Lourdes niewymownym dowodem miłości Boga

Wojciech Solosz

publikacja 10.11.2010 07:30

„Ci, którzy się modlą, czynią więcej dla świata niż ci, którzy walczą. Jeżeli świat staje się coraz gorszy, to dzieje się tak dlatego, że więcej stacza się bitew niż modlitw” - J. Cortes.

Lourdes niewymownym dowodem miłości Boga Henryk Przondziono/Agencja GN Matka Boża z Lourdes

Bóg jest miłością

Prawdziwego Boga, takim jaki jest naprawdę, nikt nigdy nie widział. Jednak Stwórca nie jest dla nas całkowicie niewidzialnym ani niedostępnym. To On umiłował nas jako pierwszy. Ta wielka miłość, która objawiła się pośród nas, stała się widzialna, gdyż „zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu” (1 J 4,9). Bóg stał się widzialny w Swoim Synu Jezusie Chrystusie. Jednak otaczający nas świat uczy, że istnieje wiele możliwości widzenia Boga. Błogosławiona Matka Teresa z Kalkuty nieprzerwanie czyniła uczynki miłosierdzia, pochylała się nad chorymi i umierającymi tylko dlatego, że widziała w nich odbicie samego Boga. Od samego początku naszego istnienia Bóg nie przestaje wychodzić nam naprzeciw, kierując się w Swym działaniu nieprzebraną miłością do każdego człowieka. Ojciec Święty Benedykt XVI w encyklice „Deus caritas est” podkreśla fakt, że Bóg nieustannie próbuje zdobyć każdego człowieka – aż do Ostatniej Wieczerzy, aż do śmierci na krzyży i przebitego serca i do objawień Zmartwychwstałego Chrystusa.

Boża troska o człowieka przejawia się w działach Kościoła, w ludziach, których określamy mianem świętych, ale przede wszystkim jest ona najlepiej widoczna w Sakramentach św. i Eucharystii. Istnieją również na świecie miejsca, w których gromadzi się żywa wspólnota wierzących, dzięki której również możemy doświadczyć obecności i miłości Boga. Jednym z takich miejsc jest sanktuarium Matki Bożej w Lourdes, którego serce bije w grocie Massabielle. Tutaj, w dwumetrowej owalnej niszy, stoi figura Niepokalanej, tej, która bez przerwy kieruje nasze kroki ku Bogu. Wraz z około 6 milionami pielgrzymów ( jak podają najnowsze statystyki ) przybywających do Lourdes każdego roku ze 170 krajów, grota massabielska stała się jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc na ziemi. Na własne oczy wielu z nas przekonało się, że mimo różnic wieku, warunków socjalnych, narodowości, ras, a nawet i religii, tysiące osób wykonuje te same gesty: wszyscy piją wodę ze źródła, a nawet zanurzają się w niej, dotykają groty objawień, zapalają świece i trwają na modlitwie. Dziesiątki chorych przybywających każdego dnia do tego miejsca i tyle samo wolontariuszy, wszyscy oni świadczą o niesamowitej atmosferze tego sanktuarium.

Rzeczywistość Lourdes przekracza często poza najśmielsze oczekiwania wielu z nas, gdyż jest tak odmienna od naszego codziennego życia. Lourdes nie przestaje być tym miejscem, z którego Bóg ciągle wychodzi nam naprzeciw. To tutaj doskonale widać, że pochyla się On na ludzką nędzą, że jęczy na widok ludzkiego cierpienia, jak Chrystus, kiedy uzdrowił głuchoniemego(Mk 7,31 – 37). W Lourdes  spotkanie z widzialnymi przejawami miłości Boga może wzbudzić w wielu z nas uczucie radości, jakie pochodzi z przekonania, że jest się kochanym. Synonimem słowa Lourdes zdaje się być nie tylko nadzieja czy uzdrowienie, ale przede wszystkim miłość. To właśnie przez nią Bóg dokonuje tego wszystkiego, co ma miejsce w tym pirenejskim zakątku Francji. O tym jak wielkiej miłości doświadczają tutaj rzesze ludzi, świadczy choćby fakt, że od dziesiątków lat na terenie sanktuarium obowiązuje sześć oficjalnych języków. Takiej ilości języków potrzeba, żeby móc się komunikować z milionami pielgrzymów.

Wszystko zmierza ku Chrystusowi

Sanktuarium w Lourdes obfituje w symbole. Są one wymowne i żywe, ponieważ odwołują się do elementów wpisanych w ludzką tradycję oraz do dzieł, których dokonuje Bóg na naszych oczach. Pierwszym symbolem jest woda z cudownego źródła, które wytrysnęło spod rąk Bernadety podczas dziewiątego objawienia. I choć jest to najzwyklejsza woda z niewielką zawartością kamienia, jej spożycie lub zanurzenie się w niej przyczyniło się do wielu uzdrowień na ciele i duszy. Zgodnie z wiarą Kościoła to Bóg w Swojej miłości ulecza poprzez wodę, modlitwę i sakramenty, za wstawiennictwem Pani z groty Massabielle. Woda jest potężnym znakiem. Już sama Bernadeta powiedziała: „Traktuje się wodę jak lekarstwo…Trzeba wierzyć, trzeba się modlić. Ta woda nie miałaby żadnych właściwości bez wiary!” Woda z Lourdes jest znakiem innej wody, tej chrzcielnej. Każdy wykonany gest z użyciem wody pozwala odnaleźć sens swojego życia, oczyścić i odmienić serce. Woda ze źródła jest symbolem oczyszczenia, jakiego może udzielić tylko Chrystus. To On jest zdrojem wody żywej, to z Jego przebitego serca wypłynęła krew i woda, o czym nieustannie przypomina nam obraz Bożego Miłosierdzia. To On poi nasze dusze, to On oczyszcza je z wszelkich brudów: „Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskującej ku życiu wiecznemu” (J 4,14).

Każdy z symboli Lourdes zorientowany jest ku Jezusowi. Matka Boża nie koncentruje całej uwagi pielgrzymów na sobie samej. Ona jest przewodniczką podprowadzającą każdego człowieka do Swego syna. To ona towarzyszy nam w tej największej pielgrzymce, jaką jest nasze ziemskie życie. W Lourdes wierni uczestniczą w procesjach, które symbolizują ludzką egzystencję na ziemi. Wszyscy zmierzamy w tym samym kierunku, mimo iż „trasa” naszej ziemskiej pielgrzymki bywa czasem bardzo różna. Z Maryją łatwiej iść po nieraz wyboistych drogach życia. Idąc z Nią, nie można zabłądzić. Przypomina nam nawet o tym napis na mozaice głównego ołtarza bazyliki Różańca św.: „Przez Maryję do Chrystusa.”

Kolejnym symbolem jest skała. François Mauriac, francuski pisarz, powiedział kiedyś o grocie objawień, że jest ona sercem, które nigdy nie przestaje bić. Dotknięcie skały symbolizuje dotknięcie nie tylko miejsca, gdzie stała fizycznie Matka Boża, ale również dotknięcie Boga trwałego jak skała. To właśnie na tej skale, a więc na czymś co jest bardzo trwałe, Jezus zakłada Swój Kościół, a bramy piekielne bo nie przemogą (Mt 16, 18). Dziś grota objawień lśni, jakby była wypolerowana od miliardów czułych dotknięć.

Chrystus jest światłością świata (J 8,12). To On rozprasza mroki ludzkiego grzechu w Sakramencie Pokuty i zapala światło w naszej duszy za każdym razem, kiedy przyjmujemy Komunię Świętą. Podczas jednego z objawień Bernadeta trzymała w dłoni świecę i od tego czasu świece ofiarowane przez pielgrzymów palą się bez przerwy, dniem i nocą. Światło, symbole Zmartwychwstałego, jest kolejnym znakiem Lourdes. Zapalona świeca jest namacalnym znakiem, za którym kryje się ludzka modlitwa: prośba, ofiara lub dziękczynienie. Podczas wieczornej procesji maryjnej pielgrzymi modlący się ze świecami w dłoni wyrażają właśnie nadzieję na zbawienie, na spotkanie z Tym, który jest Światłością.  

Orędzie Lourdes

Orędzie Pani z groty jest przejrzyste i uniwersalne jak Ewangelia. Często mówi się, że orędzie Matki Bożej z Lourdes jest czysto ewangeliczne. Nie przepowiada ono żadnych kar ani żadnych nieszczęść. Wzywa do nawrócenia i pokuty, na znak której Bernadeta całowała ziemię. Piękna Pani prosiła również o modlitwę w intencji grzeszników i o wybudowanie kaplicy, w której ludzie mogliby odnajdywać drogę do Boga. Prosiła także o przychodzenie w procesjach, stąd też pielgrzymi nawiedzający sanktuarium w Lourdes mogą każdego dnia uczestniczyć w dwóch procesjach: eucharystycznej z adoracją Najświętszego Sakramentu i błogosławieństwem dla chorych (godz.17) oraz maryjnej (godz.21), podczas której wierni odmawiają różaniec, śpiewają hymn „Po górach, dolinach”, a tysiące zapalonych świec tworzą radosną i świąteczną atmosferę. Ostatnią częścią orędzia było wezwanie do odmawiania różańca. Ta prośba będzie się powtarzała przy okazji innych późniejszych objawień maryjnych w belgijskim Banneux, w Fatimie czy w Medjugorie. Maryja nieustannie przypomina nam o potrzebie odmawiania tej prostej, ale jakże głębokiej modlitwy.

Historia Europy i poszczególnych ludzi pokazuje, że nigdy nie zawiódł się ten, kto z wiarą przyzywa pomocy Matki Miłosierdzia odprawiając modlitwę różańcową. Potęga tej prostej modlitwy szczególnie dobrze była widoczna w XVI wieku, w 1571 roku, kiedy to armia turecka stała się potężnym zagrożeniem dla chrześcijaństwa w Europie. Wtedy to papież Pius V wezwał wiernych do nieustannej modlitwy różańcowej. Rzeczą oczywistą było, że w przypadku zwycięstwa Turków nad krajami Europy, Kościół zostanie poważnie zniszczony, a sułtan Selim nawet obrał sobie za szczególny cel zniszczenie Rzymu. Wszystko wydarzyło się 7 października 1571 roku. Wtedy to doszło do decydującej bitwy pod Lepanto u wybrzeży Grecji. Flota Turków znacznie górowała nad chrześcijańską. W nocy, która poprzedzała dzień bitwy, admirał Jan z Austrii nieustannie się modlił, a rankiem jego żołnierze przystąpili do Sakramentu Pokuty i przyjęli Komunię św.. Zacięta walka trwała przez 12 godzin. Ojciec Święty, przebywając tego dnia w ogrodach Watykanu, nagle zwrócił się do towarzyszących mu osób: „Dzięki Matce Najświętszej bitwa została wygrana.” Na pamiątkę tego wielkiego zwycięstwa 7 października Kościół oddaje cześć Matce Bożej Różańcowej.

Papież Jan XXIII każdego dnia odmawiał trzy części różańca. Przez całe swoje życie był wielkim propagatorem tej modlitwy. Jemu też przypadł zaszczyt konsekrowania Bazyliki Podziemnej Piusa X w Lourdes w setną rocznicę objawień Matki Bożej, kiedy był jeszcze nuncjuszem apostolskim we Francji. Zadziwiająca jest również lista cudów, jakie dokonały się za przyczyną modlitwy różańcowej, zarówno w francuskim Lourdes, jak i tym naszym kochłowickim. Spisane zostały nawet łaski, jakie otrzymali wierni modlący się przez Matką Bożą z Lourdes w naszym starym kościele. Dobrze, że dwusetna rocznica istnienia tej świątyni przypadła właśnie w październiku, kiedy to w sposób szczególny kierujemy się ku Bogu za wstawiennictwem Królowej Różańca Świętego. Dobrze, że ten wielki proboszcz, jakim był Ludwik Tunkiel, wybrał się z pielgrzymką do Lourdes. To właśnie on, zainspirowany tym świętym miejscem, stworzył w Kochłowicach taką swoistą miniaturę tego sanktuarium. 

Nowe uzdrowienie dopiero co zostało ogłoszone za cudowne

Dziś Włoszka Anna Santaniello jest leciwą kobietą, ale w momencie, kiedy została dotknięta przez uzdrawiającą moc Boga, miała 41 lat. Jej osoba jest wymieniana w historii Lourdes jako 67 przypadek cudownego uzdrowienia. Wszystko zaczęło się 19 sierpnia 1952 roku, kiedy to poważnie schorowana Anna Santaniello została uzdrowiona w niewytłumaczalny sposób po zażyciu kąpieli w basenach na terenie sanktuarium podczas pielgrzymki, jaką odbyła razem z wieloma innymi chorymi do Lourdes.

Anna Santaniello urodzona w 1912 roku, cierpiała na poważne schorzenie serca, ostre i uporczywe duszności oraz na ostry reumatyzm stawowy. Miała również problemy z mówieniem i chodzeniem. Na nadmiar złego jej życie stawało się coraz trudniejsze z powodu ataków astmy oraz sinicy (cyanosis) twarzy i warg.

16 sierpnia 1952 roku pani Anna wybrała się pociągiem na pielgrzymkę zorganizowaną z myślą o chorych do Lourdes. Podczas całego pobytu w sanktuarium była pod stałą opieką medyczną. !9 sierpnia została zaniesiona na noszach do basenów i zanurzona w wodzie z cudownego źródła. Jednak stan jej zdrowia nie polepszył się na tyle, żeby mogła wyjść z basenów o własnych siłach. Wieczorem tego samego dnia uczestniczyła w procesji maryjnej ze świecami. Nazajutrz, 20 sierpnia, została przebadana przez kilku lekarzy, którzy opiekowali się chorymi z pielgrzymki. Ich oświadczenie było zadziwiające: tętno 90, rytm regularny, sinica i duszności całkowicie zniknęły. Chora była w stanie chodzić o własnych siłach bez większego problemu. Spała spokojnie, powrócił jej apetyt, którego nie miała już od dawna. Po powrocie do Włoch poszła odwiedzić swoich rodziców w Turynie.

29 sierpnia poddała się badaniom dwóch lekarzy, którzy stwierdzili, że jej schorzenia w cudowny sposób całkowicie ustąpiły. Po wielu latach wnikliwych badań przypadek Anny Santaniello został uznany za 67 cudowne uzdrowienie w Lourdes. Kościół ogłosił to światu 9 listopada 2005 roku. Dziś pani Anna tak mówi o tamtym wydarzeniu: „Przybyłam do Lourdes między innymi z pewnym młodym człowiekiem w wieku 20 lat, który nazywał się Nicole. Na skutek wypadku utracił on zdolność chodzenia. Będąc w grocie prosiłam Matkę Bożą, żeby przywróciła zdrowie temu młodemu człowiekowi, który prosił, żebym mogła wrócić do pracy. W tamtym czasie pracowałam jako pielęgniarka w Czerwonym Krzyżu. Po moim powrocie do Włoch, kiedy byłam już uzdrowiona, zaproponował mi pracę z dziećmi, którym nie było dane szczęśliwie przeżyć okres ich dzieciństwa. Praca z takimi dziećmi była dla mnie prawdziwym darem.”