Kontrrewolucja wierności Bogu

Ignorowanie Bożego prawa prędzej czy później prowadzi do powstania „prawa silniejszych”.

Kontrrewolucja wierności Bogu

Wszystko ku temu zmierza. Walec walki o tolerancję coraz częściej „tolerancyjnie” miażdży tych, którzy rzekomo są jej przeciwni. W dalekim świecie, w bliskiej nam Polsce. Z walcem, wiadomo, przepychankę wygrać trudno. A co dopiero sensownie podyskutować.

Próbuję pozbierać w głowie wszystkie te przejawy nietolerancji z powodu braku tolerancji,  o których czytałem w ostatnich kilkunastu dniach. W Stanach może to być przypomnienie, że nie tylko czarne, ale każde życie jest ważne (nie tylko Black Lives Matter, ale All Lives Matter).  U nas w Polsce, stwierdzenie że praktyki homoseksualne są grzeszne (vide sprawa zwolnionego z IKEI za cytowanie w tym względzie Biblii). We Francji już płoną kościoły. Na razie dwa. W Polsce można mieć kłopoty przez studentów, którym się nie podoba to, co  mówi wykładowca. Że są kraje, gdzie są prześladowani chrześcijanie? O tym jak najciszej. Przecież wiadomo, że to chrześcijanie wszystkich najbardziej prześladowali, prześladują i jak się z nimi nie rozprawimy, prześladować będą.

W tę narrację wpisuje się też postulowane coraz częściej w Unii uzależnienie przyznawania środków w zamian za praworządność. Tak się to nazywa, ale wiadomo o co chodzi: o brak demokratycznej kontroli nad trzecią władzą, która ignorując prawo stanowione w demokracji przez pierwszą władzę, może być jak dobrze wyszkolona i uzbrojona armia obalająca stare, a ustanawiająca poza procedurami demokracji „nowoczesne” i „postępowe”.

Chrześcijanin mógłby oczywiście wzruszyć ramionami. Wiadomo, kroczenie drogą wiary wymaga nieraz wielu wyrzeczeń. Cóż nadzwyczajnego, że zostanę zepchnięty do roli obywatela trzeciej kategorii, z powodu przekonań etycznych pozbawiony prawa wykonywania niektórych zawodów, że będę dyskryminowany w pracy i wyśmiewany jako mieszkaniec Ciemnogrodu? Liczy się przecież moje serce. I faktycznie, coś w tym jest.

Sęk w tym, że w tej rewolucji chodzi też o ważne prawa innych ludzi. O prawo nienarodzonych do tego, by mogli żyć. Dzieci do tego, by mogły być wychowywane przez ojca i matkę, a  nie rodzica 1 i rodzica 2. I do tego, by żadna instytucja nie miała prawa gwałtem obowiązkowych zajęć wdzierać się w ich intymność. Białego i żółtego z kolei, by nie musieli przepraszać za to, że urodzili się z takim kolorem skóry, co dawni właściciele niewolników. I każdego człowieka, by jego życie, własność i nietykalność były chronione przez przestrzegających prawa policjantów, a nie uzależnione od widzimisię lokalnych watażków, dziś postulujących (na razie w USA) zlikwidowanie policji jako narzędzia represjonowania przez władzę.

Tu nie chodzi tylko o mnie. Tu chodzi też o innych. Dlatego tak ważne jest, by prawda, dobro i piękno chronione były nie tylko przez moją osobista prawość, ale także przez sprawiedliwe i dobre prawo państw, chroniące przed krzywdami wszystkich bez wyjątku i nie pozwalające na  powstawanie kasty „lepszych”.  A los tych „innych”, z powodu obowiązku miłości bliźniego, nie może mi być obojętny.