Świętość – jedyna opcja

Franciszek Kucharczak; GN 44/2019

publikacja 01.12.2019 06:00

„Jako w niebie, tak i na ziemi” – modlimy się z woli Jezusa. W niebie są sami święci. A na ziemi?

Świętość  – jedyna opcja zasoby internrtu /montaż studio gn

Święta Faustyna nie wybijała się z tła. Taka tam skromna zakonnica drugiego chóru. Coś jednak musiało w niej zwracać uwagę otoczenia. Ona sama tak o tym napisze: „Zauważyłam, że od samego wstąpienia mojego do klasztoru czyniono mi jeden zarzut, to jest, że jestem święta; lecz ta nazwa była zawsze z przekąsem. Z początku bolało mnie to bardzo, ale kiedy się wzniosłam wyżej, nie zwracałam uwagi na to. Ale kiedy w pewnej chwili z powodu mojej świętości została dotknięta pewna osoba, wtenczas zabolało mnie bardzo, że z mojego powodu inni mogą mieć jakieś przykrości, i zaczęłam się żalić Panu Jezusowi: czemu tak jest. – I odpowiedział mi Pan: Smucisz się z tego? Przecież jesteś nią; niedługo okażę to sam w tobie i będą wymawiać to samo słowo: »święta«, tylko że już z miłością”.

Kto nie słyszał tego ironicznego słowa „świętoszek”, gdy próbował po prostu żyć Ewangelią. To częsta reakcja, obecna zarówno poza Kościołem, jak i w Kościele. Jeśli ktoś wykazuje symptomy świętości, to nader często jest uznawany za hipokrytę, faryzeusza i tak mu trzeba dopiec, żeby się nauczył pokory. Czytaj: żeby był nijaki jak my. O czym to świadczy? Przede wszystkim o powszechnym przekonaniu, że prawdziwa świętość jest w praktyce niemożliwa.

To łatwe

To jakieś kompletne nieporozumienie. Jak to się ma do Bożego wezwania „świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty”? Gdyby osiągnięcie świętości było niemożliwe albo choćby tylko bardzo trudne, czy Bóg wzywałby nas do tego?

Chrześcijanie wczesnych wieków nie mieli z tym problemu. „Do świętych, którzy są w Efezie”, „Do świętych i wiernych w Chrystusie braci w Kolosach” – adresował swoje listy apostoł. „Pozdrawiają was wszyscy święci, zwłaszcza ci z domu Cezara” – pisał w imieniu nawróconych Rzymian.

Słowo klucz: nawrócenie. Nawraca się ten, kto spotyka żywego Chrystusa. To jest doświadczenie, po którym zmieniają się motywacje i odwraca się hierarchia wartości. Człowiek zaczyna dbać o to, czym jeszcze niedawno gardził, a gardzić tym, za czym do tej pory gonił. Sprawy Boże zaczynają go pociągać i dawać szczęście. Modlitwa, post, udział we Mszy św., pomoc potrzebującym – takie rzeczy przestają być dla człowieka problemem, a stają się powodem radości. Ubogi przestaje marudzić na swój status materialny i nawet ze swoich skromnych zasobów dzieli się z innymi. Majętny zaczyna rozumieć, że jego majątek jest kapitałem miłości Boga i bliźniego, a nie miłości własnej.

U nawróconego następuje to, czego nie rozumie ten świat, a co sformułował w zaskakującym zdaniu św. Jan: „Miłość względem Boga polega na spełnianiu Jego przykazań, a przykazania Jego nie są ciężkie”.

Przykazania Jego nie są ciężkie? Jak to! Przecież właśnie przykazania wydają się największym ciężarem wierzących. Żmudne dźwiganie nakazów, sprzeciwianie się pragnieniom, odmawianie sobie przyjemności…

Takie myślenie bazuje na założeniu, że każdy człowiek czuje i przeżywa wszystko tak samo. Ktoś, kto nie ufa Bogu, nie dopuszcza do siebie myśli, że gdy zaufanie zaryzykuje, wtedy wszystko będzie inaczej. Nie rozumie, że Bóg naprawdę przemienia i uwalnia tych, którzy się do Niego zwracają. Dokładnie tak, jak dziecko nie rozumie, dlaczego dorośli nie bawią się zabawkami, skoro to takie przyjemne. Tymczasem dorosłych to już nie bawi. Mają inne, ciekawsze zajęcia. Dawne rzeczy z nich opadły.

Ty tu rządzisz

Dla ludzi wiary przykazania Boga nie tylko nie są ciężkie – one ich niosą, strzegą, wskazują drogę. Spełnianie woli Bożej staje się ich pragnieniem. Walczą ze sobą, rzecz jasna, bo są podatni na grzech, podlegają pokusom – ale kolejne pokonane pokusy zbliżają ich do Boga. Nade wszystko ufają Bogu.

Takie było doświadczenie Ani i Antka. Przed laty splajtowali. Zostali bez grosza w świeżo ukończonym, a dziwnie dużym domu. Co robić? Sprzedać komuś, wynająć?

– Doszliśmy do wniosku, że oddamy ten dom Panu Bogu. Pomyślałam: skoro nam, Boże, pozwoliłeś wybudować taki duży dom, to znaczy, że miałeś względem nas jakieś plany. A my chcemy ten Twój plan zrealizować – opowiada Ania. – Wzięliśmy więc kartkę i napisaliśmy deklarację, że Bóg jest właścicielem tego wszystkiego, a my chcemy tu być tylko zarządcami. Oddaliśmy Mu nasz dom, cały dobytek, obejście i wszystko, co tu się będzie działo. Napisaliśmy, że chcemy wsłuchiwać się w głos Pana Boga, żeby On nami kierował – mówi. Potem oboje podpisali się pod dokumentem, a na znak, kto tu jest właścicielem, zawiesili na eksponowanym miejscu naprzeciw wejścia krzyż.

Odpowiedź Boga przyszła bardzo szybko. Nagle pojawił się pomysł, żeby z części domu zrobić hotelik dla pracowników firm. Ania z mężem zaczęli dostosowywać budynek do nowej funkcji. – Zaczęliśmy robić łazienkę, mając 20 złotych. Ale w trakcie remontu zawsze w odpowiednim momencie pojawiały się jakieś pieniądze. Na nic nie brakło – mówi Ania. I zaznacza, że priorytetem była uczciwość. – Oczywiście wszystko musiało być legalnie. Otworzyłam firmę, zaczęłam odprowadzać podatki. Jeśli to firma Boga, to nie może być nic na lewo. I teraz tak jest, że pieniędzy nie mam w kieszeni, bo na bieżąco wszystko fruwa, ale zawsze mamy to, co jest potrzebne – śmieje się pani domu.

Od tamtej pory dom stał się nie tylko miejscem noclegów różnych ludzi, ale dla wielu z nich także swoistą duchową przystanią. Niejeden przyjął tam Jezusa do swojego życia. Czy to nie owoc świętości?

W realizacji

„Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je” – mówi Jezus. Tak dzieje się świętość, zrealizowana wola Boża. Kto ufa Bogu i szczerze chce spełniać Jego wolę – jest święty. Przyzwyczailiśmy się do tego, żeby kogoś takiego świętym jednak nie nazywać, bo on przecież ma też swoje narowy, bywa nieprzyjemny i niejedną jego wadę można wskazać. Gdyby jednak ktoś chciał dać przykład żyjących na ziemi świętych, pozbawionych powyższych mankamentów, mógłby wskazać jedynie na Jezusa i Maryję. Żaden inny święty nie był bezgrzeszny. Kto zna trochę życiorysy świętych, wie, że każdy z nich był pod jakimś względem niezłym gagatkiem. „Ja jestem cielesny, zaprzedany w niewolę grzechu. Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę – to właśnie czynię” – pisze apostoł Paweł. Święty – bo poznawszy wolę Bożą, chciał ją we wszystkim wypełniać. Jego słabości mu nie przeszkodziły. Nie przeszkodziły też innym apostołom, o których przecież sama Ewangelia daje nie najlepsze świadectwo. Kłótnie o pierwszeństwo u boku Jezusa, prostackie rozumienie nauki Jezusa, tchórzostwo w dniu męki – mało święci ci święci.

Ale jednak święci. Bo na ziemi świętość w człowieku się dzieje. Nie jest jeszcze gotowa – dojrzeje w chwili śmierci, gdy człowiek ostatecznie wybierze Jezusa.

Bóg nie oczekuje od nikogo na tej ziemi bezgrzeszności i braku wad. Oczekuje tylko żarliwości serca, decyzji zrobienia „cokolwiek powie”. Jak to komu wychodzi, to rzecz drugorzędna. Bóg nie wymaga od nas zwycięstw, lecz walki. Patrzy na wysiłek, a nie na efekt. Sukcesy są w Jego gestii, my możemy się tylko wysilać, żeby spełnić wolę Bożą. Jeśli dzieci tego świata mają z tym problem, to dlatego, że nie wierzą Bogu, nawet jeśli wierzą w Boga. Nie wierzą, że Jego scenariusz jest najlepszy i dlatego wolą ufać swojemu. Razi ich wtedy ktoś, kto – jak Faustyna – uparcie stoi przy woli Bożej tak, jak ją rozpoznaje.

Bo świętość to jest decyzja życia według tego, co mówi Bóg. Zwięźle tę prawdę opisała św. Matka Teresa z Kalkuty: „Świętość jest akceptacją woli Bożej. Świętość nie jest luksusem dla nielicznych. Nie jest przeznaczona tylko dla niektórych ludzi. Przeznaczona jest dla Ciebie i dla mnie. Jest prostym obowiązkiem. Ponieważ uczysz się kochać, uczysz się być świętym, a żeby umieć kochać, musisz się modlić. Nasze postępy w zdobywaniu świętości zależą od Boga i od nas”.

Zamiar Boga jest jasny: „Albowiem wolą Bożą jest wasze uświęcenie”. Uświęcenie już tu, na ziemi.

Starożytny tekst „Didache” zawiera wezwanie: „Kto święty, niech przystąpi. Kto nim nie jest, niech czyni pokutę”. No właśnie. Trzeciej drogi nie ma.