Sen wariata

Jestem za, a nawet przeciw! – wołał klasyk. Ta logika zdecydowanie ma przyszłość :)

Sen wariata

22 maja, epidemii COVID-19 w Polsce dzień 80. Wszystko zda się już rwać ku normalności, ale liczba nowych zakażeń, głownie z powodu sytuacji w śląskich kopalniach, od dłuższego czasu na tym samym poziomie. Ciągle też zakażonych jest więcej niż tych, którzy już wyzdrowieli. Pocieszające jest za to, że coraz mniej ludzi z tego powodu musi przebywać w szpitalach. No i że skraca się podawana codziennie na ministerialnym Twitterze lista zmarłych...  

W życiu społecznym i politycznym po staremu. Już nie tylko „twój ból jest większy niż mój”, ale i „mój pedofil jest lepszy niż twój”. A i mój „dziadek, co wiedział, nie powiedział”, to zupełnie co innego niż twój, który krył zboczeńca. Pojawiła się też w mediach nowa, śmiała teza: rodziny tych, którzy objęli jakieś stanowisko we władzach różnego szczebla, powinny żyć z zasiłku dla bezrobotnych. Pozostaje określić do którego stopnia pokrewieństwa i powinowactwa. Pamiętając oczywiście także o pozamałżeńskich i nieformalnych związkach polityków. No i włączyć w to w jakiś sposób stopnie koleżeństwa. To może być trudne: może wszyscy, z którymi taki urzędnik czy polityk jest na „ty”? I kazać wszystkim urzędnikom i politykom na początku piastowania zaszczytnej funkcji, prócz oświadczenia majątkowego, składać też listę znajomych?

Rozpędziłem się, przepraszam. Ale patrząc przez okno na spokojną zieleń drzew i fiolet kwiatów zastanawiam się, jak w tym wszystkim nie zwariować?

Z nadzieją, że świat jest mądrzejszy niż nasz polski grajdołek sięgam do informacji z zagranicy. No i czytam:

„Mimo trwającej pandemii agendy ONZ agresywnie propagują aborcję i dają instrukcje, jak obejść obowiązujące w wielu krajach przepisy antyaborcyjne. Za kluczowe uznane zostało przez nie wpisanie aborcji do humanitarnego pakietu walki z koronawirusem. Postawiono ją w czasie kryzysu na tym samym poziomie co zapewnienie bezpieczeństwa żywnościowego, podstawowej opieki medycznej, schronienia i odpowiednich warunków sanitarnych” (tu znajdziesz cały artykuł).

Światowa Organizacja Zdrowia (między innymi), która nie za bardzo spisała się w pierwszej fazie epidemii lekceważąc problem i przyczyniając się do szybkiego rozlania się jej na cały świat, teraz troszczy się o możliwość aborcji, jakby był to chleb powszedni. Wyraźnie przy tym gardząc prawem tych krajów, które łożą na nie składki, a w których aborcja na żądanie nie jest dostępna. Nie, Donald Trump bardzo dobrze zrobił tymczasowo wstrzymując finansowanie tej organizacji. Stanowczo nadszedł czas, by ukrócić radosną twórczość WHO na polu rewolucyjnej (maoistowskiej?) walki o nową moralność.

Pokazuje to jednak, jak kulawe bywają demokratyczne procedury. Nieważne, na kogo oddam głos w najbliższych i wszystkich kolejnych wyborach, nieważne co powie sejm, jak zagłosuje senat i co podpisze, a czego nie podpisze prezydent. Ważne, co wymyślą urzędnicy ONZ czy różnych instytucji europejskich. Czyli de facto różne wpływowe środowiska. Na wzór celebrytów, znanych z tego, że są znani, wpływowych dlatego, że są wpływowe.

W sumie jest to jakiś sposób: tworzyć grupy nacisku na arenie międzynarodowej. W Polsce, na polu prawnym, skutecznie już działa znienawidzone przez środowiska obyczajowej lewicy Ordo Iuris. Tylko czym w takim razie demokracja różni się od jaśnie oświeconej monarchii, w której król czy cesarz nadstawiają ucha na to, co powiedzą dworzanie i co w łożu szepnie królowa/cesarzowa/kochanka?

Nauczyli człowieka w szkole, że świat jest rozumnie poukładany, więc zaczął wierzyć, że najlepiej by było, gdyby podstawą międzyludzkich relacji też był rozum. Patrząc przez okno na ową spokojną zieleń drzew i fiolet kwiatów zaczynam jednak mieć wątpliwości, czy przypadkiem nie byłoby jednak lepiej zwariować? Czułby się człowiek wśród ludzi znacznie bardziej swojsko :)