Zamieszanie

Andrzej Macura

WIARA.PL |

Gdy nie wiadomo dokąd iść najlepiej zostać na miejscu i poczekać aż się rozjaśni.

Zamieszanie

10 lipca, epidemii w Polsce dzień 129... Gdzieś na początku miesiąca pojawiła się ciekawa wypowiedź arcybiskupa Thomasa Wenskiego, do niedawna stojącego na czele Komitetu ds. Wolności Religijnej episkopatu Stanów Zjednoczonych. Stwierdził on między innymi, że katolicy w tym kraju są dziś wypędzani z przestrzeni publicznej za swoje przekonania przez nowych jakobinów. Naprawdę mamy do czynienia z rewolucją? Nie lubię występować w roli Kasandry. Nie sposób jednak tego zagrożenia nie zauważyć.

Zjawisko nie jest nowe. W ostatnich latach zdecydowanie jednak narasta. Można mówić o swoistym obłędzie – jak to ujął w swoim świetnym artykule Piotr Legutko.Tak, źródłem nietolerancji wobec chrześcijan bywa wojujący islam. W świecie Zachodu zdecydowanie częściej jednak to różne, całkiem świeckie ideologie, których wyznawcy postawili sobie za cel walkę o nowy ład. A skoro jest walka, ofiary to rzecz nieunikniona. Nie tylko można, ale wręcz należy zwalczać wszelkimi sposobami tych, którzy hamują triumfalny pochód owych ideologii. Jak nie da się przekonać, trzeba zakrzyczeć i zakneblować. Udawanym oburzeniem czy sądowymi nakazami. Wolność dla wszystkich, którzy się z nami zgadzają; reszta na nią nie zasługuje - głoszą luminarze nowoczesności. Tolerować trzeba wszystkich, z wyjątkiem tych, którzy się z nami nie zgadzają. Bo to my jesteśmy społeczeństwem. Oni... To właściwie kto? Ludzie jeszcze?

Błędem jest chyba oczekiwanie, że to tylko jakaś chwilowa fanaberia, po której wszystko wróci do jakieś normy (rozumianej jako przyjęcie na powrót wartości chrześcijańskich). Myślę że ma sens dyskutować i ma przede wszystkim sens pokazywanie tej naszej, chrześcijańskiej wizji. Bo o wiele rzeczy, niezgodnie z prawdą, bywa oskarżana (jak o to, że jest źródłem przemocy w rodzinie). Najważniejsze jednak, byśmy sami chcieli być tym wartościom wierni. Dialog dialogiem, ale ma on sens tylko wtedy, gdy się wie, gdzie jest fundament. Gdy się o nim  zapomina, zaczyna się budowanie na piasku. Niczego sensownego z tego nie będzie....

Ze smutkiem patrzę, jak nowe wiatry łapią w żagle także niektórzy katolicy. I to ci, którzy uważają się za mądrzejszych niż przeciętni. Nie rozumieją na przykład, że jak można było szanować komunistów, a być przeciwny komunizmowi, tak można nie zgadzać się z ideologią gender i wcale nie być wrogiem konkretnych ludzi. Nie rozumieją, że słuszność ma nie ten, kogo lubię, ale ten, kto ją ma; rację może mieć więc i ten, kogo z różnych powodów nie lubię. A ostatnio zauważyłem, że niektórzy boją się nawet tego, gdy ktoś, kogo z powodu sympatii politycznych nie lubią, wzywa ich do głosowania zgodnie z własnym sumieniem.... Ha. To już dla mnie rzecz niepojęta. Zawsze wydawało mi się, że takie wezwanie to wielka nobilitacja mojej osoby; przejaw wielkiego zaufania do mnie jako do człowieka...

W szkole średniej, w zeszycie do religii, na początku każdego roku wypisywałem sobie jakieś hasło. Zdanie z Ewangelii, o którym chciałem szczególnie przez cały rok pamiętać. Bodaj ostatnim była odpowiedź Piotra na skierowane do uczniów pytanie: „czy i wy chcecie odejść?” To był moment, w którym wielu uczniów Jezusa zrezygnowało z chodzenia za Mistrzem, bo Jego nauka Mistrza przestała mieścić się  im się w głowie. Piotr powiedział wtedy: „Panie, do kogóż pójdziemy, Ty masz słowa życia wiecznego”. Dziś też zamieszanie. Dziś wielu to, czego uczył Jezus, też nie mieści się w głowie. Nie wiem co Bóg na to wszystko. Wszyscy wiemy jednak, kto i dziś ma słowa życia wiecznego....