Mistyczki są nam potrzebne

GN 43/2019

publikacja 21.11.2019 06:00

O przesłaniu czterech polskich mistyczek i jego znaczeniu dla współczesnego świata mówi Ewa K. Czaczkowska, autorka książki „Mistyczki. Historie kobiet wybranych”.

Mistyczki są nam potrzebne Aga Mikłaszewicz

Bogumił Łoziński: Dlaczego zajęłaś się mistyczkami?

Ewa K. Czaczkowska: To jest związane z s. Faustyną. Pisanie jej biografii sprawiło, że weszłam głębiej w świat mistyki i zaczęłam się interesować innymi kobietami mającymi takie doświadczenia.

Kim są mistycy?

To są osoby, które doświadczają innej rzeczywistości, do której wszyscy zmierzamy i w której się znajdziemy. Jednak oni doświadczają jej wcześniej, żyjąc w ciele na ziemi, w krótkich momentach zjednoczenia duszy z Bogiem.

Po co Pan Bóg daje światu doczesnemu takie osoby?

Mistycy są nam bardzo potrzebni, szczególnie teraz. Przede wszystkim po to, żeby przypominać, że istnieje inna rzeczywistość. Bardziej niż przed wiekami jesteśmy dziś ograniczeni do materii, świat duchowy jest wypychany z naszej świadomości. Oprócz tego część mistyków otrzymuje od Pana Boga jakąś misję do wypełnienia. Na przykład Wanda Boniszewska miała misję cierpienia za grzechy duchownych.

Ewa K. Czaczkowska
Mistyczki.
Historie kobiet wybranych
Wydawnictwo Znak
Kraków 2019.

W książce opisałaś dwie zakonnice, z których jedna jest przez Kościół ekskomunikowana, i dwie osoby świeckie, choć objawienia tylko jednej z nich Kościół uznał za zgodne z Ewangelią. Rodzi się pytanie o wiarygodność objawień pozostałych?

Oczywiście, że nie każdy mistyk ma objawienia od Boga, i rolą Kościoła jest zbadanie tego. W 2006 r. Stolica Apostolska w procesie beatyfikacyjnym potwierdziła heroiczność cnót Wandy Malczewskiej, uznała jej objawienia, aby wynieść ją na ołtarze potrzebny jest cud za jej wstawiennictwem. Pisma Boniszewskiej, która zmarła w 2003 r., i Alicji Lenczewskiej, zmarłej w 2012 r., zostały wydane za zgodą Kościoła, mają imprimatur, a więc wstępnie zostały przeanalizowane i nie stwierdzono w nich sprzeczności z doktryną Kościoła. W przypadku obu tych mistyczek są prowadzone przygotowania do rozpoczęcia procesów beatyfikacyjnych i na pewno ich doznania mistyczne będą dokładnie sprawdzane.

Co w tym gronie robi Maria Franciszka Kozłowska, na którą nałożono ekskomunikę i której objawienia zostały przez Kościół uznane za nieprawdziwe?

Kiedy ukazała się napisana przeze mnie biografia św. s. Faustyny, wiele osób pytało mnie, dlaczego nie wspomniałam, że objawienia o Bożym miłosierdziu miała wcześniej mateczka Kozłowska. Od tamtej pory kiełkowała we mnie myśl, aby opisać jej skomplikowaną historię, i dlatego znalazła się ona w tej książce. Drugim powodem jest pokazanie, do czego mogą prowadzić nawet najlepsze intencje, jeżeli nie ma się stałego spowiednika i kierownika duchowego, który mógłby na bieżąco oceniać mistyczne doznania w świetle Ewangelii. Ona miała przez lata kierownika duchowego, i to wybitnego, bł. o. Honorata Koźmińskiego, ale ich drogi rozeszły się trzy lata po jej pierwszych objawieniach w 1893 r. Od tego czasu działo się coraz gorzej – została mistrzynią duchową dla księży, których zaprosiła do tworzonego przez siebie ukrytego zgromadzenia. To był ten korzeń zła, który miał fatalne konsekwencje.

Czy poza doznaniami mistycznymi coś łączy opisane przez Ciebie kobiety?

Oprócz wiary wszystkie miały w sobie niezwykłą siłę, która pozwoliła im unieść doświadczenia mistyczne, świadczyć i mówić o nich. Oprócz matki Kozłowskiej wszystkie charakteryzowała olbrzymia pokora, żyły też w ubóstwie, niektóre, jak Lenczewska, wprost w biedzie. Poza Lenczewską, która nawróciła się w 50. roku życia, pozostałe trzy były od dziecka wierzące, niezwykle pobożne, ascetyczne i od dziecka miały przeżycia o charakterze mistycznym. Wszystkie były też bardzo czynne zewnętrznie, pomagały potrzebującym, robiły bardzo dużo dobrych rzeczy dla społeczeństwa, np. Kozłowska opiekowała się ubogimi, prowadziła dla nich kuchnię.

Mówisz o ich sile, ale np. Wanda Boniszewska ciągle chorowała, nie miała siły pracować, była w zakładzie psychiatrycznym, w wyniku brutalnego przesłuchania przez Sowietów miała zaniki pamięci i guza mózgu. Doznawała cierpień ze strony własnego zgromadzenia…

Jej słabość fizyczna, choroby, cierpienia były częścią misji duchowej. Cierpiała, przeżywając mękę Pańską jako zadośćuczynienie za grzechy kapłanów i członków zgromadzeń zakonnych. Jak pisze, w stanach mistycznych Chrystus przedstawiał jej konkretne osoby, z imienia i nazwiska, których ona nie znała, ale widziała ich grzechy i cierpiała za nich. Będąc w łagrze, cierpiała m.in. za Stalina i Berię. To jest niezwykle trudne do przyjęcia i zrozumienia, szczególnie dla współczesnego świata, który chce całkowicie wykluczyć cierpienie. Według mnie właśnie dlatego jej postać tak dotyka dziś ludzi i wzbudza zainteresowanie.

Boniszewska miała zewnętrzne stygmaty i przeżywała ekstazy, Malczewska też miała ekstazy i stygmaty wewnętrzne, ślady męki Chrystusa nosiła także Lenczewska. Po co Bóg obdarzał je takimi doświadczeniami?

Cierpienia związane ze stygmatami można odczytywać jako element oczyszczenia duchowego, zjednoczenia z Bogiem w Jego cierpieniu. Boniszewska ukrywała swoje, gdyż z ich powodu doznawała też cierpień od ludzi. Stygmaty wraz z ekstazami są również znakami dla innych ludzi, aby wzbudzić bądź pogłębić ich wiarę. W jednym z objawień Jezus powiedział Wandzie Malczewskiej, że dostaje łaski mistyczne dla innych, nie dla siebie, i w czasie ich otrzymywania ma przybierać taką postawę w modlitwie, aby inni w nich wzrastali. Ona często doznawała swoich wizji w kościele, wśród ludzi, jej ekstazy w domu obserwowali inni. Ekstaza uratowała ją przed zesłaniem. Jej objawienia dotyczące odzyskania niepodległości przez Polskę – m.in. zapowiedziała jej odzyskanie i zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej – tak niepokoiły władze carskie, że wysłali żandarmów, aby ją uciszyć groźbą wywiezienia na Sybir. Jeden z nich wszedł do pomieszczenia w czasie, gdy była w ekstazie, po czym padł na kolana, zaczął się żegnać, bić pokłony i o żadnej zsyłce nie było już mowy.

Jednocześnie kobiety te angażowały się w życie doczesne.

Bardzo charakterystyczne jest to, że ich przeżycia mistyczne, zjednoczenie z Bogiem, prowadziło je do miłości bliźnich. Najlepszym przykładem może tu być Malczewska. Wszędzie, gdzie mieszkała, dała się poznać jako osoba, która pomagała mieszkańcom wsi żyjącym w biedzie. Leczyła, uczyła wiejskie dzieci, zdolniejszym pomagała w dostaniu się do szkół. Jedna z sióstr powiedziała pięknie o Malczewskiej, że zrastała się z otoczeniem nie przez to, co brała, ale przez to, co dawała. Miała też dar jednania ludzi, godzenia zwaśnionych. To jest zresztą bardzo aktualne dziś przesłanie. Mówiła, że najgorszą rzeczą, jaka mogłaby się wydarzyć, jest utrata przez Polaków jedności, miłości braterskiej i wiary, bo wówczas znów stracą niepodległość.

Zaskoczyło mnie, że Lenczewska była przez pewien czas członkinią PZPR i instruktorką ZHP. Jezus obdarzył łaskami mistycznymi komunistkę?

Rzeczywiście, przez długie lata żyła w zupełnie innym świecie i przyjmowała ideologię komunistyczną. Miała przy tym bardzo silną osobowość, która po doświadczeniu Boga zaczęła ulegać przemianie, złagodniała. Dlaczego Bóg ją wybrał? Ewangelia mówi: „Duch tchnie, kędy chce”. Jej życie jest wielkim znakiem nadziei dla każdego człowieka – zawsze możesz się nawrócić, w każdej chwili możesz zejść z dotychczasowej drogi. To, co spisała, pokazując własną drogę pójścia za Chrystusem i życia z Chrystusem, jest też znakiem dla innych i drogą, którą mogą iść z nią.

Czy polecałabyś „Mistyczki” jako lekturę duchową?

Mam nadzieję, że dzięki tej książce czytelnicy sięgną po teksty źródłowe. Na przykład dwa tomy dziennika duszy Alicji Lenczewskiej, które ukazały się w 2016 r. W moim najgłębszym przekonaniu ich lektura może być rekolekcjami. Bardzo mocno przeżyłam ich czytanie i to był jeden z powodów, dla których ich autorkę umieściłam w swojej książce. Pisma Wandy Malczewskiej też są wydane. W wypadku Wandy Boniszewskiej przedmiotem rekolekcji może być jej życie. Jestem przekonana, że poznanie życia tych trzech kobiet ułatwi lekturę ich tekstów.

dr Ewa K. Czaczkowska - absolwentka historii na UMK w Toruniu i dziennikarstwa na UW. Jest pracownikiem naukowym w Instytucie Edukacji Medialnej i Dziennikarstwa UKSW. Jako dziennikarka pracowała m.in. w dzienniku „Rzeczpospolita”. Jest laureatką pierwszej Nagrody Dziennikarskiej „Ślad” im. bp. Jana Chrapka oraz czterech Feniksów – nagrody Stowarzyszenia Wydawców Katolickich. Autorka książek biograficznych, m.in. o prymasie Stefanie Wyszyńskim, św. Faustynie Kowalskiej i bł. ks. Jerzym Popiełuszce.