Ona też powiedziała „fiat”. O życiu zakonnym z dala od wspólnoty

ks. Przemysław Pojasek

publikacja 26.03.2020 09:49

Elegancka kobieta zasiada za fortepianem. Marta Łysyganicz siada przy nim od 5. roku życia. Ale muzyka to nie wszystko. Od kilku lat pianistka jest też tercjarką dominikańską.

Z wykształcenia i z pasji pani Marta jest pianistką. Marcin Gomułka Z wykształcenia i z pasji pani Marta jest pianistką.

Jak rodziło się w Pani to wyjątkowe powołanie?

Marta Łysyganicz: Myślę, że Duch Święty w tym pomógł, bo sama na taki pomysł na pewno bym nie wpadła (śmiech). Wychowałam się w Bieszczadach, więc w pobliżu nie było żadnej wspólnoty braci zakonnych. Dominikanów poznałam dopiero w Krakowie w czasach liceum, kiedy to jeździłam na konsultację do jednego z profesorów. Podczas swoich krakowskich wizyt modliłam się właśnie w bazylice dominikanów. Później poszłam na pielgrzymkę dominikańską, a zaraz potem zamieszkałam w Łodzi, gdzie jest wspólnota braci oraz działająca przy klasztorze fraternia. Już wtedy poznawałam duchowość św. Dominika, w której coraz mocniej się odnajdywałam, dlatego postanowiłam rozpocząć postulat i tak już zostało. Muszę przyznać, że uroczyste złożenie przyrzeczeń wieczystych to do dziś najpiękniejszy dzień w moim życiu. Od tamtego czasu mam poczucia, że jestem na swoim miejscu.

Czym się różni Pani zakon od pozostałych?

- Jako osoby świeckie realizujemy swoje powołanie w oparciu o Regułę Fraterni Świeckich św. Dominika zatwierdzoną przez Generała Zakonu. Jesteśmy zobowiązani m.in. do codziennego odmawiania Liturgii Godzin, różańca, uczestnictwa we mszy świętej, adoracji czy studiowania nauki Kościoła. Jako tercjarze tworzymy fraternie (wspólnoty), w których spotykamy się regularnie, a które są umocnieniem w codziennym apostolstwie. Swoje powołanie realizujemy pełniąc różne role w swoich środowiskach, do których nie zawsze dotrą bracia czy mniszki.

Dlaczego duchowość dominikańska stała się Pani bliska?

- Tym, co najbardziej urzekło mnie u dominikanów od samego początku to dbałość o piękno liturgii oraz sposób głoszenia braci. Im bardziej poznawałam życie naszego założyciela – św. Dominika – tym mocniej byłam zafascynowana tą duchowością. Najpiękniejsze dla mnie jest połączenie życia kontemplacyjnego z wychodzeniem do innych ludzi.

Jaki jest wasz charyzmat?

- Nasz charyzmat i misja są mniej więcej takie same od ponad 800 lat. Drogowskazami dla nas są hasła: „veritas” (prawda) oraz „contemplare et contemplata aliis tradere” (kontemplować i przekazywać owoce kontemplacji). Staramy się odczytywać znaki czasu i głosić Ewangelię w duchu otwartości wobec świata „wszystkim, wszędzie i na wszelkie możliwe sposoby”, jak mówił nasz założyciel – św. Dominik Guzman. Szczególne miejsce zajmuje także nauka i studiowanie („sempre studere”).

O co najczęściej pytają ludzie, gdy dowiadują się, że jest Pani tercjarką?

Najczęściej o to, czy mogę mieć męża (śmiech) i czy mam habit. Oczywiście pojawiają się również pytania o regułę według której żyje, o moje zobowiązania czy o to, dlaczego wybrałam taką drogę.

A na co dzień czym się Pani zajmuje? Jakie ma pasje i zainteresowania?

- Z wykształcenia i z pasji jestem pianistką, pedagogiem, menedżerem kultury. Na co dzień prowadzę klasę fortepianu w Szkole Muzycznej II stopnia w Bystrzycy Kłodzkiej. We wcześniejszych latach uczyłam m.in. w Państwowej Szkole Muzycznej I i II stopnia w Kutnie czy w Studium Muzyki Kościelnej w Łodzi. Ważną częścią mojej działalności artystycznej są również koncerty. Oprócz dźwięków fascynuje mnie słowo. Interesuję się retoryką, dlatego dużą przyjemność sprawia mi występowanie w roli prelegenta muzycznego. Nieodłącznym elementem mojego życia jest dla mnie również sport. Może dlatego, że tak jak w byciu pianistą, liczy się w nim systematyczność, stała mobilizacja oraz pasja. Chyba dlatego te dwa światy – muzyczny i sportowy – współgrały od najmłodszych lat we mnie.

Zatrzymajmy się chwilę nad tą muzyczną częścią. Gra Pani tylko w Kotlinie Kłodzkiej?

- Występuje w różnych miejscach. Przed przyjazdem do Kłodzka, przez osiem lat mieszkałam w Łodzi, i to właśnie w tamtym okresie grałam najwięcej koncertów - nie tylko w Łodzi, Warszawie czy innych miastach, ale również za granicą. Ponadto wspólnie z moim łódzkim przyjacielem – świeckim dominikaninem – prezentujemy projekty, które są połączeniem słowa i muzyki. Jednym z nich jest „Drugie szczęście Hioba” – scenariusz złożony z wierszy Anny Kamieńskiej połączony z muzyką. Mam nadzieję, że wkrótce będziemy mogli przedstawić ten projekt również na terenie diecezji świdnickiej.

A jakie jest szczęście Marty Łysyganicz? W czym upatruje Pani szczęście? To ziemskie i to duchowe?

- Na pewno nie uzależniam szczęścia od zewnętrznych czynników czy okoliczności. Uważam, że źródło szczęścia leży w naszym SERCU. Jest nim na pewno pokój wewnętrzny, który odczuwamy wtedy, kiedy mamy doświadczenie żywego Jezusa Chrystusa. Prawdziwe szczęście to jednak nie jest życie w beztrosce. To umiejętność kroczenia do przodu mimo przeszkód na drodze, codzienna wdzięczność, dbanie o wnętrze swojego serca i dzielenie się miłością z innymi i doświadczanie jej. Dla mnie szczęściem, tutaj na ziemi, jest także to, że mogę dzielić się podczas koncertów swoimi emocjami ze słuchaczami. Podczas gry na fortepianie towarzyszy mi prawdziwe poczucie sensu. Czasami moi uczniowie pytają mnie: jak to możliwe, że pani tak ciągle się uśmiecha i jest taka radosna? Nigdy nie wiem jak na to pytanie odpowiedzieć. Myślę jednak, że niezwykle ważna w życiu jest wdzięczność. To dzięki niej potrafimy dostrzegać piękno wokół nas. Warto też pamiętać, że życie szczęśliwe to życie dla innych.

Z ziemi łódzkiej do dolnośląskiej. Jak to się stało?

- Jestem członkiem Fraterni bł. Sadoka i Towarzyszy w Łodzi. Profesję wieczystą, po kilku latach formacji, złożyłam w roku 2017 i chwilę po tym niespodziewanie wyjechałam z Łodzi. Mieszkając obecnie w Kłodzku nie mam możliwości uczestnictwa w regularnych spotkaniach fraterni oraz angażowania się we wspólne dzieła przy klasztorze Braci. Z uwagi na miejsce zamieszkania została mi oczywiście udzielona dyspensa, ale brak wspólnoty obok, na co dzień, nie zawsze jest prosty. Jednak świadomość tego, że każdego dnia łączymy się duchowo na modlitwie, że modlimy się wzajemnie za siebie, jest bardzo umacniające.

Czego Pani uczy?

- Staram się zaszczepić u swoich uczniów zapał, miłość do muzyki i pokazać, że radość z doskonalenia swoich umiejętności i odkrywania muzyki jest silniejsza od trudu związanego z długimi godzinami ćwiczeń. Ważne dla mnie jest również to, aby motywować uczniów do pracy nad utworami i przekazywać fascynację muzyką. Chociaż nie wszyscy uczniowie, z którymi pracuję, wybiorą dalszą ścieżkę muzyczną, to ufam, że muzyka ubogaci ich dalsze życie.