Wychowywał go gangster. Został księdzem

Joanna Jureczko-Wilk

publikacja 16.10.2019 16:14

Do Jezusa doprowadził go szef nowojorskiego gangu. O tym, jak Bóg prostował to, co zaplątane i leczył to, co chore opowiadał w warszawsko-praskiej katedrze ks. Rene-Luc.

Wychowywał go gangster. Został księdzem Joanna Jureczko-Wilk /Foto Gość Ks. René-Luc (na zdjęciu z prawej) opowiadał swoje świadectwo w bazylice katedralnej św. Michała Archanioła i św. Floriana na Pradze.

Z dawnego życia pozostały tylko miłość do sportu i motocykli. Ale tego, że inne rzeczy przeminęły, francuski kapłan ks. René-Luc nie żałuje.

Była w nim bieda, porzucenia, przemoc, była miłość bez miłości i istnienie bez Boga. Był też cud, że jego młoda matka nie uległa namowom i wbrew całemu światu postanowiła go jednak urodzić. Dzięki tej decyzji może teraz jeździć po świecie i opowiadać niezwykłą historię swojego nawrócenie. Tego, że Bóg nikogo nie przekreśla, cierpliwie czeka na najmniejszy odruch serca, "puka" w nie różnymi wydarzeniami i okazjami, aż się do Niego zwróci.

15 października ks. René-Luc opowiadał swoje świadectwo w bazylice katedralnej św. Michała Archanioła i św. Floriana na Pradze. Urodził się na południu Francji. On, jego dwie siostry i dwaj bracia mają trzech ojców.

- Rozszerzone, patchworkowe rodziny to we Francji zjawisko już prawie powszechne - mówił kapłan. Kiedy po urodzeniu dwóch braci, małżeństwo jego matki się rozpadło, od razu weszła w kolejny związek. Urodził się Lulu (ks. René-Luc), a potem jeszcze dwie dziewczynki. Ten związek również nie przetrwał.

- Znałem tylko nazwisko mojego ojca i zawód, jaki wykonywał. Nigdy nie uznał mnie ani sióstr za swoje dzieci. To było dla nas bardzo bolesne - wspominał kapłan.

Wychowywał go gangster. Został księdzem Kolejny mężczyzna, jaki pojawił się w życiu matki, na początku wydawał się bardzo ciepły i ojcowski. Wkrótce okazało się, że jest gwałtowny, krzyczy, potrafi uderzyć i nie tylko. Kapłan do dzisiaj pamięta ten strach, gdy wiózł do szpitala matkę ranioną nożem w brzuch. Ojczym trzymał w szafce pistolet i był poszukiwany przez policję. Dwaj starci bracia nie wytrzymali tego napięcia i wyprowadzili się do swojego biologicznego ojca.

- W wieku 13 lat stałem się głową rodziny, opiekunem matki i sióstr, ich obrońcą przed przemocą ojczyma - mówił gość z Francji. - Ojczym siedział w więzieniu, a gdy wyszedł było jeszcze gorzej. W końcu mama schroniła się w szpitalu, a ja z siostrami znaleźliśmy się w sierocińcu. Ojczym przed naszym domem popełnił samobójstwo.

A potem nastał czas burzliwego dorastania. René-Luc uciekał z domu, imprezował z kolegami i coraz bardziej zbliżał się do świata przestępczego. Przerażona matka robiła mu wymówki. - Nienawidziłem ojczyma, bo śmiał podnieść rękę na matkę, ale któregoś dnia ja sam tak się wobec niej zachowałem, krzycząc żeby zostawiła mnie w spokoju - wyznał kapłan.

I wtedy trafił na wykład protestanckiego pastora, który przed nawróceniem był szefem nowojorskiego gangu. W jego świadectwie odnalazł własne przeżycia.

- Podczas modlitwy coś działo się w moim sercu, zacząłem płakać. Zrozumiałem, że Jezus nie jest postacią z zamierzchłych czasów, że potrafi skruszyć kajdany, naprawić to, co zostało zepsute, przebacza grzesznikowi. Chciałem poznać Jezusa - wspomina początki procesu swojego nawrócenia.

W czerwcu 1980 r. pojechał z pielgrzymką do Lourdes i przy tamtejszej grocie całkowicie powierzył swoje życie Bogu. Po latach okazało się, że w tym czasie, przy tej samej grocie klęczał człowiek, modląc się o odnalezienie syna.

Kilka lat później ten mężczyzna, z pochodzenia Niemiec, dawny żołnierz Legii Cudzoziemskiej, zadzwonił do ks. René-Luca, przedstawiając się jako jego biologiczny ojciec. Okazało się, że matka miała krótki romans, którego owocem był właśnie Lulu.

Była młoda, miała już dwóch synów, właśnie rozstała się z ich ojcem, a rodzina nie zaakceptowała kolejnej ciąży, w dodatku z obcokrajowcem, pijakiem, który zdążył już zniknąć.

- Byłem dzieckiem, którego miało nie być. Dziadkowie mówili: "To dziecko będzie całe życie nieszczęśliwe". A czy my wiemy, co wyrośnie z maleństwa noszonego pod sercem kobiety: może artysta, muzyk, a może ksiądz? - pytał retorycznie.

 Szansę na urodzenie otrzymał dzięki wsparciu pewnej kobiety, która przyjęła pod swój dach zagubioną, ciężarną matkę z dwójką dzieci. Zaopiekowała się nią, dała wsparcie także po porodzie.

- Wtedy w Lourdes podpisałem Bogu czystą kartkę i zgodziłem się, żeby to On wypełnił ją treścią. Pozwoliłem, by wyleczył rany mojego życia. Teraz w każdej sytuacji mówię: "Jezu ufam Tobie" - mówił ks. René-Luc w warszawsko-praskiej katedrze.

Jest kapłanem od 27 lat. Prowadzi szkołę ewangelizacji i jest duszpasterzem młodych w parafii, w której kiedyś wysłuchał wykładu nawróconego, byłego szefa gangu.