Tomek wrócił za kraty po Ducha Świętego

Urszula Rogólska

publikacja 28.02.2020 23:33

Takiej historii w cieszyńskim Zakładzie Karnym nie znał wcześniej nikt. Po 13 miesiącach odsiadki, w poniedziałek 24 lutego, Tomek opuścił to miejsce. W czwartek 27 lutego wrócił. Dobrowolnie. Znajomi zza krat nie wierzyli, że to zrobi.

Ekipa ewangelizatorów z bp. Romanem Pindlem przy wejściu do Zakładu Karnego w Cieszynie. Urszula Rogólska /Foto Gość Ekipa ewangelizatorów z bp. Romanem Pindlem przy wejściu do Zakładu Karnego w Cieszynie.

W kaplicy Zakładu Karnego w Cieszynie w czwartek 27 lutego bp Roman Pindel udzielił sakramentu bierzmowania 3 osadzonym: Tomaszowi, który za swojego patrona wybrał św. Krzysztofa, Dawidowi, który wybrał św. Jana, i Przemysławowi - on wybrał św. Antoniego. Do tego dnia przygotowywał ich o. Rafał Kogut OFM wraz ze wspomagającą go ekipą ze Szkoły Nowej Ewangelizacji "Zacheusz" ze wspólnot w Cieszynie i Chybiu, a także jednym członkiem wspólnoty "Radość" Odnowy w Duchu Świętym. Na czwartkową uroczystość przyszli razem z o. Rafałem ci, którzy odwiedzają tu z nim więźniów od lat, ale i tacy, dla których to była pierwsza wizyta za kratami.

Z cieszyńskiej wspólnoty posługiwali: Ryszard Sikora i Bernard Wesoły, a z "Zacheusza" w Chybiu - Tomasz Gruszka, Aleksander Dziędziel i Arkadiusz Wilczkowski. Z cieszyńskiej Odnowy jest Jerzy Żoch.

Tym razem sakrament bierzmowania przyjęło trzech osadzonych. Dwaj z nich - jak i wszyscy osadzeni obecni w kaplicy - przyszli w więziennych, jednolitych zielonych bluzach i spodniach. Jeden - Tomek - w odświętnej koszuli i dżinsach. Bo Tomek już nie jest osadzonym. W poniedziałek 24 lutego zakończyła się jego kara - odsiedział 13 miesięcy. W tym czasie przychodził na spotkania prowadzone przez o. Rafała i zdecydował się przystąpić do bierzmowania.

- Tutaj, w więzieniu, Pan Bóg dał ni najlepszy prezent, jakiego nigdy bym się nie spodziewał. W miejscu, które nikomu dobrze się nie kojarzy, dał mi poznać siebie i swoją miłość do mnie - opowiada Tomek. - 10 lat temu na moich rękach zmarł mój tata. Miałem o to wielki żal do Pana Boga. Przestałem chodzić do kościoła. Zaczęły się dziać w moim życiu niedobre rzeczy, Kiedy trafiłem tu, do Cieszyna, i poszedłem na spotkanie z o. Rafałem, przeżyłem coś, czego nie doświadczyłem nigdy. Dostałem takiego pozytywnego kopa do życia. Dowiedziałem się, że Pan Bóg mnie, człowieka który czynił zło, mimo to kocha - bez względu na to, kim byłem, kim jestem, co robiłem. Dla miłości Bożej nie ma żadnych granic, żadnych murów. Zafascynowało mnie to. Ojciec Rafał przygotował tu dla nas kurs Nowe Życie. Był tam taki czas, kiedy przybijałem do krzyża swoje grzechy. Wiem, że Jezus cierpiał za nie, że za mnie umarł, ale też odpuścił mi grzechy i przebaczył. Dał mi szansę na nowe życie.

Bp Roman Pindel przewodniczył Mszy św. z udzieleniem sakramentu berzmowania w kaplicy Zakładu Karnego w Cieszynie.   Tomasz Głasek Bp Roman Pindel przewodniczył Mszy św. z udzieleniem sakramentu berzmowania w kaplicy Zakładu Karnego w Cieszynie.

Chłopaki zza krat nie wierzyli, że Tomek z własnej woli, w trzecim dniu życia na wolności, ponownie tu trafi. - Nie wyobrażam sobie, żeby tu nie być po tym, co o. Rafał zrobił dla mnie. Nigdy wcześniej nie myślałem o bierzmowaniu. To on mnie do niego przygotował. Może i dobrze, że stało się to teraz, kiedy mam 31 lat. Ten dzień przeżywam bardziej niż Pierwszą Komunię. Na nowo pokochałem Boga i chcę, żeby mnie prowadził, żebym już nie pobłądził. Wybrałem św. Krzysztofa, bo dużo jeździłem samochodem. Wierzę, że będzie nade mną czuwał - mówi.

Drugi z bierzmowanych - Przemek - opowiada: - Całe życie błądziłem. Z Kościołem nie miałem nic wspólnego. Dopiero tutaj zacząłem chodzić na spotkania i na Msze. Mocno przeżyłem kurs Nowe Życie. Łzy mi same leciały, gdy usłyszałem o Bożej miłości i że mnie, takiego jaki jestem, Pan Bóg kocha bezinteresownie cały czas. Czy robię źle czy dobrze, Jego miłość jest taka sama. Ale ja już nie chcę być taki sam jak byłem... Moja mama przez całe życie nie dawała sobie ze mną rady. Zmarła w czerwcu ubiegłego roku. Wierzę, że patrzy teraz na mnie i jest ze mnie dumna.

Dawid ma jeszcze ponad 3 lata odsiadki przed sobą. - Zacząłem tu przychodzić na spotkana, żeby nie siedzieć w celi. Ojciec Rafał ma taką mocną wiarę i umie o niej mówić. Chyba nic nigdy w życiu mi tak na psychikę nie wjechało (w dobrym znaczeniu), jak to Nowe Życie, kiedy dowiedziałem się o Bożej miłości. Na różne sposoby o. Rafał i chłopaki, którzy z nim tu przychodzą, pokazywali nam, że każdy z nas jest dla Pana Boga wyjątkowy, każdego kocha. To był dla mnie szok - że kocha mnie, kogoś, kto nie był dobry. A poza tym wiem, że bierzmowanie jest potrzebne, żeby zostać chrzestnym.

Ojca Rafała nie mogło oczywiście zabraknąć podczas Eucharystii, której przewodniczył bp Pindel. Przy ołtarzu stanął także ks. Piotr Góra, sekretarz biskupa.

W homilii ordynariusz bielski odwołał się do przeczytanej Ewangelii, a szczególnie do słów: "Jeśli ktoś chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje". Nazwał ten fragment programowym, który powinno się przeczytać człowiekowi dorosłemu, niebędącemu chrześcijaninem, i zapytać go: "Chcesz tego?".

Jak zauważył biskup, Jezus mówi, że skończy źle, ale też zapowiada, że trzeciego dnia zmartwychwstanie. Jednocześnie mówi o trzech warunkach, które powinien spełnić człowiek, który chce pójść za Nim, chce być Jego uczniem, chrześcijaninem. Sam Jezus przeszedł taką drogę - On wie, co mówi. Te trzy warunki to: zaprzeć się samego siebie, wziąć swój krzyż, naśladować Jezusa.

Biskup Pindel tłumaczył, na czym polega każdy z warunków. Zaprzeć się samego siebie znaczy wystąpić przeciw temu, co jest we mnie złe. Wziąć własny krzyż - krzyż choroby, złej opinii o sobie, tego, co zaleca mi się, bym był zdrowy, a co nie przychodzi łatwo. Naśladować Jezusa to chodzić po Jego śladach, jak po śladach butów na świeżym śniegu. Nawet kiedy śladów już nie będzie widać, ta pierwsza nauka zaczyna wchodzić w krew - wiesz, jak stawiać kroki, w jaki sposób się poruszać. Poznajesz słowo Boże, a następnie potrafisz je odnieść do rzeczywistości, w której aktualnie żyjesz, uczysz się, wiesz, co Jezus zrobiłby na twoim miejscu.

- Życzę, by podjęta dziś decyzja była zdecydowanym "chcę iść za Jezusem, chcę być Jego uczniem, chcę być chrześcijaninem" - zakończył biskup.

Na zakończenie liturgii bierzmowani otrzymali na pamiątkę książkę o historii Asii Bibi "Nareszcie wolna".

Bierzmowanie za kratami było też przeżyciem dla mężczyzn z "Zacheusza", którzy posługiwali przy ołtarzu, a także śpiewem, grą na gitarach i byli świadkami bierzmowanych.

Aleksander Dziędziel był na posłudze w więzieniu po raz trzeci. - Za pierwszym razem trafiłem na Mszę św. z poświęceniem drogi krzyżowej, wykonanej przez jednego z więźniów. Ten drugi raz to był kurs Nowe Życie - opowiada Olek. - Niesamowicie pozytywne doświadczenie. Patrzyłem na tych ludzi, którzy niejedno przeszli w życiu, a teraz starają się je naprawić. Są bardzo serdeczni wobec nas i otwarci na Boga. Widzę, jak słuchają, jak są skupieni na tym, co mówimy. Różnica w prowadzeniu kursu Nowe Życie w tym miejscu a w innych, w które trafiamy, jest tylko jedna: tam w każdym momencie można wyjść na zewnątrz. Tu trzeba być obecnym cały czas.

Arkadiusz Wilczkowski za kraty trafił pierwszy raz. - Samo wejście na drugą stronę już robi wrażenie na kimś, kto - jak ja - nigdy w zakładzie karnym nie był. Zobaczyć, jak słowo Boże tam dociera to naprawdę wyjątkowe doświadczenie... - mówi.

- Chodzę do więzienia z o. Rafałem od lat - dodaje Ryszard Sikora. - Ale dopiero niedawno uświadomiłem sobie, że takiej biedy, jak w tym miejscu, nie widziałem nigdzie. Ci ludzie nie mają nic. Brakuje im przyjaciół, rodziny. Wielu nie ma nikogo, do kogo mogliby wrócić po wyjściu stąd. Gdy patrzę na nich, jak chłoną to, co się im głosi, jak słuchają, jestem przekonany, że za murami tak nie jest. Czasem żartuję, że najlepszy sposób na ewangelizację to zamknąć ludzi w podobnym miejscu i głosić im Ewangelię.

Bernard Wesoły był w zakładzie po raz drugi. Wcześniej - kilka lat temu - także na bierzmowaniu. - Za pierwszym razem czułem się mało komfortowo, kiedy w drodze do kaplicy zamykały się za nami kolejne bramy. Dziś już o tym nie myślałem. Myślałem o czymś innym, patrząc na tych chłopów: "Siedzicie tu zamknięci, ale w Bogu jesteście wolni". Choćby nie wiadomo gdzie cię zamknęli, jesteś wolny, kiedy masz Boga w sobie - mówi.

Jerzy Żoch przychodził do więźniów jeszcze ponad 10 lat temu z o. Boguchwałem, od 7 - z jego następcą o. Rafałem. - Czuję, że Pan Jezus mnie tu potrzebuje. Pracuję na trzy zmiany, więc kiedy tylko praca mi pozwala, jestem tu i dwa razy w tygodniu, żeby pomóc o. Rafałowi. Taki największy owoc, jaki dostrzegam, to fakt, że tak wielu ludzi dopiero tutaj ma okazję spotkać Pana Jezusa. Nie byli ileś lat w kościele, nie przystępowali do sakramentów. Gdyby nie trafili tutaj, być może by Go nie spotkali. A On ich tu odnajduje... Część z nich przychodzi z przekonania, część, żeby się wyrwać z celi, ale tak czasem myślę, że to jest tak: kiedy stoisz na deszczu, nawet pod parasolem, to i tak jakoś zmokniesz, gdy deszcz zacina. Wierzymy, że nawet u tych, którzy zaczynają przychodzić z ciekawości, obudzi się ciekawość i pragnienie spotkania z Bogiem - tłumaczy.