Portret z polityką w tle

Andrzej Grajewski; GN 40/2019

publikacja 03.11.2019 06:00

Biskupi w czasach PRL często stawali przed wyzwaniem, jak układać się z komunistycznym państwem, aby nie stracić wiarygodności i nie zaszkodzić narodowej wspólnocie. Opisuje to dr Rafał Łatka w książce o politycznych wyborach episkopatu w latach 1970–1989.

Abp Antoni Baraniak oraz księża kardynałowie Karol Wojtyła, Stefan Wyszyński i Bolesław Kominek (na zdjęciu) są jednymi z bohaterów książki  o Episkopacie Polski. Eugeniusz Wołoszczuk /PAP Abp Antoni Baraniak oraz księża kardynałowie Karol Wojtyła, Stefan Wyszyński i Bolesław Kominek (na zdjęciu) są jednymi z bohaterów książki o Episkopacie Polski.

Jego książka „Episkopat Polski wobec stosunków Kościół–państwo i rzeczywistości społeczno-politycznej PRL 1970–1989” jest podsumowaniem wielu lat badań oraz rozległych kwerend archiwalnych. Oprócz archiwów państwowych Rafał Łatka przebadał także archiwa kościelne, a przede wszystkim zbiory Konferencji Episkopatu Polski i Sekretariatu Prymasa, które w tej skali nie były dotąd przez historyków wykorzystane. W efekcie udało mu się stworzyć interesujący portret zbiorowy Episkopatu Polski z polityką w tle.

Kościół katolicki w czasach komunistycznych był głównym przeciwnikiem ideowym komunistów oraz duchowym przewodnikiem narodu, choć jednocześnie musiał stale prowadzić grę z władzami. Krytykę reżimu biskupi miarkowali więc ostrożnie, mocniej wypowiadając się jedynie w sprawach ściśle kościelnych. Rafał Łatka podkreśla, że w omawianym okresie Kościół nie próbował być alternatywną siłą polityczną. Raczej godził się na współżycie z systemem, a jeśli był w konfrontacji z państwem, to dlatego, że było ono motywowane ideologicznie i dążyło do ateizacji społeczeństwa.

Rafał Łatka
Episkopat Polski wobec stosunków Państwo–Kościół i rzeczywistości społeczno-politycznej
PRL 1970–1989
Instytut Pamięci Narodowej
Warszawa, 2019
ss. 848

Prymas i inni

W centrum decyzyjnym Kościoła w Polsce był prymas Polski kard. Stefan Wyszyński. Wynikało to nie tylko z jego osobistej charyzmy, autorytetu, jakim cieszył się wśród pozostałych biskupów oraz wiernych, ale także z nadzwyczajnych uprawnień papieskich facultates specialissima, które faktycznie nadawały mu status legata papieskiego w Polsce. Nikt inny nie miał tak szerokich uprawnień, co wynikało z zaufania, jakie do osoby prymasa Polski mieli kolejni papieże, poczynając od Piusa XII, przez Jana XXIII, Pawła VI, Jana Pawła I, aż do Jana Pawła II. Bez tego jego pozycja byłaby nieporównanie słabsza, zarówno wobec władz w Warszawie, jak i Stolicy Apostolskiej. Pozwoliło to prymasowi uniknąć wplątania Kościoła w Polsce w latach 70. ubiegłego stulecia w dwuznaczną grę, jaką z obozem światowego komunizmu prowadziła Stolica Apostolska. Jej motywy były szlachetne, ale Watykanowi brakowało wiedzy oraz rozeznania rzeczywistych zamiarów komunistycznego partnera. Rafał Łatka zwraca uwagę, że siła prymasa brała się także ze skupionego wokół niego grona kilku ważnych biskupów. W najtrudniejszych chwilach byli oni dla niego oparciem i umożliwili mu utrzymanie jedności episkopatu. Charakterystyka tego gremium jest w książce dr. Łatki interesująca i przekonująca, choć powinna być zweryfikowana dalszymi badaniami. Oczywiście numerem dwa w episkopacie był metropolita krakowski kard. Karol Wojtyła. Nie zawsze zgadzając się z prymasem, w sprawach najważniejszych stawał przy nim. Dzięki temu na panewce spaliły wszystkie, nieraz niegłupio pomyślane kombinacje operacyjne bezpieki, mające na celu kontrolowanie biskupów przez ich dzielenie w różnych kwestiach. Władze starały się znajdować wśród hierarchów osoby, które mogły być wykorzystane, świadomie lub nieświadomie, w tych planach, m.in. poprzez powiązania agenturalne. Najciekawsze informacje w tej kwestii dr Łatka umieszcza w przypisach, wykonując tym samym zgrabny unik. Opisuje kontakty operacyjne niektórych biskupów, choć nie feruje żadnych ocen. Jednocześnie sygnalizuje, że są dokumenty, a więc jest i problem.

W kontekście planów podziału episkopatu przez władze tym większe znaczenie miały wysiłki kardynałów Wyszyńskiego i Wojtyły, aby temu zapobiec. Czasy są zupełnie inne, ale lekcja płynąca z tamtego doświadczenia warta jest zapamiętania. Każda władza, zarówno próbująca walczyć z Kościołem, jak i biorąca go w miękkie objęcia sojuszu rzekomo wspólnych interesów, będzie starała się preferować jednych hierarchów, nagradzając ich różnorakimi beneficjami i udzielając im medialnego wsparcia, a bardziej ozięble potraktuje innych. Prymas Wyszyński przestrzegał przed takimi podziałami. Dla zachowania jedności tolerował w swym otoczeniu biskupów wyraźnie wobec niego nielojalnych. Wiedział jednocześnie, że kard. Wojtyła zawsze stanie u jego boku, zarówno w kraju, jak i poza nim. To niestety nie zawsze sprawdzało się w przypadku katolików świeckich, bardziej podatnych na manipulacje i gotowych nie tylko do kompromisów, ale także zwykłych intryg. Nadzwyczajny status u boku prymasa miał stale bp Bronisław Dąbrowski, sekretarz generalny Episkopatu Polski, mąż stanu tamtej epoki, wiedzący, gdzie są granice kompromisu, którego Kościół nie może przekroczyć, szanowany również przez przeciwników. Zdaniem dr. Łatki osobą numer trzy w episkopacie był w tym czasie metropolita poznański abp Antoni Baraniak. Prymas miał do niego nie tylko wielkie zaufanie. Wynikało ono z tego, że abp Baraniak, wcześniej sekretarz kard. Augusta Hlonda, podczas aresztowania i brutalnego śledztwa w czasach stalinowskich zachował wobec kard. Wyszyńskiego heroiczną lojalność. Metropolita poznański był również cenionym ekspertem w relacjach z państwem i prymas chętnie zasięgał jego rady. Wybijającą się postacią był także metropolita wrocławski kard. Bolesław Kominek. Jego zasługi dla stabilizacji Kościoła na Ziemiach Zachodnich i Północnych oraz w dialogu z Niemcami są ogromne. Kard. Kominek był biskupem niezwykle przejętym nauczaniem Soboru Watykańskiego II i podobnie jak kard. Wojtyła promotorem tego nauczania na polskim gruncie. Kolejna ze znaczących postaci to biskup przemyski Ignacy Tokarczuk. Niepokorny wobec władz, potrafił mieć odmienne zdanie aniżeli prymas i watykańscy dyplomaci, nierozumiejący istoty sporu Polaków z komunistycznym reżimem. Biskup Tokarczuk był jednym z filarów, na których wspierały się relacje Kościół–państwo w tamtym czasie.

Prorocy i mediatorzy

Fragmenty dotyczące tych relacji w czasach Solidarności i stanu wojennego, moim zdaniem, są najciekawszymi partiami tej książki. Dr Rafał Łatka stawia tezę i dobrze ją argumentuje, że poparcie hierarchów dla strajków w sierpniu 1980 r. i powstającego niezależnego związku zawodowego wcale nie było tak oczywiste, jak dzisiaj chciałoby się to przedstawiać. Wielu hierarchów, a także kard. Józef Glemp, obawiało się, że Solidarność jest ruchem niesamodzielnym, podatnym na knowania KOR-owskich doradców. Człowiekiem, który dawał Kościołowi pewność, że ruch związkowy nie pójdzie w złą stronę, był przede wszystkim Lech Wałęsa. Warto o tym pamiętać, nawet mając na uwadze wcześniejsze agenturalne uwikłania przywódcy związkowego. W tym obrazie wyraźnie mi jednak brakuje odwołania się do sytuacji na Górnym Śląsku, która w sierpniu 1980 r. przedstawiała się inaczej aniżeli w innych regionach kraju. Poza Janem Pawłem II oraz biskupem Tokarczukiem biskup katowicki Herbert Bednorz był jedynym polskim hierarchą, który potrafił wyciągnąć nie tylko polityczne, ale także duszpasterskie wnioski z Sierpnia ’80 r. Był odtąd na forum episkopatu orędownikiem praw pracowniczych i z pewnością wyróżniał się także swą postawą w czasie stanu wojennego. Na drugim biegunie był prymas Glemp, który w 1983 r. przekonywał biskupów, aby zrezygnowali ze słowa „Solidarność”. Wtedy – jak pisze R. Łatka – napięcia w episkopacie były największe i wytworzyły się w nim dwa wyraźne obozy: wspierająca linię prymasa tzw. grupa warszawska oraz zwolennicy metropolity krakowskiego kard. Franciszka Macharskiego, znacznie bardziej krytycznie oceniającego wprowadzenie stanu wojennego. Kard. Macharski miał zresztą świadomość dylematu, przed którym stawał wówczas episkopat. Chciał być mediatorem w konflikcie, a zarazem duchowym przewodnikiem narodu. Tymczasem – jak to ujął kardynał – „prorocy nie bywają mediatorami”. Ważną postacią w pierwszej grupie – zdaniem dr. Łatki – był metropolita poznański abp Jerzy Stroba. Jego wpływ na linię episkopatu zdecydowanie wzrósł w czasie stanu wojennego. Po drugiej stronie lokował się natomiast kard. Henryk Gulbinowicz, metropolita wrocławski, a także nowy biskup gdański Tadeusz Gocłowski. W odróżnieniu od swego poprzednika, bp. Lecha Kaczmarka, wspierał ruch związkowy i wierzył w jego odrodzenie, co miało wielkie znaczenie w czasie strajków w sierpniu 1988 r. Warto dodać, że podobną rolę na Górnym Śląsku odegrał biskup katowicki Damian Zimoń, przyczyniając się m.in. do pacyfikacji konfliktów w czasie sierpniowych strajków w Jastrzębiu i Żorach. Niestety, także w tym przypadku zaangażowanie społeczne katowickich biskupów uchodzi uwadze autora.

Książka dr. Łatki jest ważną próbą całościowego opisania relacji Kościół–państwo w latach 1970–1989. Przynosi szereg nowych ustaleń oraz stawia kilka ciekawych hipotez, które powinny być zweryfikowane w trakcie dalszych badań naukowych, uwzględniających nie tylko płaszczyznę centralnych relacji Kościół–państwo, ale także uwarunkowania terenowe, w poszczególnych województwach czy diecezjach. W moim przekonaniu otrzymamy wówczas obraz jeszcze bardzie zróżnicowany i pogłębiony o wiele szczegółów.