Okręt na rzece krwi

Franciszek Kucharczak

GN 36/2020 |

publikacja 03.09.2020 00:00

Kryzys Kościoła na przełomie starożytności i średniowiecza był cięższy od dzisiejszego. Wspomnienie św. Grzegorza Wielkiego pozwala to zauważyć.

Grzegorz Wielki nie szukał zaszczytów, a papieżem został po to, żeby służyć. Cały jego pontyfikat był tego dowodem. Alamy /pap Grzegorz Wielki nie szukał zaszczytów, a papieżem został po to, żeby służyć. Cały jego pontyfikat był tego dowodem.

To były czasy dużo lepiej od dzisiejszych pasujące do scenariusza nadchodzącego końca świata. Paroksyzm zapadającego się imperium, napierający zewsząd barbarzyńcy, za nic mający kulturę, sztukę i naukę antyku. Ruiny cudnych miast, splądrowane domy, poniszczone kościoły. Głód, zarazy, niepewność każdej chwili, a do tego straszliwe wieści, przynoszone przez ludzi z obłędem w oczach. Oni jeszcze ocaleli, ale to, co widzieli, nie pozwalało im spać i przerażało słuchaczy. Krew, krew, rzeki krwi wytoczonej z ciał męczonych z wyrafinowanym okrucieństwem.

Wielu z tych, co uszli w porę, schroniło się w Rzymie. Tymi ludźmi musiał się zająć nowy prefekt Rzymu, mianowany właśnie przez bizantyjskiego cesarza Justyniana. Był to Grzegorz, arystokrata, Rzymianin z krwi i kości, kultury i tradycji. A przy tym szczery chrześcijanin, syn świętych rodziców Gordiana i Sylwii.

Dzięki jego tytanicznej pracy Rzym zaczął odzyskiwać równowagę. Grzegorz miał poczucie obowiązku i wiedział, że cokolwiek robi, ma to znaczenie duchowe. Nie miał jednak czasu na modlitwę i medytację. W pewnej chwili zdał sobie sprawę, że traci coś szalenie istotnego. „Kiedy mój umysł starał się służyć światu jedynie na zewnątrz, różnorakie niepokoje i troski o sprawy tegoż świata nachodziły mnie do tego stopnia, że ogarniały również mą duszę” – zanotował później. Uświadomił sobie w pewnej chwili, że nie chce tego. Patrząc na tłumy uciekinierów z terenów ogarniętych przez Longobardów – w tym często ludzi niedawno jeszcze zamożnych i zadowolonych, a teraz nędzarzy bez perspektyw – ujrzał dramatyczną niestałość ludzkich losów. Pisał potem: „Trzeba bowiem tych, którym spełniają się marzenia doczesne, napominać, by gdy wszystko idzie po ich myśli, nie zatapiali umysłu w tym, co otrzymują, zapominając szukać dającego; by nie miłowali pielgrzymowania zamiast ojczyzny, by zasiłków na drogę nie obracali na przeszkody w dążeniu, by nocnym światłem księżyca upojeni, nie unikali patrzenia na jasność słoneczną”.

Dostępne jest 25% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.