Prof. Zembala: Szumowski imponował mi uczciwością, premier wykazał się zaangażowaniem

PAP |

publikacja 21.05.2020 06:20

Znam prof. Łukasza Szumowskiego od 15 lat, poznałem go jako młodego człowieka, jednego z wyróżniających się kardiologów, zaimponował mi uczciwością - mówił w środę prof. Marian Zembala, dyrektor naczelny Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu i b. minister zdrowia w rządzie PO-PSL. Pochwalił też premiera Mateusza Morawieckiego za zaangażowanie i działanie w czasach pandemii.

Prof. Zembala: Szumowski imponował mi uczciwością, premier wykazał się zaangażowaniem Roman Koszowski/Foto Gość Prof. Marian Zembala.

Prof. Zembala pytany w TVN24, czy Polska była przygotowana na pandemię, odpowiedział, że nie było żadnego kraju, który był przygotowany. "To przerosło wszystkich. Tylko w polskiej naturze jest takie nieprzyjmowanie rzeczy oczywistych" - stwierdził były minister zdrowia.

Dodał, że premier Mateusz Morawiecki wykazał się "olbrzymim, niespotykanym zaangażowaniem". "Chylę czoła dla jego wysiłku. Człowiek na trudne czasy. Tak samo Szumowski. Jak zmienicie Szumowskiego, to ostrzegam: drugiego podobnego, mądrego, odważnego nie będzie szybko" - ocenił ministra zdrowia prof. Zembala.

O Szumowskim powiedział, że poznał go 15 lat temu i że zaimponował mu wtedy uczciwością.

"Podejmował się zabiegów ratujących życie, których nie podejmowali się inni. (...) Kiedy była bardzo trudna sytuacja polskiej elektrofizjologii, bo tych specjalistów nie było, szczególnie w Częstochowie, zwróciliśmy się do wielu polskich elektrofizjologów, żeby służyli pomocą. Jedynym, który odpowiedział wtedy, był Łukasz Szumowski, który przez 9 lat przyjeżdżał w każdą sobotę razem z kolegami, pracował od świtu do nocy, konsultował za darmo i ratował wielu chorych" - podkreślił.

Prof. Zembala odniósł się też do zarzutów stawianych w przestrzeni publicznej ministrowi zdrowia związanych m.in. z zakupem od Łukasza G. maseczek, które po przetestowaniu okazały się bezużyteczne.

Opowiedział, jak w swojej praktyce lekarskiej w Zabrzu wykorzystał praktycznie wszystkie maski, którymi dysponował, i nie miał wówczas możliwości zamówienia nowych. Zadzwonił wtedy do jednej z firm produkujących dzianinę i zamówił 50 tys. masek. "To nam ratuje sytuację (...). Oczywiście można mnie wyrzucić z pracy, że podjąłem się wprowadzenia masek, ale nie było innych" - zaznaczył.