Różne oblicza miłosierdzia

Czy lepiej chorując zyskać mądrość czy pozostać zdrowym głupcem?

Różne oblicza miłosierdzia

Epidemii COVID-19 w Polsce dzień czterdziesty trzeci. Mimo wzrastającej liczby zakażonych pojawiają się zapowiedzi powolnego powrotu do normalności. Wiadomo, w takich jak obecne rygory trudno na dłuższą metę wytrzymać. Podkreślmy jednak: zapowiedzi. Póki co mamy raczej zaostrzenie rygorów: od jutra wyjść z domu możemy tylko w maseczce. Ale zakaz wychodzenia z domu – poza ważnymi życiowymi potrzebami, choćby i w maseczce – nie zostanie tego samego dnia zniesiony. Obowiązuje na razie do 19 kwietnia. Z naciskiem nie na „do”, ale na „na razie”.

W tym trudnym czasie coraz gęstsze stają się opary różnych absurdów.  Niepotrzebne wychodzenie z domów staje się według niektórych grzechem. Sprecyzujmy: potrzebne jest kupienie w sklepie musztardy, niepotrzebne jest danie wytchnienia spuchniętym od  braku spacerów nogom. Potrzebnym też w czasach epidemii okazuje się gremialne oddanie hołdu ofiarom katastrofy smoleńskiej sprzed dziesięciu lat, niepotrzebnym – udział w pogrzebie kogoś nie z najbliższej rodziny. Te opary coraz mocniej szkodzą niektórym politykom i dziennikarzom, którzy zamiast na wspomniane jawne pogwałcenie przez władzę ustanowionych przez samą siebie przepisów litościwie opuścić zasłonę milczenia, z gorliwością godną najświętszych spraw bronią takiego zachowania. Dodajmy, że wyraźnie zaszkodziły też i krytykom władzy. No bo po co niby premier podchodząc do samolotu miał zakładać gumowe rękawiczki? Żeby machając gołą dłonią nikogo nie zaraził?

W tym kontekście trudno nie westchnąć i nie powtórzyć za klasykiem: jak żyć, kochani, jak żyć?

W oktawie Uroczystości zmartwychwstania Pańskiego odpowiedź na to pytanie jest w zasadzie prosta. Krzyż prowadzi do życia. Zawsze. Jeśli nawet przez trudne doświadczenie epidemii ten świat nie stanie się lepszy, to może chociaż my – ty i ja – lepsi się staniemy. A jest przecież jeszcze życie wieczne, którego nikt i nic nie może nam odebrać. Życie normalne, prawdziwe, bez tej mgły różnorakich absurdów, jakie przynosił nam i przynosi dzisiejszy świat.

Nie wiem jak innym, mnie to uświadamianie sobie, że jestem na ziemi tylko pielgrzymem, bardzo w takich sytuacjach pomaga. I łatwiej mi, pamiętając że końcem tej oktawy Wielkiej Nocy jest Niedziela Miłosierdzia, powtarzać: „Ojcze przedwieczny (...) dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie dla nas i całego świata”. Tak naprawdę nie wiem, czy ten cały świat bardziej potrzebuje miłosierdzia w postaci ustania epidemii, czy bardziej jednak miłosierdzia w postaci zmądrzenia po ideologicznych szaleństwach ostatnich kilkudziesięciu lat. Na szczęście Bóg to wie i spokojnie Jemu mogę to zostawić.