. Myślę o oprawcach z UPA rozpruwających kobiety ciężarne i zabijających – na oczach rodziców! – małe dzieci. Myślę o tych, którzy z rozkazu żądnego sławy dowódcy szli w I wojnie do samobójczych ataków na okopy wroga albo ginęli jako odmawiający wykonania takiego rozkazu. Powiedzieć że Bóg nie jest sprawiedliwym sędzią to powiedzieć, że ich strach, ich ból, ich bezsilność nie mają dla Boga znaczenia. To powiedzieć tym, którzy odmawiali wykonania zbrodniczych rozkazów, że byli głupcami. Bo mogli skatować, mogli podpalić, wyłupić oczy, wyrwać język, zgwałcić i zabić. Co za problem, jeśli nie ma na końcu sprawiedliwego sądu? Najwyżej opuszczą oczy, uronią ze strachu przed karą parę łez, a Bóg ich pogłaszcze po główce. A tych, którzy jednak będą domagali się sprawiedliwości pośle pewnie do piekła. No bo niemiłosierni...

Przepraszam, ale twierdzący, że Bóg nie jest sprawiedliwym sędzią właśnie taki obraz Boga lansują. Szyderczy i bluźnierczy. Obraz Boga, dla którego nie ma znaczenia, czy jest się człowiekiem prawym, czy wredną szują. I nawet nie to czy za pobożnym złożeniem rąk kryje się szczera wiara czy udawanie.

Bóg żałującemu grzesznikowi wybacza, to prawda; wybacza temu, kto swoją nadzieję pokłada w usprawiedliwiającej mocy krzyża Chrystusa. Ale czy można mówić o żalu, wierze w Chrystusa, gdy jest pragnienie otrzymania przebaczenia, ale bez chęci naprawienia, choćby w najmniejszym stopniu, popełnionego zła? Co to za żal? Żal złodzieja, że może trafić do więzienia i nie będzie mógł przez kilka lat skorzystać z owoców kradzieży? Żal oszczercy, który oczernieniem wygryzł współpracownika ze stanowiska, a teraz płacze, że kiedy prawda wyjdzie na jaw może stracić stanowisko? Żal mordercy, który boi się więzienia, ale na pytanie czy zrobiłby to jeszcze raz odpowiada że oczywiście, bo jego ofierze się należało? Co to za żal? O czym my w ogóle mówimy?

Drogą powrotu do Boga jest zawsze nawrócenie. Wtedy Bóg bez problemu wybacza. Ale nie odstawianie teatrzyku. Nawrócenie jest przywróceniem, oddaniem  sprawiedliwości. Choćby w pewnej mierze. Dlatego zakłada uznanie popełnionego zła, nie wmówienie sobie, że nic się nie stało. No i wymaga też pragnienia naprawienia popełnionego zła. Jeśli moją pożyczkę musiał spłacić żyrant, to czy nie powinienem zwrócić mu, co przeze mnie stracił? O jakim nawróceniu mówimy, gdy ktoś nie chce tego zrobić? Jeśli przez moje kłamstwo sypie się czyjeś małżeństwo, to czy nie powinienem przyznać się, że kłamałem? Jakie to nawrócenie, gdy nie mam odwagi zmierzyć się z konsekwencjami mojego grzechu, a każe je nieść innym?

Bóg jest miłością. Każdy szczerze się nawracający może liczyć na Boże przebaczenie. Ale Bóg nie jest ślepy na krzywdę i niesprawiedliwość. I nie jest miłością usypianie ludzkiego sumienia. Bo to odwodzenie człowieka ode decyzji o prawdziwym nawróceniu. A to może doprowadzić człowieka do wiecznego potępienia.