Wiatr w żagle

Jarosław Dudała

publikacja 04.08.2010 08:09

Najpierw Msza, potem szaleństwo na koncercie – stypendyści to młodzi do tańca i do różańca - Fundacja Dzieło Nowego Tysiąclecia to klucz do wielu drzwi – mówi jej stypendysta Radek Janica. Dla niego była ona kluczem do Kancelarii Prezydenta.

Wiatr w żagle Archiwum GN Najpierw Msza, potem szaleństwo na koncercie – stypendyści to młodzi do tańca i do różańca

Radek pochodzi spod Bystrzycy Kłodzkiej (diecezja świdnicka). Od razu widać, że (nomen omen) bystry z niego gość. Ale gdyby nie stypendium fundacji, nie mógłby iść na studia.

– A w każdym razie na pewno nie na mój wymarzony najlepszy Uniwersytet Jagielloński – emocjonuje się Radek. A ponieważ ambitny z niego typ, prócz dziennikarstwa na UJ, studiuje też europeistykę (Europa Wschodnia) na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II (dawna Papieska Akademia Teologiczna) w Krakowie. Ostatnio, w ramach międzyuczelnianej wymiany, trafił na Uniwersytet Warszawski. Był na praktykach w redakcji katolickiej Telewizji Polskiej i w Katolickiej Agencji Informacyjnej.

W czerwcu dostał się na miesięczny staż do Kancelarii Prezydenta. – Chciałem poznać prezydenckich ministrów, którzy wywodzą się z moich stron: Władysława Stasiaka, Mariusza Handzlika. Nie udało się. Widziałem tylko przesłonięte kirem tabliczki z nazwiskami na drzwiach ich gabinetów. Doświadczyłem jeszcze trochę tej atmosfery, która zapanowała po kwietniowej katastrofie – opowiada chłopak i dodaje: – Gdy byłem w Kancelarii na rozmowie kwalifikacyjnej, widziałem grube stosy dokumentów, złożonych przez innych kandydatów. Dokładnie sprawdzano moje osiągnięcia i rekomendacje. To było gęste sito. Gdyby nie fundacja, nie udałoby mi się przez nie przejść – uważa stypendysta. – Co dała mi fundacja? – zastanawia się Radek. – Wiatr w żagle! Dzięki niej nabieramy pewności siebie. Bo my wszyscy, stypendyści, jesteśmy z małych miejscowości i to, czego nam brakowało, to wewnętrzna odwaga – przyznaje.

Czego się boją?
– Każdy z nas pochodzi z małej miejscowości. I mamy podobne problemy: boimy się otworzyć. Gdy jesteśmy razem, dostrzegamy naszą siłę i siłę, która płynie z tego, co mówił Jan Paweł II – potwierdza Sławek Narloch z Nowych Prusów (diecezja pelplińska). Dodaje, że dzięki stypendium może myśleć o studiach dziennikarskich na Uniwersytecie Warszawskim. Może ruszyć do ludzi, do wielkich miast. Może spotykać się z innymi stypendystami. To ma swoje wymierne owoce. – Ja na przykład piszę teksty piosenek, inni komponują muzykę – mówi Sławek i dodaje, że dzięki znajomościom zawartym na obozach fundacji i dzięki internetowi nowe utwory powstają przez cały rok. – Napisałem m.in. tekst do hymnu fundacji – mówi stypendysta z Pomorza. Utwór ten miał swoją prapremierę na Jasnej Górze, podczas obchodów 10-lecia fundacji i zorganizowanej z tej okazji pielgrzymki stypendystów. – Ponad stu z nas gra na jakimś instrumencie. Żartujemy sobie, że niedługo założymy orkiestrę symfoniczną – śmieje się Sławek.

Mają to coś
Umiejętności i osiągnięcia wykraczające poza zwykły program szkolny to wśród stypendystów standard, a mówiąc dokładniej: jeden z warunków przyznania stypendium – Jakie są moje osiągnięcia? Tytuł najlepszego absolwenta szkoły. Jestem też zastępcą dowódcy jednostki Związku Strzeleckiego, prowadzę zajęcia ze szkolenia wojskowego – mówi Janek Zimerman spod Bydgoszczy, na co dzień student fizyki technicznej. – Ja znalazłam się w gronie Ośmiu Wspaniałych (to wyróżnienie dla młodych ludzi wyróżniających się w działalności na rzecz potrzebujących – przyp. JD). To za pracę w wolontariacie Pomocy Maltańskiej przy chorych w szpitalach, przy dzieciach – mówi błękitnooka Karolina Tobiańska, także spod Bydgoszczy. Jej koleżanka Karolina Umińska zajmuje się podobnymi rzeczami w Polskim Czerwonym Krzyżu. Występuje też w szkolnym teatrze „Meandry”.

Stypendyści zgodnie twierdzą, że fundacja daje im coś znacznie więcej niż pieniądze – przede wszystkim szansę spotkania, nawiązania kontaktów, zawiązania wielkiej wspólnoty. – Stypendyści to ludzie, którzy mają to coś. Potrafią cię zaskoczyć. Mnie najbardziej zaskoczyła dziewczyna, która ma już dwie magisterki i ukończone studia podyplomowe, a jeszcze studiuje na dwóch kierunkach. I to wszystko ją pasjonuje – dodaje Zosia Kraszkiewicz z Żychlina (diecezja łowicka) – Może to zabrzmi naiwnie, ale dla mnie pieniądze to dodatek do tego wszystkiego – mówi Karolina Tobiańska. – Dla mnie pieniądze to jedna czwarta atrakcji – śmieje się Janek Zimerman. – Nie sztuka dać pieniądze, nie sztuka je odebrać, ale sztuką jest je wykorzystać i podzielić się doświadczeniami – podsumowuje Karolina Tobiańska.

Buddystka z Tybetu
– To, że jesteśmy stypendystami, że bierzemy udział w obozach fundacji, wzmocniło też naszą wiarę – podkreśla Szymon Łopacki, student leśnictwa z Białego Boru (diecezja koszalińsko-kołobrzeska). – Będziemy strzec Prawdy tam, gdzie się znajdziemy: ja pewnie w nadleśnictwie – dodaje. Szef zarządu fundacji ks. Jan Drob podkreśla jednak, że stypendystami są nie tylko katolicy. Byli wśród nich także prawosławni; była nawet buddystka pochodząca z Tybetu. – W ciągu 10 lat mieliśmy prawie 4,5 tysiąca stypendystów. Część z nich odpadła po tym, jak rolnicy zaczęli otrzymywać unijne dopłaty. To spowodowało, że ich rodziny mają dochód wyższy niż wymagany do przyznania stypendium. Byli i tacy, którym poniżej wymagań spadła średnia ocen. Wielu jednak uczy się naprawdę ambitnie, żeby spełnić i ten warunek – mówi ks. Drob. Dziś grono stypendystów liczy około 2300 osób – uczniów gimnazjów, szkół średnich i studentów. Maksymalne stypendium to ponad 300 zł miesięcznie. – Część możemy wydać na codzienne potrzeby, odzież czy artykuły gospodarstwa domowego, a część trzeba przeznaczyć na laptopy, książki czy inne pomoce naukowe – mówią stypendyści.

60 milionów
– W ciągu tych 10 lat przez fundację przeszło około 60 milionów złotych – mówi ks. Drob. Wydano je nie tylko na program stypendialny, ale także na inne akcje fundacji, która powstała jako odpowiedź Episkopatu Polski na przesłanie Jana Pawła II z jego pielgrzymki w 1999 r. Dlatego też Fundacja Dzieło Nowego Tysiąclecia propaguje nauczanie papieża. Ostatnio prowadzi multimedialną akcję przygotowania do spodziewanej beatyfikacji Jana Pawła II. Przyznaje też co roku nagrody Totus w czterech kategoriach. Pierwsza to promocja człowieka, praca charytatywna i edukacyjno-wychowawcza. Druga to osiągnięcia w dziedzinie kultury chrześcijańskiej. Trzecia to propagowanie nauczania Jana Pawła II. Czwarty Totus przyznawany jest przedstawicielom mediów. Najbardziej znaną inicjatywą fundacji jest chyba Dzień Papieski. – W tym roku będzie to dziesiąty Dzień Papieski, obchodzony dziesiątego (dnia), dziesiątego (miesiąca), 2010 roku – śmieje się ks. Jan.

Pokolenie JP2
– Papież był raz „moralnie zmuszony” do odsłonięcia swego pomnika w Wadowicach – wspomina wieloletni nuncjusz apostolski w Warszawie, obecnie prymas Polski Józef Kowalczyk. Dodaje jednak, że Jana Pawła II nie cieszyły jego pomniki ze spiżu czy z kamienia. Cieszyły go żywe pomniki – takie jak ten, który tworzą stypendyści dedykowanej mu Fundacji Dzieło Nowego Tysiąclecia. – Będziecie wkrótce brać odpowiedzialność za losy Ojczyzny, jej rozwój gospodarczy i moralny. Będziecie poprawiać te błędy i ten język, niezrozumiały dla nas (język) konfliktów i dyskusji politycznych w Polsce, niegodny pontyfikatu Jana Pawła II – mówił prymas do stypendystów na Jasnej Górze podczas Mszy z okazji 10-lecia fundacji.

Dodał, że energię zużywaną na dyskusje powinno się spożytkować na uzgadnianie programów odbudowy ojczyzny i pracy nad zrekonstruowaniem budżetu naszego kraju. – Dopiero wtedy możemy prawdziwie mówić Polakom, gdy nastąpi wzrost gospodarczy i poprawi się byt poszczególnych ludzi – stwierdził prymas Polski. – Jeżeli tego nie zrobimy, jeżeli wy tego nie naprawicie, to będziemy nadal okłamywać tych wiernych nam ludzi, którzy nam ufają, którzy oddali głos po to, by w Polsce sprawiedliwość społeczna na co dzień była faktem – stwierdził arcybiskup. – Błagamy Boga, by papież został wyniesiony na ołtarze i mógł nas usposabiać do tego, byśmy dorastali fizycznie i duchowo i budowali nową Polskę, gdzie będzie się mówić językiem miłości, nie upolitycznionej, ale miłości autentycznej – mówił dalej. – Gdzie będzie się bronić krzyża, ale autentycznie i szczerze, jak uczył Jan Paweł II, bez upolityczniania krzyża – podkreślił prymas, nawiązując najwyraźniej do sprawy krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego.