Ewangelia z trzciną cukrową

GN 27/2020 |

publikacja 02.07.2020 00:00

O kraju kawy, czarach sanguma i odkrywaniu na nowo Ewangelii opowiada bp Dariusz Kałuża z górskiej diecezji Goroka w Papui- ‑Nowej Gwinei.

Bp Dariusz Kałuża pochodzi z Pszczyny. Należy do Zgromadzenia Misjonarzy Świętej Rodziny.  Na zdjęciu: po Mszy św. w szkole w Yiamiufia. ARCHIWUM BP. DARIUSZA KAŁUŻY Bp Dariusz Kałuża pochodzi z Pszczyny. Należy do Zgromadzenia Misjonarzy Świętej Rodziny. Na zdjęciu: po Mszy św. w szkole w Yiamiufia.

Krzysztof Błażyca: Trudno nie spytać na początku: do Was też dotarła pandemia?

Biskup Dariusz Kałuża: Oficjalnie potwierdzono 8 przypadków. Wszystkie wyleczone. Choć prawdą jest, że nie ma u nas testów, aby sprawdzić, jaka jest rzeczywista sytuacja. Ten pierwszy przypadek to był Australijczyk pracujący na wybrzeżu. Od razu został odesłany do kraju. Zamknięto granice. Więc reakcja była szybka. U nas na początku pozamykano szkoły, wprowadzono limity w kościołach. Po dwóch tygodniach zluzowano, ale cały czas zaleca się dystans, co najmniej 1 metr. Choć u nas to trudne. Tutejsze budynki to małe „chatki”. Jedna wspólnota przyjdzie i już pełny kościół. I trudno powiedzieć ludziom, by nie siadali obok siebie. Poza tym u nas jest taka kultura, że musisz się przywitać, kiedy przybywasz do wioski. Ludzie cię za nogi obejmują. I jak teraz powiesz, że nie, bo jest niebezpiecznie, więc nie możemy się witać… Ale Bogu dzięki nie ma przypadków, by ludzie zaczęli chorować czy umierać. Myślę, że powoli wracamy do normalności.

Największe zaskoczenie w poznawaniu tej kultury?

Jestem tu już 23 lata. Najbardziej mnie urzeka otwartość ludzi. Szczególnie tu, w górach. Wydają się mieć surowe twarze, ale serca mają otwarte, gościnne. Dla nich najważniejsza jest wspólnota. Nie tylko najbliższa rodzina, ale to, co się dzieje w wiosce. Można powiedzieć, że wspólnota była takim katalogiem moralnym, zanim przyszło tu chrześcijaństwo. To, co jest dobre dla wspólnoty, jest traktowane jako dobro. Nawet jeśli wspólnota powie: „Idziemy się bić”, ale dla dobra wspólnoty, to jest to akceptowalne.

Gdy jestem w Polsce, zawsze opowiadam, że u nas, na Papui, nie ma wciąż potrzeby tworzenia sierocińców czy domów starości. Coś takiego, aby porzucać dzieci lub zostawiać starszych bez opieki, w tutejszej mentalności nie istnieje. To jeden z aspektów wspólnotowości.

Kościół na Papui jest młody. Jakie były początki?

Dostępne jest 18% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.