Logika wiary

ks. Tomasz Jaklewicz; GN 41/2019

publikacja 08.11.2019 06:00

„Z cieni i obrazów do prawdy” – te słowa kazał wyryć na swoim nagrobku. Dobrze oddają one jego duchową podróż. Kanonizacja wielkiego angielskiego konwertyty zwraca uwagę na fundamentalne znaczenie prawdy w religii.

Logika wiary HENRYK PRZONDZIONO /foto gość

Życie i działalność Johna Henry’ego Newmana jest doskonałym przykładem tego, co Jan Paweł II nazwał posługą myślenia. Ten rodzaj służby nie ma obecnie w Kościele najlepszego czasu, a przecież jest niezbędny dla życia wiary. Zwłaszcza w świecie tak nieprzychylnym wierze jak obecnie. Tym bardziej raduje wyniesienie na ołtarze wielkiego chrześcijańskiego myśliciela, który w XIX w. w proroczy sposób przewidywał, że Kościół czekają potężne wyzwania. „Nasze czasy – mówił w kazaniu w 1873 r. – odznaczają się ciemnością jakościowo różną od tej, jaka była kiedykolwiek przedtem. Chrześcijaństwo nigdy dotąd nie miało do czynienia ze światem po prostu bezbożnym”. Z dzisiejszej perspektywy owe ciemności wydają się o wiele gęściejsze niż w XIX wieku.

Jako wybitny nauczyciel wiary mobilizował chrześcijan, aby poznawali dobrze prawdę objawioną przez Chrystusa i umieli jej bronić w starciu z walcem sekularyzacji. Szukał syntezy wiary i rozumu, marzył o uniwersytecie katolickim, który będzie kształcił świeckich katolików zdolnych do publicznego świadectwa. Bronił wielkości sumienia jako głosu Boga. Przeciwstawiał się stanowczo próbom sprowadzenia sumienia do czystej subiektywności, widział w nim instrument służący odkrywaniu obiektywnej prawdy. Papież Benedykt XVI uważał Newmana za jednego z największych nauczycieli Kościoła, ponieważ „jednocześnie dotykał serca i oświecał umysł”. Mottem kardynalskim Newmana stały się słowa „Cor ad cor loquitur” (Serce mówi do serca). To nawiązanie do myśli św. Augustyna. Można je rozumieć na wiele sposobów: głoszenie prawdy musi poruszać nie tylko umysł, ale i serce, prawdziwa komunikacja między ludźmi odbywa się na poziomie serca, serce Boga szuka odpowiedzi ludzkiego serca. Angielski konwertyta podpisałby się zapewne pod każdym z tych wyjaśnień.

Ojcowie uczynili mnie katolikiem

Przełomowym momentem życia Newmana była jego konwersja, czyli przejście do Kościoła katolickiego z „rodzinnego” anglikanizmu. Podjął tę decyzję, mając 44 lata, dokładnie w połowie życia. O jego drodze św. Paweł VI mówił: „Była najbardziej mozolna, ale też najwspanialsza, najbardziej znacząca, najbardziej rozstrzygająca, jaką przebył umysł ludzki w ostatnim stuleciu, a może nawet w czasach współczesnych”. Niektórzy uważają, że przejście Newmana do Kościoła katolickiego było największym wydarzeniem od czasu, gdy zerwaniu uległa jedność między Kościołem w Anglii a Rzymem.

John Henry przyszedł na świat w 1801 r. w Londynie, został ochrzczony w Kościele anglikańskim. Jego ojciec był bankierem, matka wywodziła się z rodziny francuskich hugenotów. Jako piętnastolatek przeżywa osobiste nawrócenie. Od 16. roku życia studiuje w Oksfordzie. W 1825 r. zostaje anglikańskim duchownym, a w 1828 r. rektorem głównego kościoła uniwersyteckiego w Oksfordzie – St. Mary’s. Newman łączy w sobie pasję duszpasterza (jego kazania przyciągały tłumy) z pasją naukowca – filozofa i teologa. Duchowa ewolucja Newmana, kierująca go w stronę katolicyzmu, wiązała się z jego naukowymi poszukiwaniami. Był gorliwym księdzem swojego Kościoła, dostrzegającym słabości anglikanizmu i szukającym dróg jego odnowy. Wraz z kilkoma przyjaciółmi zapoczątkował tzw. ruch oksfordzki, który starał się wykazać ciągłość tradycji łączącej Kościół Anglii z wiarą pierwotnego Kościoła. Jeszcze jako młody anglikański duchowny, zgodnie z przekonaniami protestanckimi, uważał papieża za Antychrysta. Tym, co zmieniło jego podejście do katolicyzmu, było głębokie studium ojców Kościoła. Po latach wyzna: „Ojcowie uczynili mnie katolikiem”. Studiując pisma starochrześcijańskich pisarzy, odkrył tajemnicę duchowej potęgi Kościoła pierwszych wieków. Zafascynował go ogromny szacunek dla prawdy objawionej i wierność dogmatom, które wyrażają tę prawdę. Odkrył też, ku swojemu zdziwieniu, jak wielka jest rola papiestwa jako gwaranta ciągłości przekazu wiary, czyli tradycji. Teksty i kazania Newmana, które były owocem tych przemyśleń, nie przypadły do gustu anglikanom, wydawały się im zbyt katolickie. W 1841 r. jedno z pism Newmana („Traktat 90”) zostaje potępione przez władze jego Kościoła. Anglikanie nie potrafili zaakceptować drogi odnowy, którą zaproponował Newman. Jak wielki był to błąd, pokazuje obecny upadek anglikanizmu. Gdyby posłuchali głosu Newmana, być może dziś byliby już w jedności z Kościołem.

Newman przenosi się do Littlemore, małej wioski pod Oksfordem. Tam pisze jedno z najważniejszych swoich dzieł – „O rozwoju doktryny chrześcijańskiej”. Pracę nad nim zaczął jako anglikanin, skończył jako katolik. Zagłębiając się w rozwój doktryny w pierwszych wiekach, odkrywa, że Kościół rzymskokatolicki jest najwierniejszą realizacją Kościoła, którego chciał Chrystus. 6 października 1845 r. ukończył pisanie. Dwa dni później włoski zakonnik bł. o. Dominik Barberi spowiada go, udziela Komunii św. i przyjmuje do Kościoła katolickiego. Rozpoczyna się nowy rozdział.

Benedykt XVI, który sam wiele nauczył się od Newmana, podkreśla, że jego nawrócenie na katolicyzm nie było wyborem spowodowanym osobistym upodobaniem ani subiektywnymi potrzebami duchowymi. „Tym, co dla Newmana było najważniejsze, był obowiązek większego posłuszeństwa poznanej prawdzie aniżeli własnemu upodobaniu, nawet wbrew swoim odczuciom i więzom przyjaźni czy wspólnej formacji”.

Święty w bibliotece

Dwa lata później konwertyta przyjmuje święcenia kapłańskie w Rzymie i tam wstępuje do wspólnoty oratorianów założonej przez św. Filipa Nereusza. W 1847 r. zakłada pierwszy dom oratorianów, czyli oratorium w Birmingham. Z tym miastem pozostanie związany do śmierci. Zależy mu bardzo na tym, aby Kościół katolicki, odradzający się w Anglii po wiekach prześladowań, zbudował silne podstawy intelektualne. W 1851 r. angażuje się w organizację uniwersytetu katolickiego w Dublinie. W 1859 r. zakłada szkołę katolicką w Birmingham.

Droga jego działalności w Kościele katolickim nie była usłana różami. Newman czuł się odtrącony przez protestantów, a nie zawsze był dobrze rozumiany przez katolików. Kontynuuje jednak niestrudzenie swoją działalność pisarską. Sprowokowany oskarżeniami pisze autobiograficzną książkę „Apologia pro vita sua” (1864). Opisuje w niej przebytą drogę, ukazuje racje, które skłoniły go do życiowych wyborów. Później powstaje „Logika wiary” (1870) – dzieło, w którym polemizuje z postoświeceniowym racjonalizmem i wykazuje, że nauki przyrodnicze nie mają monopolu na prawdę, a wiara ma także swoją specyficzną racjonalność.

Poza pracą w bibliotece Newman służy duszpastersko ubogim parafianom swojego oratorium, prowadzi ogromną korespondencję zwłaszcza z tymi, którzy przeżywali trudności w wierze. W „Liście do Księcia Norfolk” broni doktryny o nieomylności papieża przyjętej na Soborze Watykańskim I. W pismach, kazaniach, listach przyświeca mu jeden zasadniczy cel: budzić chrześcijański umysł, pomagać ludziom wierzyć, myśleć i działać zgodnie z wymaganiami Chrystusa i Jego Kościoła.

Newman doczekał się za życia docenienia zarówno ze strony anglikanów, jak i katolików. W 1877 r. zostaje wybrany na honorowego członka Trinity College w Oksfordzie. W 1879 r. papież Leon XIII mianuje go kardynałem. Umiera wieku 89 lat. Na cmentarz odprowadza go 15 tys. ludzi. Za pontyfikatu Jana Pawła II rozpoczęto proces beatyfikacyjny. Wyniesienie na ołtarze odbyło się 19 września 2010 r. w Birmingham, w czasie pielgrzymki Benedykta XVI do Wielkiej Brytanii. Papież Franciszek ogłasza go świętym.

Toast za sumienie i papieża

Na czym polega aktualność dzieła kard. Newmana? Można wskazać szereg tematów, które w dzisiejszym kontekście są szczególnie ważne. Na pewno na uwagę zasługuje jego nauczanie o sumieniu. Benedykt XVI twierdził wręcz, że jego życie i twórczość można nazwać komentarzem do problemu sumienia. Najczęściej przywoływanym zdaniem w tym kontekście są słowa ze słynnego „Listu do Księcia Norfolk”: „Gdybym miał wznieść poobiedni toast, nawiązujący do religii (…) z pewnością wzniósłbym go za papieża. Najpierw jednak za sumienie, następnie za papieża”. Liberalni katolicy powołują się często na to zdanie, używając go jako argumentu w lansowanej przez siebie tezie o autonomii sumienia, które działa, jeśli nie w kontrze, to przynajmniej niezależnie od kościelnego autorytetu. Nic bardziej odległego od oryginalnej myśli Newmana! Sumienie w rozumieniu wielkiego konwertyty nie jest mechanizmem obronnym przeciwko władzy zewnętrznych nauczycieli, nie jest też narzędziem subiektywizmu służącym tworzeniu wyjątków od obiektywnej prawdy. Sumienie wedle Newmana jest głosem prawdy pochodzącej od Boga rozbrzmiewającej we wnętrzu jednostki. Jest „pierwotnym namiestnikiem Chrystusa”. Toast za sumienie ma pierwszeństwo przed toastem za papieża, ponieważ to w sumieniu człowiek rozpoznaje i uznaje autorytet papieża, a szerzej Kościoła. Pierwszeństwo sumienia nie oznacza bynajmniej prawa do lekceważenia zewnętrznego autorytetu. Władza sumienia i władza Kościoła pochodzą od Boga i służą tej samej sprawie – prowadzeniu człowieka do prawdy. Papież w żaden sposób nie konkuruje z sumieniem. „Sumienie ma prawa, ponieważ ma obowiązki” – pisze Newman. I dodaje gorzko: „Ale w dzisiejszych czasach dla znacznej części społeczeństwa prawo i wolność sumienia zasadza się właśnie na obywaniu się bez sumienia, ignorowaniu Prawodawcy i Sędziego, niezależności od niewidzialnych zobowiązań”. Ta diagnoza dotyczy dziś już nie tylko sporej części społeczeństwa. Nowoczesne, liberalne rozumienie sumienia dochodzi do głosu także w Kościele. Niektórzy duszpasterze żyją w schizofrenii, mówiąc z jednej strony o niezmiennych zasadach moralnych, a z drugiej o prawie sumienia do ich zmiany. To absurd, przeciwko któremu Newman protestował. Z mocą papieskiego autorytetu uczynił to również Jan Paweł II w encyklice „Veritatis splendor”, w której powołuje się na słowa angielskiego konwertyty.

W walce z liberalizmem

Z tematem sumienia wiąże się sprawa liberalnego podejścia do prawdy w religii. W przemówieniu z okazji odbierania nominacji kardynalskiej Newman wyznał: „Przez trzydzieści, czterdzieści, pięćdziesiąt lat z całych sił przeciwstawiałem się duchowi liberalizmu w religii. Nigdy święty Kościół nie potrzebował obrońców przeciw niemu bardziej niż teraz, choć niestety, jest to błąd rozlewający się lawinowo na całą ziemię”. Co rozumiał przez „liberalizm w religii”? To „doktryna, która twierdzi, że w religii nie istnieje żadna prawda pozytywna, ale że jedno credo jest równie dobre jak każde inne (…). Nie godzi się ona z uznaniem jakiejkolwiek religii za prawdziwą. Uczy ona, że wszyscy mają być tolerancyjni, gdyż wszystko jest kwestią opinii”. Newman nazywał tego rodzaju podejście „zasadą antydogmatyczną”. Zawsze akcentował, że chrześcijaństwo jest prawdą i dogmaty stoją na jej straży. „Od czasu, gdy miałem piętnaście lat, dogmat był moją fundamentalną zasadą religijną i innej religii nie znam. Nie mogę zrozumieć innego rodzaju religii, religia wyłącznie jako uczucie jest dla mnie snem i szyderstwem. Równie dobrze może istnieć miłość synowska bez faktu istnienia ojca, jak pobożność bez faktu istnienia Najwyższej Istoty”. Od czasów Newmana pycha rozumu urosła w siłę. Przenika współczesną kulturę. Liberalne traktowanie dogmatów szerzy się w Kościele. W tym kontekście aktualność myśli Newmana jest niezwykła.

Opór Brytyjczyka wobec traktowania religii jako sprawy uczuć czy subiektywnych wyborów nie oznacza wcale, że był on zwolennikiem mechanicznego powtarzania dogmatów czy bezrefleksyjnego recytowania katechizmu. W dziele „O rozwoju doktryny chrześcijańskiej” dowodził, że doktryna zmienia się, ale nie w ten sposób, by stała się inna, lecz „aby pozostała ta sama”. Rozumiał doskonale trudności w wierze wynikające z zarzutów stawianych Kościołowi przez naukę, kulturę, polityków czy media. Dlatego tak bardzo akcentował konieczność intelektualnej i duchowej formacji katolików. Wzywał kapłanów i świeckich do tego, aby rozumieli, w co i w kogo wierzą. Nigdy nie uważał, jak część współczesnych hierarchów i teologów, że odpowiedzią na napierająca sekularyzację może być jakiś rodzaj „lżejszego”, bardziej strawnego chrześcijaństwa, prywatnej duchowości czy społecznej aktywności Kościoła akceptowanej przez państwo. Szukał wyjścia z religijnych wątpliwości nie przez szukanie kompromisów ze światem, ale odkrycie doktrynalnej i sakramentalnej pełni wiary. Newman wierzył, że umysł i serce, dogmat i pobożność, sumienie i autorytet Kościoła, wierność i zmiana, wiara i rozum mogą się harmonijnie łączyć. Całe życie kierowała nim ta logika wiary. Tej logiki genialnie bronił. Z całą pewnością zasłużył nie tylko na kanonizację, lecz na tytuł doktora Kościoła.