Misja misji

Marcin Jakimowicz; GN 39/2019

publikacja 25.10.2019 05:25

Za dziesięć lat liczba katolików na Czarnym Kontynencie przekroczy liczbę katolików w Europie. Dziś to Kościoły Południa ruszają do Europy, by głosić Ewangelię narodom, które… chrzciły ich przodków.

Przed stu laty w Afryce było 400 tys. katolików. Dziś jest ich ponad 165 mln! I stale ich przybywa. krzysztof błażyca /foto gość Przed stu laty w Afryce było 400 tys. katolików. Dziś jest ich ponad 165 mln! I stale ich przybywa.

W głosie zakonnika (mniejsza o zgromadzenie, nie będę się bawił w lokowanie produktu) wyraźnie słychać było rozgoryczenie. Opowiadał o misjach w Afryce. „Zbudowaliśmy im szkołę, przychodnię, kościół, wykopaliśmy studnię głębinową. A potem przyszli zielonoświątkowcy i dziś cała wieś jest protestancka”. „Przecież tyle dla was zrobiliśmy” – jeden z nas żalił się mieszkańcom. „Oni dali nam Jezusa” – usłyszał.

Kościół to nie lepszy MOPS

Szkoły, piórniki, zeszyty, komputery, okulary, przychodnie, leki, domy katechetyczne i studnie głębinowe. To wszystko jest niezwykle ważne, wiem o tym. „Gość Niedzielny” i jego „mały” odpowiednik od lat angażują się w działalność humanitarną i charytatywną. Staramy się przekonać syte, wszystko mające społeczeństwo, jak bardzo nasze wyssane z mlekiem matki określenie „stara bieda” jest niezrozumiałe dla mieszkańców Czarnego Lądu czy brazylijskich faweli. Wyjaśniamy młodemu pokoleniu, że brak dostępu do wi-fi nie jest największą z możliwych tragedii. Mój znajomy po powrocie z Afryki napisał mi krótko: „Narzekałem, że nie mam butów, dopóki nie spotkałem człowieka, który nie miał nóg”.

Pomoc humanitarna i działalność charytatywna nie są jednak zasadniczym celem ewangelizacji narodów. Nie po to jedzie się na misje! Idealnie ilustruje to krótki ironiczny komentarz, który przeczytałem pod jednym z moich tekstów. Jakiś anonimowy komentator napisał: „Wyobraźcie sobie takie tytuły w Ewangelii: »Jezus pociesza Jaira po śmierci córki«; »Jezus umacnia dziesięciu trędowatych«; »Jezus wskazuje drogę niewidomym«, »Jezus organizuje zbiórkę pieniędzy na rzecz paralityka«, »Jezus składa kwiaty na grobie Łazarza«”.

„Kościół to nie lepszy MOPS” – powtarzam od lat niczym zdarta płyta. Zdaję sobie sprawę z tego, że jesteśmy charytatywną potęgą (przed miesiącem pisałem o tym, że jesteśmy największym biurem podróży, wielokrotnie cytowaliśmy imponujące statystyki rodzimej Caritas, która została laureatem nagrody dla Organizacji Pozarządowej Roku 2018), ale w tym wszystkim nie możemy zapominać o jednym: pierwszym celem misji jest głoszenie kerygmatu o śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. O wodzie żywej. O żywym chlebie, który zstąpił z nieba.

Biada mi!

Niezwykle stanowczo podkreślił to Jan Paweł II w encyklice „Redemptoris missio”: „Misja Chrystusa Odkupiciela, powierzona Kościołowi, nie została jeszcze bynajmniej wypełniona do końca. Gdy u schyłku drugiego tysiąclecia od Jego przyjścia obejmujemy spojrzeniem ludzkość, przekonujemy się, że misja Kościoła dopiero się rozpoczyna i że w jej służbie musimy zaangażować wszystkie nasze siły. To Duch Święty przynagla do głoszenia wielkich dzieł Bożych: »Nie jest dla mnie powodem do chluby to, że głoszę Ewangelię. Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!«. W imieniu całego Kościoła muszę powtórzyć to wołanie świętego Pawła”.

Słowa Jana Pawła II robią na mnie ogromne wrażenie. „Biada mi, gdybym nie głosił” lub „misja Kościoła dopiero się rozpoczyna” stanowią kwintesencję misji… misji. Papież z Wadowic nie był teoretykiem. Odbył 104 podróże apostolskie, odwiedzając 129 krajów i 617 miast. Podczas tych wypraw wygłosił 2382 przemówienia i homilie. Pokonał aż 1 162 615 km. „Od samego początku mojego pontyfikatu zdecydowałem się podróżować aż po krańce ziemi, by dać wyraz tej trosce misyjnej, i właśnie bezpośredni kontakt z ludami, które nie znają Chrystusa, przekonał mnie bardziej, jak pilna jest ta działalność, której poświęcam niniejszą Encyklikę” – pisał w „Redemptoris missio”. „Mam wrażenie, że nadszedł moment zaangażowania wszystkich sił kościelnych w nową ewangelizację i w misję wśród narodów. Nikt wierzący w Chrystusa, żadna instytucja Kościoła nie może uchylić się od tego najpoważniejszego obowiązku: głoszenia Chrystusa wszystkim ludom” – czytamy dalej.

Studnia bez dna

Pierwsze skojarzenie z hasłem „misje”? Budowa studni głębinowej. Czy działalność charytatywna nie przysłoniła głównej misji… misji?

– Wiadomo, że łatwiej jest pokazać w Polsce, że wybudowało się studnię dla tysiąca osób, niż powiedzieć, że dwie dorosłe osoby oddały życie Jezusowi, przyjęły chrzest i z wielkim trudem przy niezrozumieniu rodziny mierzą się z odchodzeniem od myślenia i praktyk zabobonnych – opowiada pracujący w Ugandzie brat Piotr „Mpiima” Dąbek OFM Conv. – Z drugiej strony w liście św. Jakuba czytamy: „Jeśli brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im: Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta – a nie dacie im tego, czego koniecznie potrzebują dla ciała – to na co się to przyda?”. Utrzymanie właściwego balansu między głoszeniem Jezusa i pełnieniem dzieł miłosierdzia jest sztuką. Owoców głoszenia nie widać od razu, a czasami są kompletnie niemierzalne, natomiast dziełami miłosierdzia możemy się szybko i sprawnie pochwalić.

W stu krajach świata na wszystkich kontynentach pracuje ponad 2 tys. polskich misjonarek i misjonarzy. Najwięcej wyjechało do Afryki i na Madagaskar. Zasadniczym celem ich misji jest głoszenie kerygmatu. Znakomicie wyjaśnił to na konkretnym do bólu przykładzie ks. Stanisław Urbaniak, jeden z najodważniejszych kapłanów, jakich spotkałem, pallotyn pracujący przez lata w Rwandzie. Jego opowieść jest rzuceniem światła na ewangelizacyjne priorytety. – Przed rzezią w Rwandzie zorganizowałem w parafii szkołę ewangelizacji i szkołę biblijną dla młodzieży. Taki przyszedł impuls. Nie wiedziałem, dlaczego się w to pakuję. Okazało się to opatrznościowe. Po wojnie był to znakomity punkt wyjścia do prowadzenia misji pojednania. Zorganizowaliśmy misje parafialne, zakończone spowiedzią. Boże, co tam się działo… Spowiadało 12 księży. Przychodzili wstrząśnięci: „Jak wspaniale ich tu przygotowaliście – mówili. Penitenci płakali: »Księże, byłem nagi, a teraz chcę ubrać się w szatę łaski Bożej«. W czasie misji po konferencji była praca w małych grupach. A wszystkich zebranych było około 3 tys. I w tych małych grupkach ci ludzie zaczęli się publicznie przyznawać do tego, co robili w czasie wojny. »Zniszczyłem wam dom« – mówił ktoś. »Rozkradłem wasz majątek« – przyznał inny. I ta cała piętnastoosobowa grupa szła i odbudowywała te zniszczone mieszkania. To było dopiero święto pojednania! Zapierało dech z wrażenia. Nawet burmistrz przyznał się, że ukradł siostrom zakonnym radio…” – opowiadał.

Zapytałem o. Stanisława, czy zdanie: „Afryka to największa eksplozja w historii chrześcijaństwa” nie jest pobożnym życzeniem. – To prawda! – odpowiedział. – Tylko w Wielkanoc w mojej parafii ochrzciliśmy aż 700 dorosłych osób.

Południe wygrywa z północą

Być może będzie to dla Jana Kowalskiego zaskakujące, ale na Ziemi mieszkają również inni katolicy. Modlą się, cierpią, chodzą na Eucharystie. W meczu Północ–Południe od dawna nie ma remisu.

Odwróciły się tendencje. Jeszcze do niedawna to Stary Kontynent wysyłał w świat misjonarzy, a tysiące kapłanów i zakonnic ruszało z Hiszpanii, Portugalii, Francji, Irlandii, Holandii czy Belgii. Dziś to Kościoły Afryki, Azji czy Ameryki Południowej ruszają do Europy, by głosić Ewangelię narodom, które chrzciły ich przodków. We Francji czy Belgii coraz częściej spotkamy proboszczów rodem z Afryki czy Azji. Wystarczy zresztą przejść się po Rzymie i rzucić okiem na to, jak wielu azjatyckich kapłanów i zakonnic spaceruje po uliczkach Wiecznego Miasta. Być może wkrótce określenie „biały chrześcijanin” wywoła zdziwienie tak jak zwrot „szwedzki buddysta”?

Przed stu laty w Afryce było jedynie 400 tys. katolików. Dziś jest ich ponad 165 mln! I stale ich przybywa. Religioznawcy nie mają wątpliwości: dynamiczny rozwój Kościoła na południowej półkuli to największa ekspansja chrześcijaństwa w historii. Przesadzają? − Pod względem nominalnym chyba nie – uśmiecha się br. Piotr Dąbek. − Natomiast jeśli chodzi o jakość chrześcijańskiego życia, to z mojego skromnego doświadczenia wiem, że w tym temacie jest wiele do zrobienia. To trochę tak jak w Polsce. Mamy ok. 90 proc. populacji katolickiej, ale tylko 30–40 proc. katolików uczęszcza w niedzielę na Eucharystię.

Statystyka katolika

Już za dziesięć lat liczba katolików w Afryce przekroczy liczbę katolików w Europie. To nie wszystko. Do 2050 r. liczba katolików azjatyckich zrówna się z liczbą współwyznawców z Europy, a na świecie na dwóch muzułmanów będzie przypadało trzech chrześcijan. To nie jest żadne religion fiction, ale prognoza oparta na solidnych statystykach. Przyjmuje się, że w 2025 r. na świecie będzie około 2,6 mld chrześcijan. 595 mln będzie mieszkało w Afryce, 623 mln w Ameryce Łacińskiej i 498 mln w Azji. Europa z 513 mln spadnie na trzecie miejsce. Już co piąty werbista na świecie pochodzi z Indonezji, kraju o największej liczbie muzułmanów.

Przed laty w tekście „Matka Boska jest murzynką” pisałem o tym, że choć seminarium w Tarnowie od lat stara się nadrabiać statystyki, europejskie seminaria zaczynają świecić pustkami. W Ameryce Łacińskiej liczba kleryków wzrosła w ciągu ostatnich 25 lat o 400 proc.

– Być może już za kilka lat misjonarze z Afryki przyjadą do Irlandii i Francji, by głosić Dobrą Nowinę – zażartowałem przed piętnastu laty, rozmawiając z karmelitą o. Johnem Gibsonem (kuzynem słynnego Mela). – Ależ to już się dzieje! – odparował. – W każdej większej diecezji Stanów Zjednoczonych jest przynajmniej dwóch misjonarzy z Nigerii, Kenii czy innych krajów afrykańskich.

Czy Afryka jest jeszcze kontynentem misyjnym? − Tak! Są takie miejsca na Czarnym Lądzie, gdzie ludzie nie znają jeszcze Jezusa i potrzeba pierwszej ewangelizacji – twierdzi br. Piotr Dąbek. – W samej Ugandzie w wielu miejscach brakuje kapłanów, by wierni, szczególnie w wioskach, mogli przynajmniej raz w miesiącu uczestniczyć w Eucharystii. Może nie ma tutaj potrzeby „pierwszego głoszenia”, jak to robili misjonarze w XIX wieku, ale na pewno jest potrzeba umacniania wiernych w pójściu za Panem i zdobywania dla Niego nowych serc, tych, którzy już „coś tam słyszeli o Jezusie” – powiedział.

Nowe centra chrześcijaństwa

− Tradycyjne Kościoły chrześcijańskiego Zachodu przechodzą kryzys, podczas gdy młode Kościoły na terytoriach misyjnych wykazują znaczącą żywotność – nie ma wątpliwości kard. Fernando Filoni, prefekt Kongregacji Ewangelizacji Narodów. − Niezbitym dowodem tej żywotności jest wierność Chrystusowi wśród prześladowań, których doświadczają różne wspólnoty chrześcijańskie Azji i Afryki oraz wiele wspólnot kontynentu południowoamerykańskiego, skąd wciąż docierają wieści o ofiarach męczeństwa. Rozkwit powołań kapłańskich, zakonnych oraz wzrost liczby świeckich liderów odpowiedzialnych za duszpasterstwo i działania ewangelizacyjne sprawiają, że Kościoły te nie tylko stają się samowystarczalne w prowadzeniu duszpasterstwa we własnych wspólnotach, ale również stają się zdolne do wysyłania członków swoich wspólnot (księży, zakonników i zakonnic, osób świeckich) do pracy misyjnej w służbie ewangelizacji. John Mbiti, kenijski filozof i religioznawca, emerytowany profesor uniwersytetu w Bernie, nie ma wątpliwości: – Centra uniwersalności Kościoła nie znajdują się już w Genewie, Rzymie, Atenach, Paryżu, Londynie, Nowym Jorku, ale w Kinszasie, Buenos Aires, Addis Abebie i Manili.

To prawda? – Pozwól, że go sparafrazuję – podsumowuje brat Piotr. – Centra uniwersalności Kościoła nie znajdują się już w Genewie, Rzymie, Atenach, Paryżu, Londynie, Nowym Jorku, ale tam, gdzie jest żywa wiara w Pana Jezusa i widać ją w konkretnych gestach miłości i przebaczenia.