Misja spełniona

Agnieszka Huf; GN 39/2019

publikacja 26.10.2019 06:00

Chociaż Ania urodziła się w Polsce i nigdy nie wyjeżdżała za granicę, można powiedzieć, że do domu Magdy i Rafała trafiła z... Ugandy.

Misja spełniona

W lipcu 2016 roku Polska żyła oczekiwaniami na Światowe Dni Młodzieży w Krakowie. Rybniczanie Magda i Rafał z dwuletnim wtedy Kubusiem też czekali na gości. – Chcieliśmy, aby Dni w Diecezji przeżyli u nas Koreańczycy. I do dziś nikt z nas nie wie, dlaczego na formularzu w parafii zamiast „Korea” wpisaliśmy „Uganda” – śmieje się Magda. Przed przyjazdem Ugandyjczyków zastanawiali się, czy goście będą znali domowe sprzęty, jak choćby telewizor. – Przecież nie przyjedzie ktoś z lepianki! – rzucił wtedy ktoś z rodziny. Nie miał racji… Florence i Ronnie pochodzą z niewielkiej wioski. Florence mieszka w chacie ulepionej z gliny i zwierzęcych odchodów, każdego dnia przemierza kilka kilometrów, aby przynieść wiadro wody, które musi wystarczyć rodzinie na cały dzień. – Wszystko było dla nich nowe: lodówka, pralka, telewizor. Pod prysznicem spędzali po dwie godziny, bo pierwszy raz mieli kontakt z gorącą wodą! – relacjonują małżonkowie.

Oni nie mają nic…

Okazało się, że Florence i jej mąż wychowują siedmioro dzieci – pięcioro własnych i dwoje sierot. Kobieta przyznała, że sama je posiłki co drugi dzień, żeby wykarmić swoją gromadkę. Magdzie i Rafałowi otwarły się oczy. – Mamy mieszkanie, pracę, dobre warunki, a ciągle narzekamy. Oni nie mają zupełnie nic, a za wszystko są wdzięczni. Zachwycało nas, jak się modlili, ich zaufania do Boga nie da się opisać! Te kilka dni to były dla nas najważniejsze rekolekcje w życiu.

Goście wyjechali, ale doświadczenie spotkania drążyło serca młodych małżonków. Nagle zaczęli dostrzegać wokół siebie plakaty z hasłem „Zostań rodziną zastępczą”. Po rozeznaniu na modlitwie udali się do ośrodka. – Cały czas powtarzaliśmy: „Panie Boże, jeśli Ty chcesz, żebyśmy zaopiekowali się jakimś dzieckiem, to poprowadź nas. A jeśli to nie Twój pomysł, to nie pozwól, żebyśmy przeszli procedurę” − podkreśla Rafał. Wydawało się, że przeszkodą będzie ich wiek – mieli zaledwie po 24 lata. Ktoś jednak zdecydował się im zaufać i półtora roku po ŚDM do ich domu zawitała Ania. Dziewczynka miała wtedy dwa latka, ale wyglądała na dużo mniej. Malutka, niedożywiona, ledwie chodziła.

Walka

Przez pierwsze dwa miesiące mieli wrażenie, że dostali lalkę. Ania nie płakała, nie odzywała się, nie nawiązywała kontaktu. – Potem zaczęła się walka – mówi wprost Magda. Dziewczynka miała ataki histerii, nieustannie piszczała, drapała się po twarzy aż do krwi, wyrywała sobie włosy. W nocy po kilkanaście razy budziła się z krzykiem, przez co cała rodzina chodziła niewyspana. W dzień nie można było jej spuścić z oka: wspinała się na meble, bawiła kablami z prądem. Na spacerach wyrywała się i uciekała. Nie potrafiła zapamiętać żadnych informacji: nawet jeśli jednego dnia zrozumiała, że śmieci trzeba wyrzucać do kosza, nazajutrz trzeba ją było tego uczyć od nowa. Zdiagnozowano u niej poważne uszkodzenia mózgu powstałe w okresie płodowym.

Tu jest jej miejsce

– Wiele razy chcieliśmy zrezygnować, brakowało nam sił. Trzymały nas tylko sakramenty i modlitwa. Pan Bóg w różny sposób zapewniał nas, że Ania jest tam, gdzie jej miejsce. Mieliśmy naprawdę dosyć, ale nie umieliśmy jej oddać, pozbyć się problemu – mówią szczerze małżonkowie. Kryzys jednak gonił kryzys… Po roku, zdesperowani, poprosili swoją wspólnotę o modlitwę wstawienniczą. Po niej dużo się zmieniło. Dziewczynka urosła, zaczęła pięknie mówić, poprawiła się jej pamięć i rozumienie. Jej stan psychiczny nadal jednak był bardzo kiepski. Znalezienie rodziny adopcyjnej, która pokochałaby takie dziecko, graniczyło z cudem. I… cud się zdarzył! Przyszła mama Ani dowiedziała się szczegółowo o wszystkich jej trudnościach, a mimo to powiedziała „tak”. Magda i Rafał oczekują jeszcze na ostatni podpis sędziego, żeby mała mogła zamieszkać w nowym domu. Jak na razie spędzają ze sobą całe dnie.

– Kilka dni temu kładłam Anię do łóżka, a ona odmówiła sama całą modlitwę „Aniele Boży”. Pomyślałam wtedy, że nasza misja została spełniona – podsumowuje Magda. – Te półtora roku dużo nas kosztowało, ale dzisiaj oglądamy happy end: oddajemy ją w dobre ręce. Czy zdecydujemy się jeszcze kiedyś zostać rodziną zastępczą? Niewykluczone!

* Imię dziewczynki zostało zmienione.