Z niedźwiedziem na rekolekcje

ks. Tomasz Horak

Trzeba dać słuchaczom odczuć, że samemu drogi się szuka.

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Nasza epoka jest inna od minionych. Mapa tej inności (a zarazem różnorodności) jest bardzo urozmaicona. Jak życie. O czym chcę pisać? O rekolekcjach. Od dziesiątków lat wielkopostne rekolekcje są częścią krajobrazu parafialnego. Pamiętam te sprzed pięćdziesięciu lat, gdy byłem młodym wikarym, pamiętam kolejne. Te kolejne mnie zaskoczyły. Bo zaszła taka diecezjalna potrzeba, by mną załatać personalną dziurę w pewnej dużej parafii, było to bardzo wczesną wiosną. Przeprowadziłem siebie i swój niewielki dobytek w poniedziałek. Jakiś starszy ksiądz miał kazania, a we środę proboszcz dziękował... rekolekcjoniście. Wtedy dopiero dotarło do mnie, że poprzednie dni były czasem rekolekcji. Z poprzedniej parafii wyniosłem całkiem inny obraz. A więc i wtedy rekolekcyjny krajobraz był zróżnicowany.

Z czasem sam zostałem rekolekcjonistą. W moim spisie mam 38 pozycji – nie licząc rekolekcji oazowych. Bardzo różne to były ćwiczenia (bo tak się nieraz mówi o rekolekcjach: ćwiczenia duchowe). Równo 10 lat temu prowadziłem rekolekcje w średniej wielkości parafii w aglomeracji Bielska-Białej. Mówię do proboszcza: „program na dwóch młodych, a ta zaprosiłeś jednego starego”. Daliśmy radę. Punktów programu każdego dnia wiele. Kościół pełny – od dzieci i młodzieży, po starszych i chorych. Służba liturgiczna, lektorzy, zespoły muzyczne – wszystko na wysokich obrotach i jest dla kogo. Ciekawe, jak tam jest teraz?...

Skąd to pytanie? A no stąd, że obserwuję w parafiach jakąś degrengoladę rekolekcji. Oczywiście, różnice są spore, ale to już nie te rekolekcje co kiedyś. Uczestników ubyło – zwłaszcza wśród młodzieży. W mniejszych parafiach w kościele pustawo. To jakoś zniechęca – i kaznodzieję, i proboszcza, i samych uczestników. Trzeba zapytać, dlaczego audytorium topnieje? Wszędzie jest mniejsze „zapotrzebowanie” na sprawy duchowe. Obojętność a nieraz wrogość wobec spraw wiary narasta. Bo życie codzienne nabrało innego kierunku i przyspieszenia. Bo uderzenie ze strony różnej maści przeciwników Kościoła swoje robi. Bo skandale z udziałem księży – i te prawdziwe, i te medialne – odbierają wiarygodność duszpasterzom. Bo katecheza w niejednej szkole osłabiła więzy z parafią i duszpasterzami. Bo na co dzień brak czasu już od dzieciństwa – balet, karate, angielski itd. Dzieciaka trzeba zawieźć do muzycznej czy sportowej, odczekać półtora godziny, wrócić. Tymczasem nauka rekolekcyjna już się skończyła.

Pewien proboszcz podmiejskiej parafii chcąc temu zaradzić, rozłożył rekolekcje na cztery soboty i niedziele wielkiego postu, z piątkową drogą krzyżową. Z naukami ogólnymi, ze stanowymi, z wplecionym w tematykę kazaniem pasyjnym. Totalna klapa. Część parafian w ogóle nie zorientowała się, że były rekolekcje. Może za słabo przygotował ich na tę inną formę? Wszak chodziło o jakieś całkowite przestawienie znanego od zawsze schematu. A może jeszcze inne powody... I może nie tędy droga?

Inna sprawa to tematyka rekolekcyjnych nauk. Czy aby nie rozmija się z oczekiwaniem słuchaczy? Może bardziej niż do nawrócenia moralnego trzeba zachęcać do nawróceniu naszej wiary? Zamiast piętnowania grzechów, ukazywać piękno, siłę i potrzebę codziennego dobra? A może nie tyle o wierze, co o nadziei mówić? Tak, o tym też się mówi. Ale akcenty chyba powinny być jakoś przestawione. I chyba mniej moralizujących historyjek, a pełna korelacja z czytaniami biblijnymi (w czasie rekolekcji istnieje możliwość wyboru). No i trzeba dać słuchaczom odczuć, że samemu drogi się szuka.

Może mniej mówić, a do wewnętrznego dialogu prowadzić? Czym miałby ów dialog być? Jakimi sposobami miałby się realizować? Nie wiem. Może za stary jestem, by wyczuć nowe. Ostatnie rekolekcje prowadziłem siedem lat temu. Ostatnie zaś dlatego, że nie potrafiłem sobie na wiele tych i pokrewnych pytań odpowiedzieć. Skoro sam nie wiem, to jak mam stanąć przed słuchaczami? Czułem się trochę jak ten Cygan z dowcipu. Że to rekolekcjonista podobny jest do Cygana? – ? – Tak, do Cygana, co to niedźwiedzia od wioski do wioski wodzi. Niczego nowego wymyślić ani nie potrafi, ani nie potrzebuje. A i tak każdy piątkę rzuci...

I jeszcze jedno. Coś, co by na pierwszym miejscu postawić trzeba – przygotowanie rekolekcji przez modlitwę. Solidna modlitwa za parafię, za rekolekcjonistę. Modlić powinien się sam rekolekcjonista, ale parafia także. I wielu powinno być modlących się za dzieło każdych konkretnych rekolekcji – w klasztorach, domach. Starszych i chorych, ale i dzieci – ich modlitwę szczególnie cenić trzeba. A dzieci chętnie „jadą z modlitwą” na rekolekcje gdzieś tam, a gdy ksiądz wrócił, pytają, czy się dobrze modliły.