Dotknięty do żywego

Lech Giemza

publikacja 21.06.2020 10:35

Nasz język emocji kurczy się w błyskawicznym tempie do wąskiego kręgu wyrazów, wśród których zaczynają dominować wulgaryzmy. Rozbudowane frazy są w zaniku.

Dotknięty do żywego Roman Koszowski /Foto Gość Lech Giemza: Wiele rzeczy nas już nie dotyka, bo coś przestało być żywe.

Nie wiem, czy ktoś tak jeszcze mówi. Prawdę mówiąc, dawno nie słyszałem. „Dotknąłeś mnie do żywego”, czyli uraziłeś, upokorzyłeś. Dopiekłeś mi – też już raczej nieużywane. Nasz język emocji  kurczy się zresztą w błyskawicznym tempie do wąskiego kręgu wyrazów, wśród których zaczynają dominować wulgaryzmy. Rozbudowane frazy są w zaniku.

Zastanawiam się nad paradoksem tych trzech prostych słów: „dotknąć do żywego”. Potocznie – oznaczają krzywdę wyrządzoną komuś, wtargniecie w sferę cudzych uczuć. Ale gdyby tak rozłożyć na czynniki pierwsze… Zastanówmy się: przecież trzeba mieć to „żywe”, żeby tego dotknąć. Jak wiele rzeczy nas już nie dotyka, bo coś przestało być żywe. Jedna z trudniejszych prawd: ludzie ranią się, bo pragną drugiego „żywego”, bo obrastamy martwiejącą tkanką (to słynne: „w społeczeństwie jest coraz więcej znieczulicy”) i – czasem – ktoś raniąc mówi w istocie „bądź dla mnie żywym.

Barańczak pisał w „Widokówce z tego świata”:

Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Ty się czujesz
z moim bólem - jak boli
Ciebie Twój człowiek.

Dotykając twego bólu dotykam równocześnie swojego (i nie ma to nic wspólnego z Kazikiem), bo mój i twój – powinien być nasz, bo można się na ból otworzyć, ale można się z bólem zasklepić, i wtedy czasem trzeba, by ktoś – dotknął mnie jednak do żywego.