Wołanie Krwi

Franciszek Kucharczak; GN 39/2019

publikacja 27.10.2019 06:00

Wychodzą na ulice w porę, ale często nie w porę. Różne zaskakujące rzeczy robią. To ich odpowiedź na święte wezwanie.

Ks. Damian Siwicki (po lewej) i ks. Łukasz Tarnowski z obrazem założyciela zgromadzenia Misjonarzy Krwi Chrystusa. Roman Koszowski /Foto Gość Ks. Damian Siwicki (po lewej) i ks. Łukasz Tarnowski z obrazem założyciela zgromadzenia Misjonarzy Krwi Chrystusa.

To było kilkanaście lat temu na Przystanku Woodstock, w środku nocy. Jakiś człowiek biegł w kierunku widocznego z dala białego krzyża. Przeżywał coś trudnego i szukał ratunku, a widział tylko ten krzyż. Dobiegł do strefy Przystanku Jezus, gdzie w nocy zawsze ktoś dyżurował, pilnując pola i krzyża. Ksiądz Damian Siwicki dopiero co zasnął w namiocie po takim dyżurze. – Nagle budzą mnie i mówią, że nie ma żadnego księdza, a trzeba spowiadać. Była druga w nocy. Wstałem i… spowiadałem do siódmej rano. Miałem kolejkę jak w Wielkim Poście, i to w większości spowiedzi dużego kalibru, po piętnastu, dwudziestu latach. Ci ludzie wracali do Boga. Dla mnie, młodego księdza, to było niezwykłe doświadczenie – uśmiecha się na tamto wspomnienie. – Ciekawe, że noc… z jednej strony niesie zagrożenia, a z drugiej jakoś człowieka otwiera – zamyśla się.

Nocna ochrona

Ksiądz Damian jest misjonarzem Krwi Chrystusa. Żyjący dwa wieki temu założyciel tego zgromadzenia, św. Kasper del Bufalo, miał z nocą problem. „Nocą zawsze zostawiał zapalone światło, a to po to, żeby przeciwdziałać strachowi, którego nabawił się podczas uwięzienia [za odmowę złożenia przysięgi wierności Napoleonowi] i który był tak silny, że nie pozwalał mu spać w ciemności” – wspominał później jego bliski współpracownik. To był jeden z ościeni w życiu tego tytana. Być może jednak to uwrażliwienie na czas „panowania ciemności” skłoniło świętego do założenia w Rzymie nocnych oratoriów – miejsc modlitwy. Gdy widział mężczyzn spędzających noce na hulankach i pijatykach, postanowił sprzeciwić się mrokowi, który ogarniał dusze tych ludzi. Znał to z domu, bo i jego ojciec miał problem z alkoholem. Wchodził więc do karczm i wyciągał stamtąd ludzi, nakłaniając ich, żeby zamiast tego modlili się w oratoriach.

Któregoś dnia ks. Damian, czytając życiorys św. Kaspra, trafił na ten fragment. Uderzyło go to. Pomyślał, że można by zrobić coś analogicznego dla młodych w Częstochowie. Odtąd raz w miesiącu w sobotni wieczór wyruszał z wolontariuszami pod dyskoteki. – Nazwaliśmy to „Pociąg do nieba”. Zapraszaliśmy młodych na dworzec, gdzie robiliśmy dla nich akcję ewangelizacyjną – opowiada. Wychodzili też na ulice, proponując napotkanym wspólną modlitwę w intencjach, które mogły być do przyjęcia także dla ludzi będących z dala od spraw wiary. Na przykład o pokój. „Ja tam do kościoła nie chodzę, ale o to mogę się z wami pomodlić” – mówili nieraz zagadnięci ludzie.

W niektóre noce z soboty na niedzielę wolontariusze dzielili się na „patrole” po dwie–trzy osoby i chodzili ulicami Częstochowy, szczególnie biorąc na cel miejsca duchowo zagrożone, takie jak kluby nocne czy dyskoteki. Modlili się do Krwi Jezusa, na przykład koronką, prosząc Go, żeby przebywających tam ludzi, którym może stać się krzywda, ochroniła Jego Przenajświętsza Krew.

– Z tamtych doświadczeń na dworcu pozostało mi przekonanie, że ważne jest wyjście Kościoła na ulice, wyjście do ludzi. Jestem pewien, że Pan Bóg tego chce – mówi ks. Damian.

Nie jesteś gorszy

– To symboliczne, że Jezus, jako posiadacz grupy krwi AB, jest uniwersalnym biorcą. Jezus przyjmuje każdego. To nie jest tak, że ktoś woła, a Jezus go wyklucza – zauważa ks. Łukasz Tarnowski, proboszcz sanktuarium Krwi Chrystusa w Częstochowie. Ksiądz Łukasz pochodzi z Gdańska. W 2001 roku przyjechał do Częstochowy na zorganizowane tam przez misjonarzy rekolekcje. W ich trakcie po raz pierwszy szczerze się wyspowiadał. Był jak nowo narodzony. – Zapłonęło we mnie wtedy pragnienie, żeby jak ci misjonarze być świadkiem Jezusa. Chciałem, żeby w kolejnych ludziach, tak jak we mnie, rodziło się pragnienie powrotu do Chrystusa – mówi. Gdy wrócił do domu, zaangażował się w opiekę nad chorymi. Wciągnęło go to. Wtedy uświadomił sobie, że to także należy do charyzmatu Misjonarzy Krwi Chrystusa.

– Zastanawiałem się, czy nie pójść do zgromadzenia, które zajmuje się wyłącznie chorymi i niepełnosprawnymi, ale odnajdowałem się także w prowadzeniu rekolekcji i w wielu innych rzeczach. Pomyślałem, że w „wołaniu Krwi”, na które odpowiadają misjonarze, jest szeroka perspektywa i że ona jest właśnie dla mnie – opowiada ks. Łukasz. Posługa potrzebującym i bycie z nimi jednak pozostały dla niego ważne. Jako kleryk, a potem kapłan pomagał w opiece nad niepełnosprawnymi dziećmi. – Widziałem godność tych ludzi, chciałem dać im zapewnienie: „nie jesteś gorszy” – uśmiecha się.

W Ożarowie raz w tygodniu zabierał do tych dzieci swoich uczniów z technikum, żeby zobaczyli w tych osobach swoich braci i siostry. Przygotowywali tam dla nich różne zabawy. – Myślę, że tej młodzieży to dużo dawało. Moi uczniowie mogli czerpać miłość, którą te dzieci im dawały, a one same otrzymywały komunikat, że są wartościowe. Ja w tym wyczuwałem wołanie Krwi Chrystusa – mówi z przekonaniem. Kiedyś w tym kontekście mocno przemówił do niego fragment Listu do Efezjan, w którym apostoł zwraca się do tych, którzy niegdyś byli daleko, a teraz stali się „bliscy przez krew Chrystusa”. Mowa tam o jedności, która jest wynikiem zburzenia „muru wrogości” (Ef 2,13-14). Ta wrogość pochodziła z przekonania, że jesteś gorszy i nawet Bóg cię odrzuca. – Od przyjścia Chrystusa tego nie ma. Nie ma lepszych i gorszych – mówi kapłan.

Jesteś wart Krwi

Ta myśl towarzyszy też ks. Damianowi. – Pokazywać wartość człowieka – to ważny punkt naszego charyzmatu – zapewnia. Ma w tym względzie smutne doświadczenia. – Gdy mam trochę czasu albo przyjdzie mi takie natchnienie, to idę do bezdomnych, żeby razem z nimi coś zjeść. Niedawno poszedłem z nimi do jednej sieciówki w Częstochowie, ale oni nie chcieli tam ze mną wejść. Przekonałem ich do tego. „Zjemy normalnie, jak ludzie” – powiedziałem. Więc weszli, ale gdy poszedłem zamówić jedzenie, podszedł do nich pan z obsługi restauracji i wyprosił ich. Mówię mu, że nie przyszliśmy po jałmużnę, tylko po prostu zjeść, ale on stwierdził: „Oni nie mogą tu być”. To było dla mnie bolesne, bo zobaczyłem, że ci ludzie dostają komunikat: „Jesteś gorszy” – opowiada.

Innym razem spotkał starszą zaniedbaną kobietę, która wyglądała, jakby potrzebowała pomocy. Zapytał, czy czegoś potrzebuje. Ona na to, że „fajek”. – Normalnie bym nie kupił, ale wtedy czułem, że powinienem zrobić wyjątek. Wchodzę do sklepu, proszę o papierosy, pani pyta jakie. Nie wiedziałem, bo nie palę. Odwróciłem się do tamtej kobiety, żeby zapytać, a na to ekspedientka: „Jak dla niej, to mogą być te”. Potem żałowałem, że nie kupiłem najdroższych, jakie były, żeby pokazać tej kobiecie, że ma wielką wartość – kiwa głową ks. Damian. I dodaje: – Naszym zadaniem jest zapewniać człowieka: „Jesteś wartościowy. Jesteś wart Krwi Jezusa”.

Żywy charyzmat

Misjonarze Krwi Chrystusa często mówią, że ta Krew woła. Wyczuwają to i chcą dać właściwą odpowiedź. Właśnie zakończyło się w Częstochowie spotkanie wyższych przełożonych i delegatów Zgromadzenia Krwi Chrystusa z 20 krajów. W Polsce, gdzie zgromadzenie istnieje od roku 1981, takie spotkanie odbyło się po raz pierwszy.

– Musimy być wrażliwi na potrzeby otoczenia, musimy być darem w codzienności – mówi ks. Terenzio Pastore, włoski prowincjał zgromadzenia. W różnych środowiskach ma to różny wymiar. Gdy ks. Terenzio był proboszczem w Messynie na Sycylii, misjonarze uznali tam, że Jezus wzywa ich do przeciwstawienia się mentalności mafijnej. Wraz ze świeckimi stworzyli stowarzyszenie, którego celem jest promocja działań zgodnych z prawem. – Organizowaliśmy spotkania dla całego miasta, na których świadectwa składali ludzie, którzy przeciwstawili się mafii, i ci, którzy kiedyś z mafią współpracowali. Świadectwa dawali też bliscy osób, które poniosły śmierć z rąk mafii. Byli na nie zapraszani wszyscy, poczynając od dzieci w wieku szkolnym. Chodziło o pokazanie zła, jakie kryje się za rzeczywistością mafijną. W przypadku dzieci i młodzieży celem były edukacja i dostarczenie im alternatywnego wzoru postępowania, aby nie wyrastali z nich kolejni adepci mafii – opowiada prowincjał.

„Chciałbym mieć tysiąc języków, aby móc uwrażliwić innych na Krew Chrystusa” – mówił św. Kasper. Dziś mówi językami członków zgromadzenia, które założył. Oni sami są świadomi konieczności nasłuchiwania głosu Krwi Zbawiciela. Były generał zgromadzenia, ks. Barry J. Fischer, napisał: „Przyszedł czas, aby »zejść« z głowy, z intelektu i idei do serca, tam, gdzie te idee zostają przyjęte z pasją i gdzie rodzi się możliwość wcielenia w życie naszej duchowości i charyzmatu”.