Epoki mijają, giganci trwają

ks. Tomasz Horak

Moja Mama była starsza od Karola Wojtyły równo 20 lat. Ile epok przeżyła? Austro-Węgierską z Franciszkiem Józefem i karpacką naftą. 20 lat później epokę wskrzeszenia Polski, gdy była nauczycielką w trójnarodowym bieszczadzkim miasteczku.

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Po 20 latach nastała epoka końca i początku świata. Okupacja jedna, druga, trzecia. Wysiedlenie na Śląsk – to jak inny kontynent. Wojna niby się skończyła, ale epoka trwała.  Niepojęta, z innymi ludźmi i niepojętymi prawidłami marksizmu. Czy była i piąta epoka? Była. Bo Mama dożyła 101 lat. Wydawać się mogło, że to już ktoś inny dożywa swoich dni. Każda z tych epok piękna i każda trudna.

Jan Paweł II tyle nie dożył. Ale epok swego życia miał kilka. Inaczej determinowanych, inaczej liczonych. Ale też każda piękna i każda trudna. Ostatnio wpadła mi w ręce książka dotycząca nowszej historii Śląska. Jedna z ilustracji – na Górze św. Anny – ówczesny kościelny administrator Śląska Opolskiego, obok niego znane postaci tamtej doby (Kisielewski, Woźniakowski). Na skraju młodziutki, szczuplutki ksiądz... Karol Wojtyła. Rok 1953 lub 54. Czyli 8 lat po święceniach. Na pewno już doktor teologii, może w trakcie habilitacji. A na zdjęciu – taki z boku, raczej tło stanowiący.

W jego życiu epoki inaczej się liczyły, inaczej przebiegały. Najpierw dzieciństwo z Mamą, młodość bez niej, wojna i praca – to już dwie epoki. Obie krótkie, z wyrazistą cezurą. Co najważniejsze, to dopełniające się następstwo tych i kolejnych epok. Jedna z drugiej nie wynikała, ale każda następna nie obyłaby się bez poprzednich. Coś jakby wielki scenariusz przygotowany przez Autora z fantazją, z wymaganiami, z pewnością dalszego ciągu. Autora, który wie jakiego aktora obsadził w tej roli. Aktora pewnego, który cały spektakl poprowadzi przez kolejne akty, odsłony, epoki.

I poprowadził. Nie tu miejsce na kalendarium życia Jana Pawła II. Świętego. Poprzestanę na takim subiektywnym wskazaniu punktów ważnych, znaczących. Pierwszy – to wynik konklawe. „Proszę księdza, Wojtyła został papieżem!” A idź ty, nie gadaj niestworzonych rzeczy. Zaraz..., co, skąd wiesz. Z radia? Z jakiego? Włączyłem nasłuch, przesuwam częstotliwości... Jakaś obcojęzyczna stacja dwukrotnie powtórzyła nazwisko „Woityla”. A jednak! Kolejna epoka w życiu Karola Wojtyły, a i nowa epoka dziejów Kościoła. Takie skrzyżowanie tych dwóch osi trafia się bardzo rzadko w historii. Trafiło się 16 X 1978 roku.

Drugim takim znaczącym punktem była encyklika «Redemptor Hominis». (3 IV 1979). Dostępna w kraju nieomalże zaraz (nigdy przedtem coś podobnego się nie zdarzyło). Czytałem, podkreślałem i zakreślałem, stawiałem wykrzykniki, broszura wymięła się w końcu, a i to długo mi służyła. Pierwsza encyklika, która dla młodego księdza okazała się życiową, pasjonującą lekturą i wiele spraw nieomalże na nowo ukierunkowała w życiu. I w duszpasterstwie, w moim przypadku szczególnie w zaangażowaniu zwanym wtedy „oazowym”. I w późniejszej pracy rekolekcyjnej. Ani razu chyba nie zacytowałem jej tekstu, ale w istocie była ona przestrzenią, w której rekolekcyjne nauki były zanurzone.

Znaczącym wydarzeniem w życiu Karola – Jana Pawła był dzień zamachu, od wyboru trzy lata. Czasy były trudne. Ale o takiej skrajności nikt nie myślał. Miałem religię na filii. W czasie przerwy mała Ania woła z okna „proszę księdza, strzelali do papieża i chyba nie żyje”. Był dzień 13 V 1981. Proszę mi wierzyć – łatwiej mi było uwierzyć tej wiadomości, niż tamtej o wyborze. Dlaczego?... Chyba dlatego, że i w dziejach świata nasilała się inna epoka – przemocy, terroru, kłamstwa. Dla Jana Pawła i dla Kościoła (rzec by trzeba, że i dla świata) była to epoka wielkiego rozdarcia. Z jednej strony tłumy wiwatowały na cześć papieża i ludzie kochali go. Z drugiej strony narastała zaciekłość, niechęć i sprzeciw. Narasta dalej. Żyjemy w świecie coraz bardziej rozdartym. My – ja i ty, ale też Kościół i Polska (tu można wstawić nazwę każdego państwa, a w niektórych rozdarcie gorsze od naszego).

Bez wątpienia dla papieża, ale i dla Kościoła zaczęła się nowa epoka. Może mniej było w niej radosnego entuzjazmu, a więcej zadumy wokół jednego słowa, które miał wypowiedzieć osuwający się na papamobile papież: dlaczego? I to pytanie, i ta zaduma wciąż nam towarzyszą nie tylko w powiązaniu z osobą św. Jana Pawła II, ale z nasilającą się wrogością świata do Kościoła. Tutaj słowo „świat” ma znaczenie, jakie mu przypisał sam Jezus w czasie Ostatniej Wieczerzy, gdy przemawiał i gdy wobec uczniów modlił się. Przytoczę jedno zdanie: „Ja im przekazałem Twoje słowo, a świat ich znienawidził za to, że nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata” (J 17, 14).

Ta epoka trwa... Szczególnym jej momentem był ów majowy zamach na Świętego. I znowu – chwila na linii życia św. Jana Pawła II i zarazem wyrazisty znacznik na linii historii świata. Oczywiście, pochód dziejów świata znaczony jest wciąż nowymi epokami – to wydarzeń i przemian wielkich, to znów małych, indywidualnych, krótkotrwałych. Wszystko układa się jednak w spójną, dynamiczną całość. Każdy z nas na tę dynamikę wpływ ma. Ale są giganci prawdy i dobra, których obecność w nurcie dziejów świata jest wyjątkowa. I choć oni sami historycznie mijają, to jednak dzięki nim świat staje się trochę inny.