Kłamstwa feminizmu

publikacja 09.08.2010 15:12

Tylko przez mój powrót do Kościoła katolickiego odkryłam co to znaczy być pro-kobiecą, w jedyny i niepowtarzalnie piękny sposób – mówi Lorraine v. Murray, autorka książki „Byłam feministką”

Kłamstwa feminizmu Archiwum prywatne Lorraine v. Murray, autorka książki „Byłam feministką”

Lorraine, Twoja książka “Byłam feministką” jest dość odważna i intymna. Co skłoniło Cię do jej napisania?

To było głębokie pragnienie aby podzielić się historią mego nawrócenia. Chciałam pokazać czytelnikowi jak piękna  i hojna jest Boża Łaska. Chciałam opowiedzieć historię kobiety, która wychowana jako chrześcijanka, w okresie studiów porzuciła wiarę i jak po latach Bóg wezwał ją z powrotem do siebie. 

Nie było dla mnie przyjemnym odsłaniać tak wiele bolesnych i intymnych epizodów z mego życia. Czułam jednak, że szczerość towarzysząca pisaniu książki, może pomóc innym. Jako chrześcijanie jesteśmy wezwani, aby dzielić się przesłaniem o Bożej miłości i miłosierdziu. Ja uczyniłam to przez książkę.

I widzę, że ludzie różnie reagują na to że byłam feministką. Jedni są oburzeni, jakbym nie zauważała, że świat „idzie do przodu”. Inni sprawiają wrażenie zadowolonych, jakby chcieli powiedzieć: „to wspaniale, że ktoś czuje to w taki sposób jak ja”

Z jednej strony mamy więc wyznanie wiary, historię Twego nawrócenia. Z drugiej chcesz ukazać czym jest feminizm. Jak zaznaczasz - troska o sprawiedliwe traktowanie kobiet, możliwości rozwoju, kariery, tylko  czubek „feministycznej góry lodowej”.

Wykształcenie i możliwości rozwoju, które promuje feminizm to jedno – i same w sobie są dobrą rzeczą. Ja też odebrałam porządną edukację, zrobiłam doktorat z nauk filozoficznych.  Ale dzisiejszy feminizm ma niszczące założenia, co potwierdzam jako osoba, która przez wiele lat  brała aktywny udział w ruchu feministycznym. Wchodząc głębiej znajdziesz tu bowiem kłamstwo, które stępia kobiecą duszę

Przede wszystkim feminizm próbuje  wyrugować z kobiecej świadomości psychologiczne i emocjonalne różnice między mężczyzną i kobietą, które są dane nam przez Boga. Promuje niemoralność seksualną, rozbicie rodziny i podpowiada, że aborcja jest czynem usprawiedliwionym, gdy w rzeczywistości jest odbieraniem niewinnego życia.

I choć feministki mówią, że chcą aby kobiety miały coraz więcej wyborów – to jest jeden wybór, którego nie ścierpią – kobieca decyzja, by pozostać w domu i zatroszczyć się o rodzinę. 

Co Ciebie pociągało w feminizmie?

Zaczęło się gdy byłam nastolatką. Ruch „kobiecego wyzwolenia” aktywnie się wtedy rozwijał a  jednym z jego haseł była tzw. „wolna miłość”. Ten eufemizm, nie miał oczywiście nic wspólnego z miłością, po prostu zakładał seksualne kontakty z osobami, których praktycznie się nie znało. Jako początkująca feministka kupiłam to pojęcie. Myślałam: skoro przypadkowy seks nie szkodzi mężczyznom, to czemu miałby kobietom.

Poza tym feministki miały zamiar zmienić dotychczasowy system „damsko męskiej gry”, zachęcając kobiety do naśladowania zachowań męskich. Służyć temu miała kontestacja tradycyjnego małżeństwa, czy właśnie seks bez zaangażowania w relację międzyosobową.

To było bolesne doświadczenie – współżyć i nie angażować się.  Łudziłam się, że ostatecznie moje emocje ulegną zmianie. Ale choć takie postępowanie łamało mi serce – i widziałam że moich przyjaciółek również  - nie docierała do nas oczywistość, że feminizm ma to wszystko źle poukładane.  

Kobiety zostały stworzone przez Boga tak aby seks łączyć z zaangażowaniem  i miłością. I wiemy o tym w głębi serca, jak i o tym że oczywistym celem intymności seksualnej jest dziecko. Ale ja wtedy byłam zbyt naiwna by dostrzec  kłamstwa feminizmu. Zamiast tego wnioskowałam, że powinnam zdobywać nowe doświadczenia seksualne częściej, aż w końcu osiągnę prawdziwe ‘wyzwolenie”

Dałam się również nabrać na drugie, wielkie kłamstwo feminizmu – wynikające bezpośrednio z pierwszego. Feministki są doskonale świadome, że przypadkowy seks może doprowadzić do ciąży, nawet jeśli kobieta stosuje środki antykoncepcyjne. Po porostu nie ma środków, które w pełni zapewniają, że wynikiem seksu nie będzie ciąża.

Dla feministek, ten oczywisty fakt nie jest jednak wystarczającym powodem aby unikać przedmałżeńskiego seksu. Zamiast tego, w ich postępującym dalej łamaniu  Bożego porządku wiążącego seks z poczęciem dziecka, one proponują  inne „rozwiązanie” – to które doprowadza do śmierci milionów niewinnych dzieci, odkąd aborcja została zalegalizowana. 

Aborcji i jej skutkom – również w Twoim życiu - poświęcasz wiele uwagi. Przyznajesz, że jako feministka stanowisko Kościoła uważałaś za „coś kompletnie staroświeckiego i wręcz śmiesznego”.

Tragicznie, byłam jedną z kobiet która kupiła to oszustwo. Uważałam, że kobieca wolność do uzyskania edukacji i kariery, triumfuje nad prawem do życia niewinnego dziecka. Więc gdy jako niezamężna kobieta znalazłam się w ciąży, wybrałam „najprostsze rozwiązanie”.

We wszystkich feministycznych artykułach, z którymi się zapoznałam – a było ich sporo – nie było wzmianki o emocjonalnych powikłaniach, które tak często są rezultatem przerwania ciąży.

Udałam się do feministycznej kliniki, podpisałam dokumenty. Wyobrażałam sobie że to będzie jak wyrwanie zęba. Tym czasem był to  pierwszy uszczerbek w moim feministycznym pancerzu. „Procedura” – jak to określałam – była przerażająco bolesna, fizycznie i emocjonalnie.

I choć tego dnia w klinice, poczułam ulgę, bo „problem” został „rozwiązany” - nie zdawałam sobie sprawy, że to był początek horroru. Moje kobiece emocje zostały przepełnione przerażeniem i żałością nad tym, co się w rzeczywistości wydarzyło.

Zaczęłam  doświadczać nawrotów wspomnień i koszmarów w nocy. Gdy widziałam dzieci w centrach handlowych, czułam jak łzy cisną mi się do oczu. Najgorsze było, że czułam się przeraźliwie samotna. Nawet  moje feministyczne przyjaciółki, które zapewne przeszły te same „procedury”, starannie unikały jakiejkolwiek wzmianki o własnej aborcji.

Lata mijały, a ja czułam narastającą gorycz, i niekończący się żal. Bez znaczenia było już co feministyczne „mądrale” wypisywały w swoich artykułach. Prawda o tym czego dokonałam stawała się oczywista: odebrałam życie i nigdy już nie przejdę ponad tym spokojnie.

Te wydarzenia pośrednio doprowadziły, że po latach wróciłaś do Kościoła… Pojawiła się nadzieja na odbudowanie w sobie poczucia odrzuconego macierzyństwa?

Tylko przez mój powrót do Kościoła Katolickiego odkryłam co to znaczy być pro-kobiecą, w jedyny i niepowtarzalnie piękny sposób. W Kościele ostatecznie zobaczyłam wszystkie kłamstwa feminizmu, którym uległam. Dotarło do mnie, że niemożliwym jest opowiadać się za prawami kobiet (być pro-woman), jednocześnie będąc przeciw dziecku (anti-child). Zrozumiałam że feministycznym „planie gry”, dzieci są wielkimi przegranymi.

Znalazłam przebaczenie mych grzechów w sakramencie spowiedzi. Kilka lat później, przeszłam przez specjalny program – dotyczący podstaw wiary – dla kobiet i mężczyzn, którzy dopuścili się aborcji w swej przeszłości. Na spotkaniach czytaliśmy Pismo Święte i modliliśmy się za siebie. To pomaga uleczyć duszę. 

Jednak skazy, które pozostały od feministycznych kłamstw, nigdy całkowicie nie znikną. Gdybym mogła cofnąć czas, chciałabym temu małemu dziecięciu pozwolić się rozwijać. Jak miliony innych kobiet, które żałują że dopuściły się aborcji, dałabym wszystko, by móc spojrzeć na malutką twarz mojego drogiego dziecka, który nigdy nie ujrzało światła dnia…

Zwolenniczki „prawa do własnego brzucha” chcą zagłuszyć męski głos w debacie dotyczącej aborcji – no chyba, że jest to głos im przychylny. Ty wspominasz o obecności mężczyzn na postaborcyjnych spotkaniach terapeutycznych. Jak skutki aborcji dotykają mężczyzn?

Bardzo często aborcja jest przedstawiana od strony emocjonalnych i duchowych skutków matki. Ale również ojcowie rozpaczają z powodu aborcji dokonanej przez matkę swego dziecka (żonę lub jak to dziś często się zdarza – „partnerkę”).

Mężczyźni cierpią, gdyż kobiety podejmują decyzję, o której oni dowiadują się dopiero po fakcie. To znaczy, że mężczyzna traci syna czy córkę, nawet nie wiedząc, o nich. A gdy się w końcu dowiaduje jego serce pęka. W innych  przypadkach mężczyzna wie o aborcji. Razem z kobietą decydują o jej dokonaniu. Potem , gdy uświadamiają sobie, czego w rzeczywistości się dopuścili, oboje cierpią głębokie poczucie winy i wypełnia ich smutek.

Kobiety, które dokonały aborcji niewyobrażalnie cierpią, z powodu ogromnego poczucia winy. Ale i one mogą zwrócić się ku Jezusowi i znaleźć przebaczenie poprzez wyznanie tego grzechu. Katolickie kobiety  i mężczyźni mogą znaleźć uzdrowienie od Boga poprzez sakrament pokuty i pojednania. Jezus przyszedł na świat aby uzdrowić grzeszników i uczynić ich wolnymi od przeszłości, nawet najbardziej grzesznej przeszłości.

Istnieje także międzynarodowa grupa  Rachel's Vineyard (Winnica Racheli), której celem jest pomoc kobietom i mężczyznom, którzy  dopuścili się w aborcji  (można się z nimi skontaktować poprzez: http://www.rachelsvineyard.org/index.htm)

Jak powinien zareagować mężczyzna wiedząc, że matka jego dziecka, z różnych “powodów” myśli o aborcji?

Jeśli o tym wie, powinien uczynić wszystko by kobieta zmieniła swą decyzję. Powinien dać jej odczuć, że kocha ją i będzie kochał dziecko. Musi dowiedzieć się jakie są powody jej decyzji. Czy ona się boi? Martwi się o to jak utrzymać dziecko? Albo myśli, że jest za stara – lub za młoda ?

Czasem gdy rodzina jest za biedna, oddanie dziecka do adopcji wydaje się jedynym rozwiązaniem. Mogą rozmawiać o znalezieniu kogoś, kto by adoptował dziecko.  Oddanie dziecka do adopcji jest bardzo trudną decyzją – ale zawsze lepszą niż koszmarny plan dokonania aborcji.

Ojciec może także poszukać osoby duchownej, która mogłaby służyć radą rodzicom. Powinien też modlić się aby kobieta zmieniła swoje myślenie dotyczące aborcji

A jak może pomóc kobiecie w sytuacji gdy ona już tego dokonała?

Kobieta, która dokonała aborcji, potrzebuje wiedzieć, że może znaleźć przebaczenie od Boga. Tu rola mężczyzny powinna polegać na wspieraniu jej w poszukiwaniu tego przebaczenia. Może przypominać jej o wielkim Bożym miłosierdziu, modlić się za nią i z nią. Warto, by razem poszukali porady duchowej (np. u księdza), która pomoże im przejść nad rozpaczą.

Niektóre kobiety myślą, że aborcja jest niewybaczalnym grzechem. Chcę im powiedzieć, że Boże miłosierdzie jest nieskończone. Czasem kobieta potrzebuje po prostu porozmawiać o tym co się stało. Mężczyzna może jej wysłuchać, wesprzeć, dodać otuchy. Wskazać na miłość i miłosierdzie Chrystusa

Ja z mym mężem po latach oddalenia od Boga, jesteśmy teraz częścią katolickiej wspólnoty wiary. Podczas każdej mszy dziękujemy Bogu, za wszystko czym nas obdarował –  a dał nam wiele. Przeżywialiśmy smutne i chore życie przez wiele lat, ale dziś wiemy, że Jezus jest zawsze po naszej stronie, idzie z nami. Przeszliśmy z życia pozbawionego sensu, do życia, które jest przepełnione radością z Bożej obecności. I tym dzielę się w mojej książce.

rozmawiał Krzysztof Błażyca