Gigantyczna kamienna Biblia

Małgorzata Głowacka

publikacja 10.08.2010 06:47

Są budowle sakralne w świecie, które od zawsze wzbudzają emocje. Dla jednych są one wciąż nie do przyjęcia, innych wręcz fascynują. Najbardziej niekonwencjonalnym z kościołów wzbudzającym nieustanne zaciekawienie jest bez wątpienia barcelońska Temple Expiatori de la Sagrada Familia.

Gigantyczna kamienna Biblia Wolfgang Staudt / CC 2.0 Budowla na dzień dzisiejszy

Gaudi zawsze mnie fascynował. Mistyk, szaleniec, geniusz i ewangelizator świata, który poprzez swe prace nieustannie nakłaniał i nakłania do ciągłego poszukiwania Boga. Kontrowersyjne kształty wybudowanych przez niego obiektów zaskakują na każdym kroku rozwiązaniami architektonicznymi. Nie może więc dziwić fakt, że gdy tylko przybyłam do Barcelony, wyruszyłam w podróż  śladami  „Dantego architektury” współczesnej.

Nie można odczytywać architektury Gaudiego w oderwaniu od wiary. Każda z jego budowli, także tych świeckich, miała w zamierzeniu odniesienie do chrześcijańskiej symboliki. Najbardziej przejmujące dzieło i "ostatnie wielkie sanktuarium chrześcijaństwa", jak sam nazwał swoją pracę, wciąż powstaje. I choć współczesne elementy budowli znaczenie różnią się od założeń autora, całościowo Sagrada Familia budzi emocje i zmusza do religijnej zadumy.

Niewiele brakowało, by kościół nie powstał wcale. Pomysłodawca projektu (nie był nim wcale Gaudi, lecz księgarz José Maria Bocabella, założyciel Duchowego Stowarzyszenia Wyznawców Świętego Józefa) postanowił, że ze składek publicznych zostanie zbudowana świątynia podobna do katedry we włoskim Loreto. Zbudowana na neogotyckim planie krzyża miała być symbolem żywej wiary mieszkańców Katalonii. Kamień węgielny 19 marca 1882 roku poświęcił biskup Mr. Urquinaona i rozpoczęto budowę.

Gigantyczna kamienna Biblia   Jsome1 / CC 2.0 Jedna z rzeźb zdobiących fasadę Początkowo pracami kierował architekt Francisco de Paula del Villar, jednak już po kilku miesiącach z powodu konfliktu ze stowarzyszeniem finansującym koszt wznoszenia świątyni odszedł, a jego miejsce zajął 31-letni wówczas Antonio Gaudi. Miał on kontynuować prace według projektów poprzednika jednak szybko okazało się, że jest to niemożliwe. Miał swoją wizję kościoła, pełną metafor, zagadek i ekstrawaganckiej architektury. Krytycy uznali nowy projekt za szalony i super-awangardowy, aczkolwiek całość kompozycji kreślona była tak naprawdę w trakcie budowy. Kamienie przybierały formy jakby żywych organizmów, nieustannie podlegając modyfikacji. Każdy z elementów różnił się od wszystkich innych i był rzeźbiony osobno, zgodnie z zasadą, że w przyrodzie nie ma dwóch identyczny rzeczy.

Niesamowitym jest fakt, że na  pierwszych szkicach sporządzonych dla świątyni, w ogóle nie było widać bryły kościoła, lecz jedynie wrażenie, nastrój i klimat, jaki miał panować we wnętrzu i na zewnątrz budynku. W miarę postępu budowy, Gaudi coraz bardziej radykalnie zmieniał całość kompozycji, tworząc z czasem wizję szaloną i porywającą. Praca całkowicie go pochłaniała, a po kilku latach budowy prawie nie opuszczał Sagrada Familia. Wciąż rozmyślał nad koncepcją świątyni, co doprowadziło go z kolei do głębokich rozważań nad sensem życia i istotą wiary. Modlił się godzinami, szukając natchnienia, czytał Biblię, codziennie przyjmował Eucharystię, studiował pisma teologiczne i liturgiczne. Gdy koszty budowy rosły (bo kościół miał być ogromny, miał mieć pięć kopuł, trzy fasady przedstawiające Narodziny Chrystusa, Mękę Pańską i Zmartwychwstanie (a każdą z nich miały wieńczyć cztery ogromne wieże) zdarzało się, że chodził z kapeluszem po domach bogatych mieszkańców Barcelony i żebrał o pieniądze.

Sam nie pobierał za projekt i budowę żadnych honorariów. Być może zadumanie nad architektonicznymi detalami sprawiło, że 7 lipca 1926 roku próbując przejść przez jezdnię, wpadł pod tramwaj. Nikt nie śpieszył się, by 74-letniego starca zawieźć do szpitala. Ubrany był jak żebrak, nie miał przy sobie żadnych dokumentów. Gdy wreszcie zorientowano się kim jest, chciano go przenieść do prywatnej kliniki, wówczas powiedział: „Moje miejsce jest tutaj, z ubogimi, którzy żebrzą o miłosierdzie, sam też jestem przyjęty jedynie przez wzgląd na miłość chrześcijańską”. I skonał ze słowami na ustach: „Boże mój! Boże mój!”. Pogrzeb był wielkim wydarzeniem. Zgodnie ze swoją wolą Gaudi spoczął w krypcie Sagrady Familii. W momencie jego śmierci ukończona była tylko jedna wieża fasady Narodzenia.

Śmierć architekta i wojna domowa wstrzymały dalszą rozbudowę kościoła. Zniszczeniu uległy także rysowane modele, plany i projekty. Prawie 50 lat kamienne mury świątyni stały, cierpliwe czekając na odważnego, który połączy całość budowli. I choć wielu zwolenników miała i ma koncepcję, zgodnie z którą świątynię należy zostawić w stanie, w jakim się znajduje, traktując całość jako hołd złożony Gaudiemu, wygrała determinacja tych, co chcą doprowadzić budowlę do końca. W roku 1982 prace przy budowie ruszyły na nowo, mimo że minęło 128 lat od ich rozpoczęcia.

Gigantyczna kamienna Biblia   Paul Trafford / CC 2.0 Makieta ukazująca świątynię w pełnej okazałości Autokar zatrzymuje się niedaleko drzwi wejściowych do świątyni. Wysiadam wraz z innymi, by poznać ten „najniezwyklejszy” kościół świata. Staję oniemiała z wrażenia. Całość poraża mnie swą oryginalnością i pięknem. Sycę wzrok szczegółami budowli. Jest niesamowita i zachwycająca.  Gaudi rzeczywiście wyprzedził swoją epokę, tworząc eklektyczne budowle nie dające się przypisać do żadnego stylu. Dominuje w nich bogata i barwna secesyjna ornamentyka, ale w każdej odnaleźć można elementy barokowe, klasycystyczne, a nawet gotyckie. Zanim przekroczę próg bazyliki chcę przyjrzeć się dokładnie Fasadzie Narodzenia Pańskiego, jedynej którą realizował wizjoner. Stanowi ona obecny tył świątyni, choć docelowo ma być fasadą boczną.

Gaudi pragnął, by była skierowana na wschód, umożliwiając tym samym promieniom wschodzącego słońca odgrywać każdego poranka spektakl cudu narodzin życia. Światło w jego architekturze zawsze odgrywało istotną rolę. Wyciągam lornetkę, by oglądnąć szczegóły. Każdy kryje symbolikę. U podstawy np. dostrzegam żółwia morskiego i lądowego, reprezentujących staranność, z jaką każdego dnia zabierano się do pracy nad świątynią. Symbolikę pracy podkreśla także woda i ziemia z aktu stworzenia świata. Nieco wyżej zauważam skorupiaki, symbolizujące wieczność. Wokoło pełno jest przeróżnych scen biblijnych, w tym zwiastowanie archanioła Gabriela, pokłonu trzech mędrców, pasterzy czy ucieczki do Egiptu oraz dogmatów, czy scen koronacji Maryi Panny. To niesamowite, z jaką dbałością wyciosano w kamieniu gwiezdny pasaż a także postacie aniołów wygrywających melodie na różnych instrumentach. Badając każdy szczegół docieram wzrokiem do wyniosłych wież i ponad 100 metrowej iglicy mieniącej się paletą barw. Betonowe sople zdają się spływać z fasady uformowanej na kształt skupiska chmur, a gigantyczne, jakby wyjęte z kreskówki inskrypcje opasujące kolorowe wieże, zdają się śpiewać nieustanne: „Sanctus”...

To, co widzę, nie tylko fascynuje, ale i wciąga. Chcę zobaczyć więcej. Dlatego ustawiam się do kolejki wejściowej, do wnętrza świątyni. Jest spora. Nie dziwię się, wszak Sagradę Familię w Barcelonie rocznie odwiedza ponad dwa miliony osób. Dzięki nieustającym pielgrzymkom bazylika co roku wzbogaca się o 22 mln euro ze sprzedaży biletów wstępu. Dodatkowe wpływy przynosi  ceramika a` la Gaudi, książki i koszulki. Z wnętrza świątyni można też wysłać kartkę pocztową z ozdobnym stemplem, zjeść lody, kanapkę albo się czegoś napić. Jednak to wciąż za mało, by doprowadzić do końca "szalony sen" mistyka. Dlatego barcelończycy działający od kilku lat na rzecz wspierania budowy stworzyli wielki ruch społeczny. Trzy i pół tysiąca rodzin dobrowolnie opodatkowało się na rzecz fundacji i miesięcznie wpłaca na rzecz świątyni po 36 euro. W zamian  ma  symboliczne prawo do odwiedzania bazyliki bez biletu wstępu.

Wiele też osób decyduje się na zapisanie Fundacji Sagrada Familia całych  majątków (od 1979 r. wszystkie darowizny na rzecz świątyni zwolnione są z podatku). To także dzięki tym pieniądzom budowa w ciągu ostatnich lat nabrała tempa. A postęp prac widać gołym okiem. Prace trwają równocześnie na wszystkich możliwych odcinkach.  Zaawansowanie robót wykończeniowych szacuje się na 55 proc. Zdaniem konstruktorów jest szansa, by ukończyć całość świątyni w 2026 roku. I choć termin wielu może szokować, trzeba pamiętać, że wielkie dzieła zawsze powstawały powoli, jakby zgonie z łacińską sentencją: festina lente (śpiesz się powoli). Dla porównania mogę tu podać, że katedrę w Koloni budowano  przez ponad 500 lat.

Kolejka porusza się dość szybko. Już po kilku minutach udaje mi się kupić bilet i wejść do środka. To, co widzę przypomina jeden wielki plac budowy. Króluje nowoczesna technika. Wokół stoi    kilkadziesiąt dźwigów, wózków, ogromne ilości materiałów budowlanych, różnego rodzaju komputerów oraz maszyna wycinająca w kamieniu wymyślne zwieńczenia kolumn i wież. Jej diamentowe piły tną kamień z zegarmistrzowską dokładnością. Przyglądam się temu wszystkiemu z ciekawością.  Praca jednych miesza się ze zwiedzaniem innych. Odgłos szlifierki zagłusza trzask flesza, a mimo to u nikogo nie widać znużenia, rozdrażnienia czy zniechęcenia. Każdy zajęty jest czymś innym. Jedni budują, inni fotografują, jeszcze inni dokonują zakupów w ustawionych pod ścianami sklepikach.

Sagrada Familia to pięcionawowy kościół na planie krzyża łacińskiego. Zadziwia i zachwyca rozmachem, monumentalnością i nie przytłacza swym ogromem czy wystrojem. Sklepienie przypomina usiane gwiazdami niebo (taki właśnie był zamysł artysty, aby wierni przybywający do świątyni nie czuli się jak w typowym przybytku sakralnym z przytłaczającym bogactwem, lecz by odczuli bliskość Stwórcy, Pana natury). Dodatkowe wrażenie potęguje kształt licznych kolumn podtrzymujących sklepienie. Wyglądają one jak drzewa, a ich korony rozpościerają się nad głowami obecnych wewnątrz. Dolne partie okien zdobią już witraże, przez które w słoneczne dni wpadają promienie hiszpańskiego słońca, zalewając przybytek fantastyczną wielobarwną grą świateł (górne okna podobnie jak i chór wciąż czekają na wykończenie).

Gigantyczna kamienna Biblia   tiseb / CC 2.0 Detale wciąż upiększanej fasady Niedaleko wejścia zauważam model obiektu. Podchodzę zaciekawiona. Ukazuje on zapierające dech w piersiach proporcje gotowej już świątyni. Projekt przewiduje zbudowanie 18 wrzecionowatych wież: 12 odpowiadających apostołom (z czego 8 już stoi), 4 ewangelistom (ozdobione symbolami ich przedstawicieli: byk dla Łukasza, człowiek dla Mateusza, orzeł dla Jana i lew dla Marka), 1 dla Maryi Panny (jedna z niższych wież, co zgodne jest z projektem Gaudiego) oraz olbrzymiej 170 metrowej iglicy z symbolem Chrystusa, jako baranka, zakończonej krzyżem.   Ma być ona o metr niższa od szczytu Montjuïc (Wzgórze Żydów), gdyż Gaudi nie chciał, aby jego budowla w jakikolwiek sposób przewyższała dzieło boże. Na wszystkich wybudowanych już wieżach widnieją ornamenty winogronowe, zbożowe oraz o kształtach kielichów, co nawiązywać ma do podstawowych atrybutów eucharystycznych. Trzy pełne ekspresji fasady odnoszą się do: narodzenia, męki i chwały Bożej. A ich ornamentyka  ma być Biblią w miniaturze. Świątynia w swym wnętrzu będzie mogła pomieścić jednocześnie 5550 wiernych.

By „dostrzec” więcej, postanawiam wspiąć się wyżej. Każda z wież kryje 400 wysokich kamiennych, spiralnie ułożonych stopni, którymi można wspiąć się  na górną galerię. Schody, patrząc od góry, w przekroju przypominają swym kształtem ślimaka. Nagrodą za wysiłek są wspaniałe widoki (jest też winda, którą można wjechać na wysokość 62 metrów za 1,5 euro). Wspinanie kosztuje odrobinę bólu, ale to, co ukazuje się mym oczom warte jest zadyszki i kropli potu.  Widok jest fantastyczny. Widać stąd zarówno rozległą zabudowę Barcelony ograniczoną z jednej strony morzem a z drugiej wzgórzami, jak i detale zdobień świątynnych wież. Z bliska podziwiam szczegóły, niesamowity przepych form, kolorową ceramikę i szkło. Stąd wręcz namacalnie dostrzegam, jak kamienie nabierają życia, a ozdoby wyrastają zeń jak rośliny (Sagrada Familia ma na sobie trzydzieści różnych rodzajów roślin wykutych w kamieniu). Kościół Pokutny Świętej Rodziny to jeden, ogromny organizm ukazujący piękno Boskiego stworzenia. Czuć tu „oddech Boga”! Każdy element ewangelizuje i nakłania do ciągłego poszukiwania Stwórcy. Bazylikę śmiało można nazwać aktem wiary i „kazaniem w kamieniu”. Trzeba tylko chcieć czytać i kontemplować...

Gdyby nie deszcz, który towarzyszył mi w Barcelonie, pewnie pozostałabym dłużej na galerii widokowej, a może nawet weszła wyżej, korzystając z kamiennych stopni (można wejść nawet do wysokości 112 metrów). Ale cóż, widać nie było mi dane. Spokojnie więc schodzę w dół, by zwiedzić podziemia bazyliki. Urządzono tu muzeum dokumentujące historię budowy świątyni oraz wykorzystywane przez Gaudiego technologie. Modele i diagramy wyjaśniają szczegóły jego niesprawdzonych jeszcze w budowie teorii architektonicznych, a szkice i gipsowe odlewy przybliżają żmudne metody tworzenia posągów zdobiących fasady. Najważniejszym jednak miejscem w podziemiach jest krypta. Wraz z przyświątynnym klasztorem i szkołą parafialną jest ona  najstarszym „elementem” świątyni.

Zaprojektował ją pierwszy architekt kościoła, Francesco de Paula Villar wraz z Lozano w 1882 roku, ukończył zaś Gaudi, zmieniając delikatnie pierwotne plany. Podwyższył całość, wpuszczając do wnętrza światło. Nad kryptą miała powstać absyda, a nad nią miała wyrosnąć potężnych rozmiarów kopuła. Piszę miała, bowiem sam nie zdążył wybudować wszystkiego, a prace wciąż trwają. Dziś, wciąż „niedokończona” (jak cała zresztą Sagrada Familia) kryje ciało  wielkiego architekta-wizjonera Antonio Gaudiego. Jego grób jest prosty i zwykły, dokładnie taki, jakie było jego życie. Brązowa kamienne płyta wmurowana w posadzkę krypty informuje wszystkich gdzie spoczywają doczesne szczątki budowniczego tej świątyni. Nie ma nic więcej. Geniusz Gaudiego i to, co po sobie pozostawił wraz z prostotą grobowej płyty zmuszają niejako do zadumy nad sensem życia, nad stworzeniem a przede wszystkim nad Stwórcą. Wszak Sagrada Familia, dzieło życia tego niesamowitego geniusza, jest próbą opowiedzenia ludziom o szalonej miłości Boga. To w niej artysta połączył wiarę i kulturę, miłość i architekturę. Każdy element budowli zanim powstał, był przemodlony i dokładnie przemyślany.

Gaudi w ogóle  „budował” swoje życie i dzieła na modlitwie, poświęceniu i jałmużnie. Twierdził, że aby dobrze wykonywać swą pracę, potrzebna jest najpierw miłość, a później technika. Uważał, że każdy powinien używać talentów, które otrzymał od Boga i w ten sposób najlepiej służyć społeczeństwu. Swój zawód traktował jako misję. „Akt stworzenia trwa nadal! Bóg rozpoczął je w rajskim ogrodzie (…) Architekt pragnie z Nim współpracować, kontynuować Jego dzieło stwórcze, które Bóg sam ukończy w niebieskim mieście, w opisanym w Apokalipsie Nowym Jeruzalem”, mawiał. Sam współpracował, poznawał i zbliżał się do Boga poprzez nieustanna modlitwę, codzienną Eucharystię, praktykowanie miłości poprzez czyny dnia codziennego. Nie jest więc zaskoczeniem, że w maju 1998 roku Konferencja Biskupów Archidiecezji Tarragony jednomyślnie zatwierdziła rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego, a w kwietniu 2000 roku Stolica Apostolska oficjalnie otworzyła proces. Trzy lata później arcybiskup Barcelony kardynał Ricard Maria Carles zakończył lokalny etap procesu, a zgromadzone dokumenty zostały dostarczone do Watykanu. Obecnie są one badane.

Mówi się oczywiście o wielkich cnotach Gaudiego, jego mistycyzmie i ascetycznym życiu, ale przede wszystkim o tym, jak łączył swoją gorliwą wiarę z pracą. To nie „budowle” kanonizują Gaudiego, ale świadectwo świętości życia daje podstawy, by wynieść tego niezwykłego architekta na ołtarze. Świętość czyli zażyłość ze Stwórcą,  czyli miłość i „radosna twórczość” z niej wypływająca. Świętość to postawa, w której ma się świadomość swoich słabości,  ale stara się wstać i pracować nad sobą, bo przecież z Bogiem wszystko jest możliwe! To powierzenie się totalne Chrystusowi i promieniowanie Nim pośród tych, z którymi się żyje. Do dziś zebrano wiele świadectw pobożności architekta. Istnieje też spory ruch pielgrzymkowy do jego grobu. Są też świadectwa ludzi z całego świata, którzy twierdzą, że dzięki wstawiennictwu architekta uzyskali różne łaski. Komisja ekspertów do spraw cudownych uzdrowień badała m.in. przypadek kobiety z nowotworem jajnika, która na skutek modlitwy do prywatnego odmawiania (zatwierdzonej przez arcybiskupa Barcelony) została w niewyjaśniony przez medycynę sposób całkowicie uzdrowiona. Badane są także 4 inne możliwe cuda – trzy z nich miały miejsce w Ameryce Łacińskiej, jeden w Katalonii. Czy będzie Gaudi oficjalnie kanonizowany, nie wiem, trzeba poczekać na wynik. Pamiętać jednak należy, że nie każdy święty (zbawiony) wynoszony jest w Kościele katolickim „na ołtarze”, że istnieją miliony, którzy anonimowo już dostąpili nieba. I myślę, że Gaudi takim  jest.

Opuszczam Sagradę Familię. Jak mawia wielu, jest ona najsłynniejszą i najwspanialszą świątynią świata. I coś w tym jest...  Nim pożegnam się z tą wielką, kamienną Biblią, idę oglądnąć zachodnią fasadę Pasji. Prace nad nią rozpoczęto dopiero w 1954 roku, zakończono w 1985. Autorem projektu posępnej elewacji nawy jest Josep Maria Subirachs. Projektując i wykonując swoje postaci artysta  opierał się na szkicach pozostawionych przez Gaudiego, jednak surowość, jaką cechują się figury powoduje, iż fasada budzi sporo kontrowersji i wielu osobom po prostu się nie podoba. Złowieszczo wyglądające figury są tak inne, od tego co tworzył Gaudi, że wręcz odstają kompozycją od całości świątyni. „To karykatura i zdrada wizji Gaudiego!”, wołał dyrektor madryckiego muzeum sztuki Manuel Borja-Villel, oskarżając architektów o uproszczenia w imię pogoni za zyskami z turystyki. I muszę mu przyznać rację. Tylko w tym miejscu rodzi się automatycznie pytanie: co zrobić z rozpoczętym dziełem? zostawić czy dokończyć? Hmm... Podzielam zdanie krytyki, ale równocześnie pamiętam o prośbach Gaudiego. Przed swą śmiercią wyraził się jasno: budowa ma być ukończona, ma być dziełem wielu pokoleń i ma być prowadzona w stylu, jaki jego uczniowie uznają za stosowny. Może dlatego właśnie wielka budowa wciąż trwa...

Optymistyczne plany mówią o zakończeniu budowy Sagrada Familia w 2026 roku. Czy uda się ukończyć wszystko dokładnie na obchody stulecia śmierci genialnego Katalończyka? Zobaczymy. Faktem pozostaje planowana wizyta w Barcelonie papieża Benedykta XVI w listopadzie 2010 i  konsekracja świątyni.