Biały obrus na stole i Pan Jezus w sercu

Kamil Gąszowski

publikacja 10.04.2020 13:55

Rodzina Kościołem Domowym. Jeszcze nigdy to zdanie nie brzmiało tak prawdziwie.

Dzieci same potrafią wprowadzić atmosferę, dzięki której całej rodzinie łatwiej przeżywać przygotowania do świąt. Archiwum prywatne Dzieci same potrafią wprowadzić atmosferę, dzięki której całej rodzinie łatwiej przeżywać przygotowania do świąt.

Z memów krążących od kilku tygodni po sieci, które w dosadnych słowach mówią o tym, że można uratować świat leżąc na kanapie, nic nie robiąc, można się tylko pośmiać. Czasem przez łzy. Z trójką, czwórką, piątką czy szóstką małych dzieci jest to niemożliwe. W rodzinach wielodzietnych zawsze jest coś do zrobienia, a w ostatnim czasie tych zajęć jest jeszcze więcej. Biurka w pokojach dziecięcych zamieniły się w ławki szkolne, a niejedna sypialnia rodziców stała się tymczasowym biurem.

Zbudź się śpiący a zajaśnieje Ci Chrystus

Agnieszka i Tomek mają czwórkę dzieci. W tamtym roku przygotowywali się do świąt uczestnicząc codziennie w Eucharystii w Wielkim Tygodniu. W tym roku jest to niemożliwe, ale za to od początku kwarantanny udaje im się znaleźć czas na wspólną modlitwę, podczas której rozważają czytania z danego dnia – Zadaję sobie pytanie co z tym czasem zrobić. Czy będę krzewił wiarę w sobie i swoich bliskich, czy wywalę się na kanapę, wezmę pilot do ręki i tyle – mówi Tomek.

Przyznaje, że po trzech tygodniach wspólnej modlitwy dzieci już się przyzwyczaiły i polubiły ten nowy zwyczaj. W dni, w które Tomek idzie do pracy na drugą zmianę modlą się przed jego wyjściem, potem chwilę porozmawiają i jedzą wspólnie obiad. Właśnie te rozmowy, podczas których mogą jeszcze lepiej się poznać, ale też wyjaśnić dzieciom przeczytane fragmenty Biblii, są dla Tomka największą wartością. Sam wiele się dzięki nim uczy. – Czytaliśmy o wężach, które pokąsały Izraelitów. Rozmawialiśmy o tym z dziećmi. Powiedziałem im, że węże to jest obraz naszych grzechów, a jad, to są grzechy, które nas zabijają. Oni zadali mi pytanie: „Mojżesz wziął tego węża, zawinął go na palu i jak Izraelici popatrzyli na grzech to wyzdrowieli?” Cały dzień z tym chodziłem, sam się z tym pogubiłem, nie wiedziałem jak z tego wybrnąć. Ale potem wpadł mi pomysł do głowy, że jeśli Jezus jest tym wężem, czego uczy Kościół, to On wziął nasze grzechy i przybił je do krzyża – dodaje.

Agnieszka i Tomek wiedzą, że to co najważniejsze w przekazywaniu wiary odbywa się nie poprzez słowa, ale przez przykład własnego życia. Dzieci są dobrymi obserwatorami. Ważne, żeby za słowami szły też podparte nimi czyny. – Nie mamy teraz, gdzie uciekać. Nie mamy chwili dla siebie, czasem emocje biorą górę. Dla mnie jest ważne, że dzieci widzą nie tylko to, że wymieniamy zdania podniesionym głosem, ale też to, że potrafimy się przy nich pogodzić, przytulić, pojednać i powiedzieć przepraszam – mówi Agnieszka.

Brak możliwości pójścia do kościoła jest dla nich trudnym doświadczeniem. Dotychczas było to dla nich bardzo ważne, dawało im siłę do pokonywania codziennych zmagań i było elementem wychowania dzieci do wiary. W tym roku musza sobie radzić sami. – W czwartek chcemy na pewno zrobić obrzęd obmycia nóg – w tamtym roku zachęcał nas do tego proboszcz, może już wtedy Bóg nas przygotowywał do takich wydarzeń, do nauczenia się przeżywania swojej wiary w domu? Później zrobimy kolację, przygotujemy dobre jedzenie. Chcemy z dziećmi usiąść i porozmawiać o ustanowieniu Eucharystii – mówią.

Mają nietypowy pomysł jak pomóc dzieciom zrozumieć istotę tych świąt. Po adoracji krzyża w Wielki Piątek planują zaciemnić całe mieszkanie, tak żeby przez całą sobotę nie mieć kontaktu ze światem zewnętrznym i uświadomić dzieciom, że życie bez Boga, jest życiem w ciemności. – Ten czas Wielkiej Soboty to będzie oczekiwanie na światło zmartwychwstania. Mamy nadzieję, że to będzie dobra katecheza dla naszych dzieci, że my jako chrześcijanie nie musimy bać się śmierci. Przeżyjemy tak całą sobotę. Mamy taki plan, że chcemy ich obudzić w środku nocy. Będziemy wspólnie czuwać, żeby o wschodzie słońca zjeść wspólnie śniadanie wielkanocne i zakończyć w ten sposób liturgie domową. Wtedy też odkryjemy okna. Myślę, że to będzie dla nas wszystkich czytelny znak zmartwychwstania – mówi Agnieszka.

Weź z Chrystusem krzyż

– Wyobrażam sobie, że gdybym nie miała dzieci, to być może kwarantannę przeżyłabym w łóżku, cały dzień oglądając seriale. Natomiast ustaliliśmy sobie grafik dnia – wstajemy rano, robimy wszystkie te czynności, które są zaplanowane. Dzieci nie pozwolą mi na to, żeby mi się nie chciało – mówi Natalia.

Jest mamą piątki dzieci, z których najmłodszy Czesiu niedawno skończył rok, a najstarsza Dobrawa liczy sobie 13 wiosen. Rafał, mąż Natalii, codziennie chodzi do pracy. Do biura nie ma daleko, ledwie dwa kroki od swojego łóżka. Jest więc w domu, ale 8 godzin spędza w pracy. Natalia też pracuje – jest nauczycielką, ostatnio przeszła szkolenia z nagrywania i montowania filmów, które wysyła swoim uczniom. Uczy muzyki więc może zaangażować swoje dzieci, które chętnie biorą udział w nagraniach lekcji.

Doceniają wspólnie spędzony czas, którego na co dzień brakuje. Pozwala im to zobaczyć Chrystusa w sobie nawzajem i każdym dziecku nawet tym krzyczącym i płaczącym – Dziękuję Bogu, że ich mam. Dzięki dzieciom wzrastam, jestem innym człowiekiem. Zdaję sobie sprawę, że sama z siebie nie jestem zdolna do podejmowania wysiłku codziennych obowiązków. W okresie Wielkiego Postu widzę to jeszcze wyraźniej. Jestem jak ktoś, kto został zmuszony, żeby nieść krzyż z Jezusem. Dobrowolnie nie jestem w stanie tego zrobić, ale mogę się zmusić albo zmusi mnie moje dziecko. Kiedy mam ochotę usiąść i wypić w spokoju herbatę zawsze ktoś coś upuści, Czesiu się obudzi i zamiast się zdenerwować, mogę wstać w milczeniu i pójść utulić dziecko – mówi Natalia. W codziennym życiu pomaga jej modlitwa w tę codzienność zakorzeniona i dostosowana do jej możliwości. –  Nie zawsze mam czas spotkać się z Panem Jezusem na osobistej modlitwie, ale mogę wkładając rzeczy do zmywarki, kiedy trzeba to zrobić, a bardzo mi się nie chce, swoimi myślami oddać to jako modlitwę. To jest walka każdego dnia – mówi przekonana, że taki minimalny akt woli wystarcza, aby nabrać sił do dalszego działania.

A sił w czasie kwarantanny potrzeba jeszcze więcej niż zwykle. Pomiędzy pomocą dzieciom w lekcjach, gotowaniem, sprzątaniem, przewijaniem pieluch oraz mnóstwem innych domowych i zawodowych obowiązków znajdują czas na to co najważniejsze. Wspólną modlitwę i przygotowanie całej rodziny do nadchodzących świąt. Posłuszni zachęcie papieża modlą się codziennie Koronką do Bożego Miłosierdzia – jeśli nie zrobią tego w ciągu dnia, to mogą być pewni, że któreś ze starszych dzieci na pewno im o tym przypomni wieczorem. Rafał z Natalią zgodnie twierdzą, że czas kwarantanny jeszcze lepiej przysposabia ich do głębszego przeżywania Wielkiego Postu niż było w to poprzednich latach.

– Zwykle w Triduum, chcieliśmy dać z siebie więcej czasu Panu Jezusowi, w takim wymiarze kościelnym. Nigdy nie było go u nas w nadmiarze, bo chodziliśmy na zmianę do kościoła, a dzieci zostawały w domu. Teraz myślę, że przeżyją to mocniej uczestnicząc w uroczystościach kościelnych poprzez transmisję telewizyjną – mówi Rafał.

Dzieci potrafią ich miło zaskakiwać. Wtedy widzą, że czas spędzony na rozmowach, modlitwie, wspólnej zabawie procentuje. Ich syn Bolek zażyczył sobie na szóste urodziny duży obraz Maryi, bo ten, który wisi na ścianie jest za mały i niewygodnie jest mu się do niego modlić. Dostał od swojej starszej siostry ręcznie namalowany obraz Matki Bożej. Postawił go w pokoju na parapecie, a następnego dnia narysował Pana Jezusa na krzyżu, żeby było do pary. Postawił obok świeczkę, usiadł i patrzył się na nich. Modlitwa małego dziecka – prosta, zwyczajna, szczera.

– Trochę tak jest, że oni sami wprowadzają atmosferę. Mamy taki zwyczaj, że co roku robimy z rzeżuchy grób Pański. Dzieci bardzo to lubią. Jako grotę kładziemy pomalowane na czarno pudełko po jogurcie i zasłaniamy je kamieniem z podwórka. Obserwują cały tydzień, jak rzeżucha rośnie a na Wielkanoc odsłaniamy – mówi Natalia. – W trakcie modlitw i transmisji dbamy o ładne ubrania i dobrze przygotowane miejsce. Nauczyliśmy nasze dzieci Komunii duchowej, mam nadzieje, że w ich sercach jest świadomość, że mogą przyjąć duchowo Pana Jezusa, który on zawsze działa. Jeśli biały obrus położony przez mamę nie zadziała, to On zadziała prędzej czy później. To jest nasza nadzieja – dodaje.

Krzyżyk na czole

Dla Asi i Artura kwarantanna to dobry czas, choć były też trudne momenty. Asia jest lekarzem, pracuje m.in. w szpitalu, w którym na jednym z oddziałów przebywał chory zarażony koronawirusem. Musiała więc przejść przymusową kwarantannę. Na szczęście w jej wypadku test wyszedł negatywny. – Kiedy idę do pracy do szpitala, boję się czy czegoś nie złapię. Łucja szczególnie to przeżywa, nie chce żebym szła do pracy. Ale kiedy już wychodzę, podchodzi do mnie i robi mi znak krzyża na czole – mówi Asia.

Artur kilka dni po zamknięciu szkół wziął wolne w pracy. Mają trzy córki, przysługuje mu więc zasiłek opiekuńczy, z którego chętnie skorzystał – To jest czas błogosławiony – mogę odmówić jutrznię, wieczorem razem z Asią modlimy się kompletą. To jest rzecz, która na co dzień nam się nie udawała. Ten czas przymuszonej obecności w domu jest dla nas bardzo dobry. W ciągu dnia możemy wreszcie z Asią napić w spokoju się kawy – mówi Artur.

Cieszą się też z tego, że udaje im się razem z dziećmi klękać codziennie do modlitwy. Wcześniej modlitwa rodzinna różnie im wychodziła. Jedna córka już spała, druga nie wyszła spod prysznica, a trzecia odrabiała jeszcze lekcje – Przyłączyliśmy się do różańca o 20.30. Niezależnie od tego czy jesteśmy w trakcie kolacji, czy robimy coś innego, odrywamy się, klękamy i wspólnie się modlimy – mówi Asia.

Aby lepiej przeżyć ten czas przygotują sobie specjalne miejsce do modlitwy, które pomoże także dzieciom w lepszym przeżywaniu Triduum. Ale pomimo tego, że nie mogą wyjść wszyscy razem do kościoła, nie chcą ograniczać się do przeżywania świąt tylko w domu. – Mieszkamy na odludziu więc w Wielki Piątek weźmiemy ze sobą krzyżyki, pójdziemy w pole i zrobimy drogę krzyżową. Jeśli ze względu na pogodę nam się to nie uda, to własnoręcznie zrobimy stacje i powiesimy w domu na różnych piętrach. Dobrze, żeby to miało formę procesyjną. Tak jest lepiej niż oglądać drogę krzyżową na ekranie. To musi mieć akcję, my dorośli też potrzebujemy takiej akcji – mówi Artur.

Doceniają to, że w tym roku ominie ich przedświąteczna gorączka. Odbierają to jako szansę, która pozwoli im w lepszym przeżyciu świąt. Wiedzą, że przez niemożliwość pójścia do kościoła przygotowanie do Wielkanocy wymaga od nich dodatkowego wysiłku. Ale taki wysiłek podejmowali już wcześniej, po to, żeby swoim córkom pomóc w przeżywaniu Mszy Świętej – Od jakiegoś czasu, zanim wyszliśmy do kościoła dyskutowaliśmy z nimi o niedzielnej Ewangelii. Chcieliśmy, aby słuchając księdza pamiętały o czym rozmawialiśmy – dodaje.

Teraz w niedzielnej Eucharystii uczestniczą przed telewizorem. Wybierają transmisję Mszy św. dla dzieci ze Świątyni Opatrzności Bożej. Pomimo tego, że zostają w domu ubierają się tak jakby wychodzili do kościoła. Dbają o takie szczegóły, które pomogą wszystkim w lepszym przeżywaniu Eucharystii. –  Cieszymy się, że możemy uczestniczyć w liturgii poprzez transmisję telewizyjną. W Wigilię Paschalną na pewno połączymy się z takim miejscem, w którym będzie czuwanie i adoracja, żebyśmy mogli się poczuć jak w kościele. Ta noc będzie inna niż wszystkie, zrobimy też wieczorną agapę – mówi Artur.

– Moja mama śmieje się, że jeżdżą teraz na pielgrzymki. Co niedzielę szukają Mszy z innego miejsca. Byli już w Łagiewnikach, w Świątyni Opatrzności, na Jasnej Górze, a ostatnio nawet w Sosnowcu – nie spodziewali się, że może tam być taki piękny kościół. Wszystko dzięki telewizyjnym transmisjom. To też jest ubogacające – dodaje Asia.

Budzi się tęsknota

Chaos i nieprzewidywalność są wpisane w codzienne życie każdej wielodzietnej rodziny, może dlatego czas kwarantanny nie jest dla nich tak dotkliwy. Są o tym przekonani Agnieszka i Krzysiek, rodzice szóstki dzieci. – Widzę, że nasz myślenie zmieniało się wraz z przyjęciem kolejnych dzieci. Bierzemy rzeczywistość taką jaka jest. Zdajemy sobie sprawę, że nie wszystko zależy od nas i nauczyliśmy się przyjmować sytuacje, na które nie mamy wpływu, w większym zaufaniu do Pana Boga – mówi Agnieszka.

Nie jest jednak tak, że epidemia nie pokrzyżowała im planów. We wspólnocie, w której są, jest zwyczaj całonocnego czuwania w Wigilię Paschalną. W ten dzień planowali także chrzest swojego najmłodszego syna, Józka. Wiedzą, że do tego nie dojdzie, mają jednak w sobie wewnętrzny pokój, i wierzą, że te wydarzenia też są im potrzebne.

Agnieszka, pomimo tego, że teraz całe dni spędza razem ze wszystkimi dziećmi, widzi dużo zalet obecnej sytuacji. Mogą wspólnie razem zjeść śniadania i obiady, co dotychczas było niemożliwe, kiedy rano dzieci wstawały do szkoły i przedszkola a wracały o różnych porach. Mogą też wspólnie modlić się więcej niż zwykle. Do tej pory mieli zwyczaj wspólnej modlitwy w niedzielne poranki, podczas której mogli każdemu dziecku poświęcić czas i porozmawiać o ich bieżących sprawach. – Teraz w piątki staramy się robić drogę krzyżową. Nie udaje nam się codziennie odmawiać różańca, ale robimy to w niedzielę. Śpiewamy także razem gorzkie żale i uczestniczymy w Mszy Świętej dla dzieci transmitowanej ze Świątyni Opatrzności Bożej – mówi Agnieszka. Najmłodsze dzieci także chętnie biorą udział w modlitwach. Czteroletniemu Frankowi zdarza się co prawda zasnąć z różańcem w ręku a sześcioletnia Basia potrafi w trakcie modlitwy wyjść pobawić się do swojego pokoju, ale zawsze wraca, kiedy inne dzieci modlą się w swoich intencjach. Starszy Staszek, który już rozumie co się dzieje, zaczął ostatnio modlić się w intencji wszystkich lekarzy, pielęgniarek i chorych oraz o życie wieczne dla tych, którzy umarli z powodu epidemii.

Agnieszka dostrzega, że czas zamkniętych kościołów pozwala doceniać to, co do tej pory mieliśmy na wyciagnięcie ręki. – Może Pan Bóg daje ten czas, żeby zatęsknić za Jezusem Eucharystycznym. Ostatnio miałam okazję przyjąć Komunię po dłuższej przerwie – dawno nie czułam takiego pragnienia, żeby Jezus przyszedł do mnie.