Niżej już się nie da

Marcin Jakimowicz

GN 24/2020 |

publikacja 11.06.2020 00:00

Paradoksy. Piach Sahary okazał się żyzną glebą. Erudyta został eremitą. Ten, który notował: „Ziarno umiera, nie przynosząc owocu”, doczekał się tysięcy kontynuatorów, a choć wołał dramatycznie: „Niczego w życiu nie osiągnąłem”, zostanie niebawem świętym. Uznano właśnie cud, który uczynił w 100. rocznicę śmierci. Jak tu nie kochać tego radykała i „nieudacznika”?

Częstochowa.  Małe siostry Jezusa o Karolu  de Foucauld mogą opowiadać godzinami. Roman Koszowski /Foto Gość Częstochowa. Małe siostry Jezusa o Karolu de Foucauld mogą opowiadać godzinami.

Jestem niczym. Nic mi się nie udało – pisał rozgoryczony kard. Yves Congar. Po latach autor dokumentów soborowych przyznawał, że była to niezwykle wyzwalająca lekcja życia. Jakże bliźniacze doświadczenie miał kilkadziesiąt lat wcześniej inny Francuz. Choć na spalonej słońcem pustyni notował: „Marzę o czymś bardzo prostym, małym liczebnie, przypominającym pierwsze wspólnoty pierwotnego Kościoła. Mała rodzina, małe ognisko zakonne, maleńkie i bardzo proste”, jego radykalizm onieśmielał i zawstydzał tych, którzy próbowali mu towarzyszyć. Widząc, że Karol de Foucauld nie stosuje żadnej taryfy ulgowej i narzuca sobie niezwykle surową dyscyplinę, odchodzili…

Fascynuje i przeraża

Ten niespokojny duch, erudyta i eremita popijający mlekiem trzy daktyle dziennie, nie zgromadził za życia wokół siebie wspólnoty. Umierał samotny, a najbliższe otoczenie, obserwując radykalizm jego wyborów, szeptało: Karol „fascynuje, ale i przeraża”. „Nie działam z miłości do ludzi ani ze względu na nich – wyjaśniał – ale z miłości do Boga i ze względu na Niego samego”.

Dostępne jest 9% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.