Czy katolik może myśleć?

Gdzie ta wolność, którą przyniósł Chrystus? Co zrobiliśmy z Ewangelii, że stała się niewolą?

Czy katolik może myśleć?

«Ja, Pan, powołałem Cię słusznie, ująłem Cię za rękę i ukształtowałem, ustanowiłem Cię przymierzem dla ludzi, światłością dla narodów, abyś otworzył oczy niewidomym, ażebyś z zamknięcia wypuścił jeńców, z więzienia tych, co mieszkają w ciemności».

Ten fragment Księgi Izajasza, pierwszą Pieśń Sługi Jahwe, słyszeliśmy wczoraj w liturgii. Abyś otworzył oczy niewidomym, z zamknięcia wypuścił jeńców... Patrzę dziś na media, katolickie i nie tylko, i widzę że tematy kościelne zdominowały nieustanne pytania o prawo. O obowiązek. Czy dziś muszę...? Co należy...? Czy katolik może wesprzeć...? Chciałoby się podsumować: czy katolik może myśleć, czy tylko lawirować między różnymi przepisami prawnymi, zastanawiając się, kiedy odpuszczenie sobie czegoś to już grzech, a kiedy jeszcze nie (albo przynajmniej nie ciężki...)?

Zastanawiam się: gdzie ta wolność, którą przyniósł Chrystus? Co zrobiliśmy z Ewangelii, że stała się niewolą?

Nie, nie zamierzam krytykować duszpasterstwa. Zbyt często zrzucamy winę na tych, co “nie uczą”, “nie pozwalają”... Ale to nie duszpasterze zadają nieustannie pytania o prawo. To nie duszpasterze oczekują, że owieczki o wszystko będą ich pytać - ani są w stanie odpowiadać, ani nie mają odpowiedzi na wszystkie pytania. To my sami nie chcemy podejmować ryzyka wybierania, bo wiąże się z nim odpowiedzialność i ryzyko błędu. Wolimy, by ktoś inny wziął je na siebie, a nam pokazał ładną, prostą i wygodną drogę, na której możemy czuć się “w porządku”. Świętość? To dla wariatów. Chętnie popodziwiam, ale proszę ode mnie nie wymagać!

Poszukiwanie wzorców, życiowych autorytetów jest naturalne. Bez nich jest ciężko, nie sposób sprawdzić każdej drogi. Warto mieć ludzi, których ocenom ufam. Ale nierealne jest marzenie, że ktoś mi da “gotowiec na życie szczęśliwe”. Że obędzie się bez walki i wyborów. Że zmieniający się coraz szybciej świat można zatrzymać, zamrozić, żyć “jak zawsze”. A nawet, gdyby się dało, to że na tej drodze nic nam nie zagrozi.

Może warto przypomnieć coś, co chyba umyka. Błąd nie jest winą. Winą może być bezmyślność, brak zainteresowania własną wiarą, niewnikanie w szczegóły czegoś, w co wchodzimy. Mamy myśleć (!), mamy przyglądać się rzeczywistości, mamy szukać dobra. Maksymalnego lub choćby większego. Na tej drodze mamy prawo błądzić: nie jesteśmy bogami, nikt z nas nie jest nieomylny. I nigdy nie będzie.

Z Chrystusem nie musimy się bać: ani myśleć, ani wybierać, ani błądzić. On jest z nami w każdym momencie, w każdej chwili naszego życia, choćbyśmy nie wiem jak byli zaplątani. Zawsze nasz szuka. Zawsze ma dla nas drogę powrotu. On nas już odkupił (!)

Chrześcijaństwo nie polega na byciu “w porządku”. Nikt z nas nie jest “w porządku”: gdybyśmy mogli zbawić się z Prawa przyjście Chrystusa na świat byłoby zwyczajnie zbędne. Chrześcijaństwo polega na przyjęciu Jego łaski, Jego odkupienia i pójściu za Nim. Z założenia w nieznane.