Córa Jordanu

ks. Adam Pawlaszczyk

publikacja 28.10.2019 06:00

Duże połacie pustyni, kurz, upał i miejsca, w których Bóg spotykał człowieka. Jordania jest trudna, wymagająca i piękna. Nie da się jej nie pokochać.

Petra: jeden z cudów świata założony przez Nabatejczyków. Skarbiec Faraona jest jej wizytówką. KS. ADAM PAWLASZCZYK /FOTO GOŚĆ Petra: jeden z cudów świata założony przez Nabatejczyków. Skarbiec Faraona jest jej wizytówką.

Pustynia, pustynia, oddech. Pustynia, pustynia, oddech. Gdybym miał w jakikolwiek sposób „streścić” Jordanię, zrobiłbym to właśnie tak. Przemierzasz duże połacie pustyni po to, żeby znaleźć niewielki punkt wytchnienia. W podróży po niej towarzyszy mi nieustannie myśl o Izraelitach wędrujących do Ziemi Obiecanej. Zaczynam inaczej rozumieć to, że lud tracił cierpliwość.

Wąż wywyższony

Jordania to ziemia kurzu i pyłu. Jeśli po niej chodzisz, będziesz musiał go strzepnąć z butów, a nawet z całego ubrania. Brakuje w niej wody. – Jordańczycy radzą sobie z tym przez mocno wyspecjalizowany system pozyskiwania deszczówki – mówi oprowadzający mnie po Jordanii Fadi Abdullah. Nie dziwię się temu. Faktycznie, poza wysychającym o tej porze Jordanem i słonym Morzem Martwym trudno mi dopatrzyć się na mapie Jordanii jakiegokolwiek innego akwenu. A kurz unosi się wszędzie. Czasem nie jestem w stanie odróżnić go od mgły. Tak było i wtedy, gdy stanąłem na górze Nebo.

Góruje nad nią posąg. Wygląda jak krzyż z wyraźnie zaznaczoną postacią Ukrzyżowanego. Te skojarzenia są bardzo odpowiednie – jest to przecież pomnik węża umieszczonego przez Mojżesza na palu dla ocalenia ukąszonych. Wystarczy pod niego podejść, zrobić parę kroków w przód i przed oczyma mieć ten sam widok, który roztaczał się przed Mojżeszem. Jego sanktuarium na górze Nebo opiekują się franciszkanie z Kustodii Ziemi Świętej. Piękny, przestronny kościół jest jednocześnie skarbcem mozaik podłogowych. Wędrując po Jordanii, będę mógł się przekonać, że mozaiki to domena tego kraju.

Przekroczyć Jordan

Podobno święta Maria, zwana Egipcjanką, patronka pokutujących grzeszników, żałujących prostytutek i aktorów, bardzo wcześnie rozpoczęła życie rozpustne. Któregoś dnia usłyszała wewnętrzny głos, nakazujący jej udać się za Jordan, przekroczyć go. Tam znalazła ukojenie i nawrócenie. Takiego oczyszczenia, jak sądzę, poszukują ludzie, których spotykam nad zakolem Jordanu. Ubrani w białe szaty, kąpią się w wodzie. W tłumie można dostrzec mężczyznę, który wypowiada słowa modlitwy i zanurza w wodzie kobietę – również ubraną w białą, długą szatę.

„Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu” (J 1,28), napisał św. Jan Ewangelista. Czy to faktycznie Wadi al-Kharrar na wschodnim brzegu Jordanu? Jordańczycy podkreślają to na każdym kroku. To po „ich” stronie Jan Chrzciciel ochrzcił Jezusa. I jest to teza dziś uznana, odkrycia archeologiczne wskazują na to wyraźnie. Ruiny bizantyjskiego klasztoru, monumentalny kościół wybudowany na przełomie V i VI wieku i poświęcony Chrzcicielowi. Miejsce to było drugim punktem na mapie pielgrzymki Jana Pawła II do Jordanii. W tej właśnie okolicy powstaje wiele nowych kościołów, z których – jak słyszę i widzę – rzymskokatolicki ma być największy na całym Bliskim Wschodzie.

Oprócz kościelnych budynków interesuje mnie przede wszystkim codzienność katolików w tym muzułmańskim kraju: jak wyglądają wspólnoty parafialne, czym na co dzień żyją, jak prowadzone jest duszpasterstwo. Udaję się zatem do dwóch kościołów katolickich. Pierwszy znajduje się w Anjarze, drugi w Madabie.

Krwawe łzy Maryi

Anjara to niewielkie muzułmańskie miasto położone na wzgórzach Gilead, na wschód od doliny Jordanu. Jednym z pięciu miejsc, które odwiedził Jan Paweł II, było właśnie sanktuarium w Anjarze. Ojciec Jusuf Francis, kapłan z dziesięcioletnim stażem, zakochany w Ojcu Świętym z Polski („nie przypuszczam, żeby kiedykolwiek jeszcze pojawił się taki papież jak on” – twierdzi), wita nas niezwykle serdecznie. – Jezus przebywał w tym miejscu z Maryją – mówi. Z tej góry mogli oglądać całą Palestynę. Jezus wygłosił tu naukę na temat nierozerwalności małżeństwa. Kościół został zbudowany w 1925 roku, ale figura Matki Bożej, która się w nim znajduje, ma 200 lat. Kiedy 6 maja 2010 r. zapłakała krwawymi łzami, a po badaniach laboratoryjnych okazało się, iż z oczu figury Matki Bożej płynęła krew, Patriarchat Łaciński uznał nadprzyrodzony charakter tego wydarzenia. Od tamtej pory do sanktuarium napływa coraz więcej pielgrzymów. – Jak wygląda tutejsze życie parafialne? – pytam. – Parafia liczy około 50 rodzin – odpowiada ojciec Jusuf. – Prowadzimy szkołę, w której uczy się 150 dzieci, i sierociniec.

W podobnym tonie opowiada o duszpasterstwie katolickim w Jordanii ks. Firas Aridah. Człowiek petarda, temperamentny kapłan z Patriarchatu Łacińskiego Jerozolimy, wyświęcony w 2001 roku. Rozmawiamy w kościele Świętego Jana Chrzciciela w Madabie. Wspólnota parafialna, o której opowiada, liczy 9 tys. katolików. Mają cztery szkoły i przedszkole. Sytuację Kościoła rzymskokatolickiego w Jordanii ocenia pozytywnie: – Robimy wszystko, żeby świadczyć o wierze w naszym codziennym życiu, zwłaszcza w parafiach czy szkołach. Przyjmowaliśmy uchodźców, obecnie mamy w parafii 126 rodzin z Syrii. Są to rodziny katolickie, głównie obrządku chaldejskiego.

Zdaniem ks. Aridaha, Jordania jest najbardziej pokojowym krajem w tym regionie. – W zeszłym roku przybyło tu pół miliona pielgrzymów – mówi. – Mamy bardzo dobre relacje pomiędzy poszczególnymi Kościołami. Tu podkreślamy przede wszystkim, że wszyscy jesteśmy chrześcijanami.

Tajemnicza mapa

Madaba, gdzie zwiedzamy kościół, rozmawiając z ks. Firasem Aridahem, to miasto niezwykłe, prawdziwy skarbiec. Chociaż inne miasto odbiera od świata wyrazy podziwu i pełni rolę architektonicznej celebrytki, to w Madabie znajduje się coś prawdziwie cudownego.

Cerkiew Świętego Jerzego. Młoda kobieta przy wejściu bacznie przygląda się odsłoniętym ramionom kobiet i natychmiast podaje im szale, nie tłumacząc nawet, jak powinno się je zakładać. Światło, dużo światła, które odbija się od ikony świętego patrona i wielu innych świętych. Niewtajemniczonemu nie przyjdzie nawet do głowy, że postępując w kierunku ikonostasu, zbliża się do jednego z najcenniejszych zabytków świata – mozaikowej mapy, która dla Jordańczyków jest jak rodzaj najcenniejszego dziedzictwa określającego ich pozycję w świecie. Coś jak Mona Lisa Bliskiego Wschodu, choć nie jest nawet jakoś szczególnie piękna i zjawiskowa. To po prostu mozaika, a właściwie jej ocalały fragment. Obejmuje obszar od Libanu po Deltę Nilu i od wybrzeży Morza Śródziemnego po Pustynię Syryjską na wschodzie Jordanii. Fadi Abdullah opowiada o niej z ogromnym przejęciem. Ma świadomość, że mówi o jednym z najważniejszych zabytków swojego kraju. – Jordan wpada do Morza Martwego – opowiada. – Widać dwie ryby. Jedna z nich płynie w kierunku Morza Martwego, a druga stamtąd wraca. Spotykają się dokładnie w miejscu chrztu Jezusa. Czy to był przypadek? – pyta. I odpowiada natychmiast: – Oczywiście, że nie. Raczej podkreślenie szczególnego charakteru tego miejsca.

Oprócz ryb, mających zdaniem mojego przewodnika określać miejsce, w którym Jezus został ochrzczony, autor przedstawił: Morze Martwe z dwiema łodziami, szereg mostów łączących brzegi Jordanu, lwa polującego na stepach Moabu, Jerycho otoczone palmami, Betlejem i inne miejsca święte. W sumie 150 miejsc. To najstarsza mapa mozaikowa w historii sztuki, która stanowi jedno z cenniejszych źródeł używanych przez biblistów i archeologów do lokalizacji miejsc biblijnych.

Kamienny cud świata

W Drugiej Księdze Królewskiej Amazjasz, syn Joasza, „pokonał Edomitów w Dolinie Soli, w liczbie dziesięciu tysięcy, i zdobył w bitwie Selę, i nadał jej nazwę Jokteel” (2 Krl 14,7). Dolina Soli, jak tłumaczy komentarz w Biblii Tysiąclecia, to południowy kraniec doliny Morza Martwego, zaś Sela... to obecnie jeden z siedmiu cudów świata – Petra. Leży w południowo-zachodniej Jordanii, w skalnej dolinie, do której prowadzi jedna wąska droga wśród skał. Nazywana przez swoich założycieli, Nabatejczyków, „wielobarwną”, naprawdę budzi respekt. Petra stopniowo stawała się stałym osiedlem o charakterze miejskim. Że była trudna do zdobycia, to oczywiste. Stąd wczytuję się w ten fragment Księgi Królewskiej ze zdumieniem. Z takim samym, z jakim otwieram oczy na widok Skarbca Faraona, do którego prowadzi mnie Fadi, dopuszczając się lekkiej manipulacji dla zwiększenia efektu. Wygląda to tak: idziesz wśród różnobarwnych skał, na których słoneczne promienie malują arcydzieła. Dostajesz zawrotu głowy od patrzenia we wszystkich kierunkach naraz. Nagle słyszysz polecenie: „Spójrz tam!”. Patrzysz więc gdzieś wysoko do góry. Przewodnik mówi, byś zamknął oczy. Robisz to. Każe ci odwrócić głowę i je otworzyć. I wtedy, pomiędzy dwoma skalnymi urwiskami, dostrzegasz to. Budynek wykuty w skale, jakiego nigdzie indziej nie uświadczysz. Al-Chazna.

Mieszając się w tłum zwiedzający Petrę, w stada osłów, wielbłądów i koni, nieustannie nagabywany przez Beduinów, myślę tylko o jednym: to trzeba było przeżyć. Zobaczyć, zmrużyć oczy od oślepiającego, odbitego od różnobarwnych skał światła słonecznego, dotknąć. Tego świata starego i starożytnego, w którym losy ludzi i kultur splatały się ze sobą i do dzisiaj pozostały nierozerwalne.