Włochy. Cuda przy grobie 37-letniego kleryka

baja /Avvenire

publikacja 25.08.2020 16:50

Nazywali go "seminarzystą uśmiechu". Dziś przy jego grobie wierni nawracają się i doświadczają łask, a kard. Gualtiero Bassetti otwiera dochodzenie w sprawie życia, cnót i opinii świętości Gampiera Morettiniego z Perugii.

W chwili śmierci miał 37 lat. Avvenire /FB (za archidiecezja Perugia) W chwili śmierci miał 37 lat.

 

Włoski kleryk zmarł 21 sierpnia 2014 r., w wieku 37 lat, po bolesnej hospitalizacji. Wcześniej, w lipcu, przeszedł bardzo trudną operację na sercu. Gdy poczuł się źle w seminarium, okazało się, że ma poważne wrodzone wady rozwojowe, co wymagało pilnej interwencji chirurgicznej.

Żywy przyjaciel

Po 6 latach od śmierci Giampiera jego grób stał się miejscem nieustannych pielgrzymek, nie tylko krewnych i znajomych, ale także tych, którzy "odkryli go" dzięki wspólnym znajomym, dzięki poświęconej mu książce i świadectwu tych, którzy doznają tu szczególnych łask. Jego historię opisuje także Giacomo Gambassi w "Avvenire", największym włoskim dzienniku katolickim.

"Wielu prosi o jego wstawiennictwo w uzdrowieniu chorych dzieci lub poczęciu dziecka, inni odkrywają, że modlitwa przy jego grobie daje im głęboki wewnętrzny pokój, jeszcze inni opowiadają o otrzymanych łaskach, jak pocieszenie w udręce, towarzyszenie przy dobrej śmierci, uzdrowienie dziecka czy nawrócenie ukochanej osoby" - pisze postulator ks. Francesco Buono w dokumencie skierowanym do kard. Gualtiera Bassettiego, arcybiskupa archidiecezji Perugia-Città della Pieve i przewodniczącego Konferencji Episkopatu Włoch, prosząc o otwarcie procesu beatyfikacyjnego młodego mężczyzny, który marzył o kapłaństwie. "Wokół jego grobu po cichu, ale nieustannie gromadzą się ludzie, którzy czują tu miejsce bliskości Boga, a Giampiera traktują jak żywego przyjaciela, który może być pomostem pomiędzy nimi a Bogiem".

Kardynał Bassetti dał już zielone światło do rozpoczęcia dochodzenia w sprawie życia, cnót i opinii świętości seminarzysty. Jak wyjaśnia w podpisanym przez siebie edykcie, od tej chwili rozpoczyna się proces zbierania zarówno świadectw tych, którzy znali Giampiera, jak i tych o łaskach otrzymanych za jego wstawiennictwem.

"Nie sądziliśmy, że nasz syn był tak lubiany przez wiele osób, które także dziś powierzają się jego modlitwom" - opowiadali tygodnikowi diecezjalnemu "La Voce" rodzice kleryka Caterina i Mario.

Także z woli kard. Bassettiego i z jego przedmową ukazała się książka s. Roberty Vinerby, zatytułowana "Giampiero Morettini. Co do niego Bóg się nie pomylił" (w edycji paulińskiej), która odtwarza wydarzenia z jego życia, zaczynając od opowieści tych, którzy się z nim zetknęli.

 

Giampiero Morettini zmarł w 2014 r. (zdjęcie z okładki wydawnictwa paulińskiego).   Avvenire /FB Giampiero Morettini zmarł w 2014 r. (zdjęcie z okładki wydawnictwa paulińskiego).

 

"Chciałbym ofiarować swoje życie Bogu" - w ten sposób przedstawił się księdzu Nazzareno Marconiemu, rektorowi Papieskiego Seminarium Umbryjskiego, dziś biskupowi diecezji Macerata-Tolentino-Recanati-Cingoli-Treia.

Wewnętrzny ogień

Giampiero Morettini urodził się na Sardynii w 1977 r., ale dwa lata później przeprowadził się z rodziną do Sant’Angelo di Celle, niedaleko Perugii. Pracował najpierw w rodzinnej firmie rolniczej, a później z matką otwarł sklep owocowo-warzywny w Castel del Piano.

Jego życie toczyło się z dala od wiary. Aż do 13 marca 2006 r., kiedy do sklepu weszła pewna zakonnica z błogosławieństwem wielkanocnym. Poprosiła Giampiera o modlitwę, a ten - bez specjalnego przekonania - zgodził się. Zakonnica odmówiła króciuteńką modlitwę i na czole nakreśliła mu znak krzyża... "Gest, który naznaczył go na zawsze, i o którym nieśmiało opowiedział tylko kilku najbliższym przyjaciołom" - pisze G. Gambassi w "Avvenire".

Giampiero zwierzył się, że poczuł wewnętrzny ogień. To był punkt zwrotny. I podejście do konfesjonału, spotkania katechetyczne oraz wytrwały udział w adoracji eucharystycznej... W końcu, w 2010 r., także seminarium, "by być dobrym kapłanem" - zaznacza w dokumentach postulator.

"Giampiero pomógł mi modlić się, ponieważ wcześniej się nie modliłam, zaniedbywałam swoją wiarę" - wyznała mama Caterina.

Pod koniec III roku seminarium wykryto u niego chorobę, później były szpital, operacja, pogorszenie stanu zdrowia, które Giampiero znosił "z uśmiechem i zawsze ze spokojem, całkowicie poddany woli Bożej", a "pomimo wielkich cierpień obdarzał pokojem i nadzieją tych, którzy go odwiedzali".

W pogrzebie, który odbywał się w kościele św. Pio w Castel del Piano, uczestniczyło "mnóstwo osób, szczególnie młodych, wśród nich wielu, którzy nie znali osobiście Giampiera" - opisuje w dokumentach ks. Buono. "Kapłani, którzy w tym czasie spowiadali, pamiętają, że do sakramentu pojednania przystąpiło wielu młodych, na których ogromne wrażenie zrobiło poddanie się woli Bożej przez Giampiera podczas choroby. To właśnie skłoniło ich do powrotu do konfesjonału i do Kościoła" - podkreśla postulator.

"To misja, którą seminarzysta kontynuuje (na zawsze) z nieba" - konstatuje G. Gambassi w "Avvenire".