Bliskowschodnia mozaika

Gość Niedzielny

publikacja 10.10.2010 08:11

O trudnościach chrześcijan na Bliskim Wschodzie i nadziejach związanych z synodem im poświęconym z bp. Krzysztofem Nitkiewiczem rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz.

Bliskowschodnia mozaika Henryk Przondziono/Agencja GN bp Krzysztof Nitkiewicz

Ks. Tomasz Jaklewicz: Kiedyś na kolędzie spotkałem Syryjczyka. Zapytałem go, czy jest muzułmaninem. Odpowiedział: „A słyszał ksiądz o Damaszku, o św. Pawle, chrześcijaństwo było u nas trochę wcześniej niż w Polsce…”. Było mi wstyd.

Bp Krzysztof Nitkiewicz: – Bliski Wschód kojarzy się nam z konfliktami między Izraelem a Palestyńczykami lub z wojną w Iraku. Zapominamy, że na tych obszarach rozegrały się najważniejsze wydarzenia z historii zbawienia. Abraham wyszedł z Ur Chaldejskiego. Chrześcijaństwo zrodziło się i rozwinęło na Bliskim Wschodzie. Tam odbywały się pierwsze sobory. Te ziemie mają fundamentalne znaczenie dla naszej wiary, choć są dziś zdominowane przez islam, a chrześcijanie stanowią niewielki procent społeczeństw. Bliskowschodni chrześcijanie są świadkami pierwotnego Kościoła jako potomkowie tych, którzy spotkali się z Chrystusem i słuchali Jego słów.

Chrześcijan na tych ziemiach jednak ciągle ubywa.

– Problem emigracji chrześcijan jest jednym z głównych powodów zwołania synodu poświęconego Kościołom Bliskiego Wschodu. Tylko z samego Iraku na skutek wojny wyemigrowało 40 proc. tamtejszych chrześcijan, między innymi do Skandynawii. W Izraelu chrześcijanie stanowią około 2 proc., w Syrii ok. 9–10 proc., w Libanie jeszcze do niedawna chrześcijanie stanowili większość, a dziś jest ich 40 proc.

Ktokolwiek był w Ziemi Świętej, jest zadziwiony różnorodnością wschodniego chrześcijaństwa. Czy można opisać elementy tej mozaiki?

– Podziały wynikają po części z faktu, że poszczególne Kościoły rosły w odmiennych kulturach (żydowskiej, greckiej, perskiej, indyjskiej itd). Dochodziła także kwestia interpretacji prawdy objawionej. Pierwsze sobory formułowały wyznania wiary, ale nie wszystkie Kościoły się pod nimi podpisywały. Na tym tle dochodziło do kolejnych pęknięć. Spierano się zwłaszcza o rozumienie Chrystusa, o tajemnicę Jego boskości i człowieczeństwa. Nieraz biskupi z dalszych terenów nie mogli po prostu dojechać na sobór i dlatego nie przyjęli jego postanowień. Dialog ekumeniczny pokazał, że wiele teologicznych sporów wynikało po prostu z problemów językowych.

Kiedy myślimy o chrześcijańskim Wschodzie, to kojarzy się nam schizma z 1054 r., kiedy od Rzymu oddzielił się Kościół bizantyjski (prawosławny).

– Pierwsze podział nastąpiły o wiele wcześniej. Już po soborze efeskim w 431 r. część chrześcijaństwa się oddzieliła. Ten Kościół, zwany nestoriańskim, prowadził misje, sięgając przez Chiny aż po Syberię. Dziś spadkobiercami tej wielkiej tradycji są chrześcijanie żyjący w Iraku i w Indiach. Kolejny duży podział nastąpił po soborze chalcedońskim w 451 r. Wtedy odłączyli się od jedności Koptowie, Ormianie i Syryjczycy.

Część z tych starożytnych Kościołów wschodnich uznała potem zwierzchnictwo papieża.

– Począwszy od XV wieku, na skutek kontaktów z Kościołem łacińskim, niektóre Kościoły wschodnie zaczęły powracać do jedności z Rzymem. Zachowywały swój ryt, język i tradycje, godząc się zarazem na jedność doktrynalną i uznanie uniwersalnej władzy papieża. W ten sposób powstawały katolickie Kościoły wschodnie. Dzisiaj jest ich 22 i należą do 5 wielkich starożytnych tradycji: aleksandryjskiej, antiocheńskiej, armeńskiej, chaldejskiej oraz bizantyjskiej. Najwięcej tych Kościołów jest na terenie Bliskiego Wschodu, choć nie mają one wielu wyznawców. Największy jest Kościół maronicki, działający głównie w Libanie, liczy ok. 3 mln wiernych.

Całe to bogactwo chrześcijańskich tradycji zostało prawie zupełnie zmiecione przez islam.

– Jednym z powodów tego, że islam tak szybko podbił te tereny, były podziały wśród chrześcijan. I do dziś brak jedności osłabia chrześcijaństwo. Jednym z celów synodu będzie ożywienie więzi tych wschodnich katolickich Kościołów z Rzymem, ale także umocnienie ich wzajemnych relacji.

Czy to będzie pierwszy tego typu synod?

– Prototypem był synod poświęcony Libanowi w 1995 r., zwołany przez Jana Pawła II. Jego głównym celem było umocnienie i jednoczenie podzielonych libańskich chrześcijan. Ten synod nawiązuje do tamtego.

Dlaczego Benedykt XVI zwołał ten synod?

– Z powodu troski o te starożytne wspólnoty. Problemem jest brak trwałego pokoju (Irak, Ziemia Święta) oraz państwa islamskie, które są, delikatnie mówiąc, nastawione mało życzliwie do chrześcijaństwa. Na przykład w Egipcie, kulturowo należącym do Bliskiego Wschodu, pozwolenie na budowę kościoła musi wydać prezydent kraju, i zdarza się to bardzo rzadko. Kongregacja ds. Kościołów Wschodnich od lat stara się o zgodę na wybudowanie kościoła katolickiego w kurorcie Szarm el-Szejk, gdzie przyjeżdża mnóstwo turystów z Zachodu. Do dziś nie ma tam świątyni. W wielu miejscach dochodzi do jawnej agresji wobec chrześcijan, do zamachów, choć np. w Syrii relacje władz z chrześcijanami układają się dobrze i państwo daje za darmo teren pod kościół oraz zwalnia z opłat za prąd.

Jednak to właśnie napór islamu, państwowy czy kulturowy, powoduje, że chrześcijanie na Bliskim Wschodzie są dyskryminowani i wręcz wypychani ze swojej ojczyzny.

– Byłoby krzywdzące powiedzieć, że cały islam jest agresywny. Tam, gdzie ekstremiści islamscy wymykają się spod kontroli państwa, tam dochodzi do ekscesów. W Iraku struktury nowego państwa są dopiero tworzone i władze nie są w stanie chronić chrześcijan. W większości tych krajów jest wolność kultu, ale nie ma wolności religijnej, pozwalającej ewangelizować i świadczyć publicznie o swojej wierze. Wierny może pójść do kościoła, ale nie ma prawa prowadzić działalności religijnej na zewnątrz.

Ale w żadnym kraju muzułmańskim Bliskiego Wschodu nie ma wolności sumienia. Chrześcijanin, który przejdzie na islam, zostanie nagrodzony, ale gdyby muzułmanin chciał przejść na chrześcijaństwo, to grozi mu nawet śmierć.

– Problemem jest to, że w większości krajów islamskich obowiązuje szariat, czyli prawo islamskie, które faworyzuje muzułmanów. Według tego prawa, przejście muzułmanina na jakąkolwiek inną religię jest niemożliwe. Dlatego w niektórych krajach muzułmanie, którzy przeszli na chrześcijaństwo, karani są więzieniem. Chrześcijanie nie mają równych praw z muzułmanami. Przy czym w każdym kraju jest nieco inna sytuacja. W Iranie czy w Arabii Saudyjskiej jest silna dyskryminacja. W Iranie nie wolno nawet tłumaczyć literatury chrześcijańskiej. Ale już np. w Syrii, Jordanii, Libanie jest znacznie lepiej. W niektórych krajach prawo muzułmańskie uznaje prawo kanoniczne. Katolik w Egipcie, Syrii czy w Libanie nie uzyska rozwodu, bo prawo kanoniczne nie pozwala na rozwód i państwo to szanuje.

Jednym z zapowiedzianych tematów synodu ma być dialog z muzułmanami. Jak ma wyglądać ten dialog i do czego ma prowadzić?

– To bardzo trudny dialog, bo islam nie jest monolitem i ma wiele różnych odłamów, począwszy od podziału na sunnitów i szyitów. Można powiedzieć, że ile krajów, tyle odmian islamu. Nie wydaje mi się możliwy dialog na płaszczyźnie teologicznej. Chodzi raczej o szukanie porozumienia na płaszczyźnie kultury, spraw społecznych, uszanowania wzajemnych praw. Konkretnym miejscem dialogu na Bliskim Wschodzie są szkoły katolickie. W Betlejem działa uniwersytet katolicki, w którym 80 proc. studentów stanowią muzułmanie. Izrael chętnie dofinansowuje szkoły katolickie na swoim terytorium, bo uczą się w nich muzułmanie i chrześcijanie. Ekstremizm religijny zostaje zniwelowany przez edukację i kontakt. Jeszcze nie spotkano chrześcijanina, który by dokonał tam zamachu terrorystycznego. Chrześcijanie są nosicielami pokoju.

Jednak w krajach islamskich sporo ludzi szczerze nienawidzi Zachodu?

– Jest to konflikt bardziej kulturowy. Agresywne postawy nie wynikają z religii, ale z pewnych procesów historycznych, jestem o tym przekonany. Jesteśmy dziećmi jednego Boga. To są religie Abrahama. W każdej religii pojawiają się fanatycy, którzy interpretują po swojemu pewne prawdy religijne. 


Czy jednak nie trzeba pytać o to, czy w samym islamie nie ma czegoś, co prowokuje postawy agresywne? Wielu przywódców religijnych nie odcina się wcale od takiej interpretacji dżihadu, która usprawiedliwia terror.

– Muzułmanie przeżywają swoją wiarę w sposób całościowy, integralny. Religia przenika wszystkie aspekty życia. Wielu muzułmanów postrzega ludzi Zachodu jako tych, którzy porzucili swoją wiarę i ulegli zepsuciu. Właściwie jedynymi środowiskami, które prowadzą dialog z islamem, są Kościoły, a przede wszystkim Watykan.

Synod będzie się zajmował także sytuacją w samej Ziemi Świętej.

– Synod odbywa się w momencie, w którym postępują rozmowy palestyńsko-izraelskie. Rezultatem tych rozmów powinno być z jednej strony utworzenie państwa palestyńskiego i zaprzestanie kolonizacji obszarów palestyńskich przez Żydów, a równocześnie wyrzeczenie się przez Palestyńczyków agresji w stosunku do Izraela. Owocne zakończenie rozmów palestyńsko-izraelskich będzie miało fundamentalne znaczenie dla pokoju w Ziemi Świętej. Po drugie absolutnie konieczny jest dialog między tamtejszymi chrześcijanami.

Czy Ksiądz Biskup wierzy, że w Ziemi Świętej zapanuje kiedyś pokój?

– Ja się o to modlę.

Czy synod będzie miał jakieś znaczenie dla całego Kościoła?

– Mam nadzieję, że zwróci uwagę świata na trudne położenie chrześcijan i umocni Kościoły w tym rejonie. Synod przypomni, że wszyscy katolicy mają zobowiązanie względem chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Powinniśmy podnosić głos, kiedy prawa chrześcijan są łamane. Sprawą delikatną jest nasz stosunek do tych, którzy stamtąd uciekają. Czy mamy im ułatwiać wyjazd, czy raczej pomagać, by pozostali na miejscu? Watykan opowiada się za tą drugą opcją. Ale czasem to wymaga heroizmu. Patriarcha chaldejski w Iraku mówi, że gdy wychodzi z domu, to zostawia na biurku testament, bo nigdy nie wie, czy wróci. Dla nas, Polaków, synod jest wezwaniem do modlitwy i wspierania naszych braci. Możemy im też pomóc przez organizowanie pielgrzymek do Ziemi Świętej, bo chrześcijanie utrzymują się z pielgrzymów. Pamiętajmy, że jesteśmy w pewnym sensie ich dłużnikami.