Czy Bao będzie poetą?

Agata Puścikowska

GN 22/2020 |

publikacja 28.05.2020 00:00

Ma piękne, mądre oczy. Widać w nich tęsknotę za rodzicami. Ale i radość, bo w Tuli Luli kochają go wszyscy...

Bao, który cierpi na zespół Collinsa objawiający się zaburzeniami w obrębie kości i tkanek twarzy, czeka na rodziców zastępczych, którzy  go pokochają i dadzą mu bezpieczny dom. AGBOHDANOWICZ Bao, który cierpi na zespół Collinsa objawiający się zaburzeniami w obrębie kości i tkanek twarzy, czeka na rodziców zastępczych, którzy go pokochają i dadzą mu bezpieczny dom.

Bao przybył do Tuli Luli niedawno. Ma trochę ponad dwa miesiące i już zawładnął sercami opiekunek – przybranych mamuś i wszystkich w ośrodku. Drobny, delikatny, a rządzi: więc gdy „mama” opiekunka próbuje na chwilę chociaż odłożyć go do łóżeczka, Bao rozkazującym tonem ponagla: noś! Jak mały cesarz. Cesarskie maniery ma we krwi. Jego rodzice pochodzą przecież z Chin.

Zespół Collinsa

Bao urodził się w Polsce. Rodzice czekali na zdrowe dziecko. Nie wiedzieli, że Bao jest inny. Inaczej zbudowana buźka, inaczej przełyk i żuchwa. Zostawili dziecko w szpitalu, podpisali wstępną zgodę na adopcję. Dziecko trafiło do łódzkiego Ośrodka Preadopcyjnego Tuli Luli. – Niedługo po przyjęciu chłopca okazało się, że ma dodatkowe problemy – z oddychaniem, zapadaniem się języczka. Za radą pediatry przenieśliśmy więc Bao z ośrodka preadopcyjnego do naszego stacjonarnego hospicjum, czyli do Pałacu – opowiada Tisa Żawrocka-Kwiatkowska, prezes Fundacji Gajusz, która prowadzi zarówno ośrodek preadopcyjny, jak i hospicjum dla dzieci.

Mały cesarz zamieszkał więc w Pałacu, gdzie otrzymał optymalne warunki rozwoju. Opiekują się nim stale trzy „mamy”. Małe dziecko, które intelektualnie rozwija się świetnie, potrzebuje konkretnej bliskiej osoby, relacji, zaufania komuś. Wokół malucha nie może więc być nieograniczona liczba osób. Dlatego też opiekunki Bao są z nim na stałe – zajmują się nim rotacyjnie, po osiem godzin dziennie. Karmią, kąpią, spacerują, bujają. Przebierają w kolorowe ubranka. A największym ich zadaniem jest… rozpieszczanie. – Kiedy Bao do nas jechał, nie wiedziałam, że jest chory. Jedno spojrzenie na jego buźkę i od razu pomyślałam, że to z pewnością zespół Collinsa. Bao przypominał mi naszą podopieczną hospicjum domowego Małgosię, która ma tę rzadką wadę genetyczną – tłumaczy Tisa Żawrocka-Kwiatkowska. – Moje przypuszczenie potwierdziła diagnoza: Bao ma zespół Collinsa. Co to oznacza w praktyce? Dziecko rozwija się prawidłowo intelektualnie, a nawet bywa bystrzejsze, bardziej inteligentne od rówieśników, jednak ma zdeformowaną buzię. Wymaga również korekcji operacyjnych, np. przełyku.

Dostępne jest 22% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.