Kryzys

Egoizm to rozpychanie się łokciami. Czyli... hmmm... wytwarzanie wokół siebie pustki.

Kryzys

Przeglądałem zdjęcia. Takie ilustracje. Pod jednym podpis: „rodzina w kryzysie”. Zacząłem się zastanawiać: faktycznie? To rodziny przeżywają kryzys?

To chyba nie tak. Owszem, bywają rodziny w kryzysie. Sporo też jednak udanych, w których dzieje się całkiem dobrze. Nie sądzę by twierdzenia, że to instytucja rodziny przeżywa kryzys było uprawnione. Myślę, że problem mają raczej ci, którzy nie chcą małżeństwa, a wybierają konkubinat. Żeby w razie czego łatwiej było się rozejść. Mają go ci, którzy wybierają życie singla (nie mylić z życiem samotnym): życie bez zobowiązań, skakanie z kwiatka na kwiatek; ludzie, którzy na myśl o własnym dziecku mówią „a fuj!”, a wiązania się na stale unikają ze względu na to, że przecież w razie czego nie będą dzielić SWOJEGO mieszkania.

Myślę że u podstaw tego i wielu innych problemów współczesnego świata jest raczej  kryzys człowieczeństwa. To człowiek nam dziś skarlał. Nie dorasta do miary wielkości, jaką nawet bez większych wysiłków mógłby osiągnąć. Nie kocha miłości, nie jest i nie chce być dla drugiego człowieka. Tak zapatrzony jest w swoją wolność i swoje prawa, że, jak chłop kłócący się o pięć centymetrów miedzy, gotowy jest ciągle poszerzać ich granice nie bacząc, że depcze prawa i wolności innych.

Ot, łatwe oddawanie starych i niedołężnych rodziców do różnych domów opieki. Może w Polsce mniej, ale na zachodzie to już norma. Można odwiedzić, nie trzeba. A jak kosztuje za dużo – niekoniecznie pieniędzy, ale bólu patrzenia na starość – to świetnym pomysłem staje się eutanazja. Dziecko? Jeśli chcę. Więc jeśli chcę – inseminacja, nie dająca szans na życie części już poczętych. Jeśli nie – cały przemysł farmakologicznej i „tradycyjnej” aborcji. Ja, ja i jeszcze raz ja.

Podobnie jest w kwestii ochrony środowiska: jedni, nie bacząc na potrzeby innych, uważają, że mogą z niego korzystać do woli. Druga strona, wbrew pozorom, też często kieruje się egoizmem: tych ludzi nie obchodzi to, z czego bliźni będą żyć, byle żaby na mokradłach miały się dobrze. A oni, wyrzucając na śmietnik stertę całkiem dobrych, ale nienoszonych ciuchów, mogli mimo wszystko mieć poczucie, że dbają o środowisko. Szczytem zaś egoistycznej zmyślności, stosowanym przecież przez całkiem sporą grupę bogatych państw,  jest pożyczenia biedniejszym pieniędzy po to, żeby mogły kupić produkowane przez nie towary. Dodajmy, pieniędzy, które istnieją tylko jako zapisy na papierze, a realnie zaczynają istnieć dopiero, kiedy zostają pożyczone.

Albo taki stosunek do prawdy. Nieważne co nią jest, nieważne cieniowanie win i zasług, byle przekonać innych do swoich racji, żeby moje było na wierzchu.  Można nawet żądać absurdu, jakim jest żądanie uznania, że mężczyzna to kobieta. Ja mam prawo i choć bełkoczę ciągle o wolności,  ty nie masz nawet takiej jej odrobiny, by w sprawie oczywistej pójść z głosem rozsądku.

A dziedzina seksualności i seksualnej orientacji? Przecież to dawno nie jest już wołanie o tolerancję, ale domaganie się afirmacji. Żeby tylko ani przez moment nikt, kto hołduje jakimś dewiacjom, nie poczuł żadnych wyrzutów sumienia. A kto nie chce na afirmację się zgodzić – ten jest człowiek gorszym, bo nienowoczesnym. I chwali się potem jakaś gwiazdeczka, że jest panseksualna. Bo to takie na czasie. Tyle że chyba nie wie – nie tylko ona – co znaczy przedrostek „pan-”. A mnie po takim wyznaniu na wspomnienie wiedzy wyniesionej z lektury podręcznika o zawiłościach ludzkiej „panseksualności” robi się niedobrze....

Tak, myślę, że mamy kryzys człowieczeństwa. Stworzony do miłości, realizujący się przez dawanie siebie człowiek zapomniał o najpiękniejszym wymiarze swojej natury. Zamknięty w swoim egoizmie przestał słuchać Boga i dlatego nie widzi też w czym tkwi jego wielkość. To smutne, ale dodające też otuchy. Żeby naprawić świat wystarczy, że człowiek dorośnie do miary swojej wielkości.

 

TAGI: