Komu ciasno w życiu?

ks. Tomasz Horak

Czy tamto stare wydarzenie nie symbolizuje nowego, którego czekamy?

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Piszę ten komentarz w dzień świętego Wojciecha. W czasie jutrzni przypomniała mi się scena... Otóż byłem w czeskim sanktuarium, zaczynała się uroczystość powitania peregrynujących relikwii tegoż właśnie św. Wojciecha. Sporo księży, trochę świeckich, piękna pogoda – słonecznie jak dziś. Idziemy w procesji, czuję, że ktoś mnie delikatnie w plecy puknął. Obejrzałem się, czeski ksiądz, zaprzyjaźniony, jezuita, pobożny. Cichutko (po czesku) powiedział: „Są trzy czaszki świętego Wojciecha, ale tylko dwie są prawdziwe”. Odpowiedziałem: To wasz król Brzetysław winien. On na to: „Takie czasy były”. Procesja posuwała się ku kościołowi...

Jedni królowie mordowali świętych (tak zginął św. Tomasz w Londynie, św. Stanisław w Krakowie). Inni królowie na czele zbrojnych wypraw (wspomniany Brzetysław) szli relikwie zdobywać dla siebie. Ale tak po prawdzie w czasach, które wspominamy, to nie tylko religijne powody były istotne. Za nimi kryły się sprawy polityczne – bardzo różne, czasem oczywiste, czasem dobrze zakamuflowane. A i wtedy, dziś bywa podobnie, zjawiali się pospolici łupieżcy, by bogate relikwiarze rabować i przetapiać za cenę kruszcu (tak było z relikwiarzem św. Wojciecha w Gnieźnie w roku 1923, także w 1986 roku – a więc całkiem niedawno).

Wojciech zginął w roku 997 w czasie ewangelizacyjnej misji w ówczesnym kraju Prusów (nie mylić z Prusakami!). 62 lata wcześniej zginął na swojej ziemi bardzo młody król Czech św. Wacław. Zresztą – katalogi świętych zawierają setki imion męczenników. Byli wśród nich duchowni, byli świeccy, byli uczeni, byli jałmużnicy i opiekunowie wykluczonych, byli ojcowie, były matki. A i dzieci nie braknie w tych wykazach.

Co wyróżnia Wojciecha? Nie jest to oczywiście tylko jego rys charakterystyczny. Wojciechowi było wciąż ciasno na tym świecie. Czechy, Rzym, Magdeburg, Praga, Rzym, znowu Praga, Węgry (tereny dzisiejszej Słowacji), znowu Rzym, opactwa benedyktyńskie w Italii i dzisiejszej Francji, wreszcie Polska i ostatnia wyprawa na ziemie Prusów... To wszystko w czasie trwającego 41 lat życia. Tu aż proszą się słowa apostoła Pawła: „miłość Chrystusa przynagla nas, pomnych na to, że skoro Jeden umarł za wszystkich, to wszyscy pomarli. A właśnie za wszystkich umarł Chrystus po to, aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał” (Rz 5,14+).

Czy dziś znajdziemy chrześcijan, których przynagla miłość Chrystusa? Oczywiście, tak. Trzeba jednak dobrze zrozumieć Pawłowe słowa o miłości Chrystusa. Co zresztą wynika z całej głębi ewangelii. Miłość Chrystusa aktualizuje się i materializuje w dobru świadczonym ludziom wokół nas. Dlatego trzeba rozejrzeć się wokół siebie. Boży dopust koronawirusa stał się wielką areną obejmującą cały świat. I na tej arenie dzieje się niesamowita ilość dobra. Pielęgniarki, lekarze, wszyscy współpracujący z nimi, pomagający na pierwszej linii frontu, ale także w niezwykle złożonej i wymagającej pośpiechu logistyce... Otóż oni wszyscy działają najwyraźniej przynagleni. Nie mają ani czasu, ani siły, by medytować nad miłością Chrystusa. Ryzykują. Bo miłość to nie zastanawianie się, to oddanie siebie człowiekowi i Bogu. Po granice całkowitego daru z siebie – a tak jest, gdy choroba zniszczy pomagającego innym. Niesamowite wyzwanie dla tysięcy ludzi. I niesamowita odpowiedź na to wyzwanie. Jeśli jakoś nauczymy się żyć z koronawirusem i jego mutacjami, to wszystko musi stać się inne.

Często słyszy się ten właśnie zwrot: wszystko będzie inaczej. Oby. Gdy patrzę na polityków, to jakoś nie widać objawów „bycia innymi”. To źle wróży. Ale może się odmieni, jak epidemia uderzy mocniej. Gdy patrzę na zwykłych obywateli – to widzę ziarna czegoś nowego. Na razie ziarna, ale one – ufam – plon wydadzą. I może zrobi się nam ciasno na tym świecie i ruszymy budować nowe? W imię Boże!

Gdy król Bolesław Chrobry chciał wykupić od Prusów ciało Wojciecha na wagę złota, nie był w stanie przeważyć świętej relikwii. Jak wieść niesie, do wagi podeszła uboga wdowa. Miała dwa złote pieniążki, rzuciła na szalę. Waga nie tylko się wyrównała, ale przeważyła. Wykupione relikwie przewieziono do Gniezna... Czy tamto stare wydarzenie nie symbolizuje nowego, którego czekamy?

 

TAGI: