publikacja 25.06.2020 00:00
O mazurskim gangsterze, który został diakonem, i Ewangelii wśród grypsujących opowiada ks. Szymon Wysocki.
Roman Koszowski /Foto Gość
Marcin Jakimowicz: Kiedy usłyszał Ksiądz: „Idziesz do więzienia”?
Ks. Szymon Wysocki: Gdy biskup wręczał mi dekret do nowej parafii, zapytał: „Chciałbyś zostać kapelanem?”. Krótka piłka. Tak czy nie?
Zawsze to jakieś urozmaicenie po latach katechezy...
Uczyłem przez ostatnie siedem lat, żyłem na pełnych duszpasterskich obrotach... Powiedziałem: „Tak”. Teraz widzę, że zadziałał sam Pan Bóg. Ponieważ „wracałem z długiej podróży”, po czasie solidnego duchowego oczyszczenia, moim pragnieniem było posługiwanie uzależnionym, przeoranym przez życie. Ja po prostu dobrze odnajduję się w trudnym środowisku…
Dlatego przyjechaliśmy jak swój do swego. (śmiech)
Wiedziałem, że więzienie będzie wybiciem z rutyny. A miałem też przyjaciela, który kiedyś był tu, w Suwałkach, za kratami.
Jako kapelan?
Jako jeden z największych gangsterów na Mazurach. Za chwilę o nim opowiem...
Pamięta Ksiądz pierwsze trzaśnięcie bramy i charakterystyczny odgłos zaryglowania krat?
Jasne. To na każdym robi wrażenie. Zanim wszedłem, musiałem swoje odstać przed bramą. Moją głowę bombardowała myśl: „Co ja tym ludziom mam powiedzieć?”.
Do jakich wniosków Ksiądz doszedł?
Dostępne jest 9% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.