Pomieszanie z poplątaniem

Marcin Jakimowicz; GN 38/2019

publikacja 17.10.2019 06:00

Wybierz sobie płeć, partnera, dziecko, wyznanie, datę śmierci. Zmień to, jak zmieniasz smartfona czy konto bankowe. Jesteś totalnie wolny, pamiętaj!

Pomieszanie z poplątaniem istockphoto

Hitem internetu jest filmik, w którym 35-letni Benjamin Aaron Shapiro, znany za oceanem komentator polityczny, pisarz, prawnik i dziennikarz żydowskiego pochodzenia, rozmawia z feministką o tym, czy tożsamość płciowa jest niezależna od płci biologicznej. – Nie jesteś mężczyzną jedynie dlatego, że tak myślisz. To nie zależy od twojej opinii. Twierdzenie, że płeć lub tożsamość jest płynna, nie jest prawdziwe – opowiada redaktor naczelny portalu The Daily Wire. I dodaje:– Nie odmawiam ci człowieczeństwa, ale mówię, że nie jesteś tej płci, którą sobie wybrałaś. Jesteś stuprocentowym człowiekiem, ale jeśli zamierzasz mi narzucać, że muszę udawać, że mężczyźni są kobietami, a kobiety mężczyznami, to nie mogę się na to zgodzić. Nie będę modyfikował podstaw biologii, ponieważ zagrażają one twojemu subiektywnemu odczuciu. Przez całą historię ludzkości chłopiec oznaczał chłopca, a dziewczyna dziewczynę. Jeśli nazwę cię łosiem, czy to znaczy, że staniesz się łosiem?

Ponieważ studentka nie dawała za wygraną, Shapiro zapytał: – Ile masz lat? – 22 – odpowiedziała. – A dlaczego nie 60? Z jakiego powodu nie możesz się identyfikować jako 60-latka? (dziewczynę zamurowało). – A przecież wiek jest znacznie mniej istotny niż tożsamość płciowa. Nie możesz w magiczny sposób zmienić swojej płci. Nie możesz magicznie zmienić swojego wieku.

Żyjemy w czasach, gdy wszystko staje się umowne.

Nazywaj rzeczy po imieniu

Mocny reflektor oświetlał Marcina Konika, który grał Boga. A siedzący na wózku inwalidzkim Bóg stwarzał w Siemiatyczach, Krynkach i Orli świat. Oddzielał światło od ciemności, dzień od nocy, wody ponad sklepieniem od wód pod sklepieniem.

Przez kilka dni mocny reflektor oświetlał słowo „oddzielenie”. Sporo o tym rozmawialiśmy w czasie wojaży po Podlasiu, na które krakowska ekipa teatru Exit przyjechała z poruszającym spektaklem „Genesis”.

Na scenie falował ocean. W głębinach nurkowały morskie potwory. „I stała się światłość. Bóg, widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności. I nazwał Bóg światłość dniem, a ciemność nazwał nocą”. A zaraz potem: „Bóg oddzielił wody pod sklepieniem od wód ponad sklepieniem”.

I tak dalej. Dzień po dniu. Oddzielanie i nazywanie. Słuchałem słów pierwszej biblijnej księgi i bardzo mnie dotykały. Dzień był dniem, noc nocą. Wszystko precyzyjnie oddzielone, nazwane. Taki był pierwotny, czysty zamysł Stwórcy.

Nie wszystko jedno!

– Zadałem sobie kiedyś pytanie, który cytat z Pisma Świętego jest dla mnie najważniejszy. I znalazłem: to opis pierwszego dnia stworzenia – opowiada Maciej Sikorski, reżyser „Genesis”. – „Bóg, widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności. I nazwał Bóg światłość dniem, a ciemność nazwał nocą”. Bóg rozdziela światłość od ciemności. Dzień od nocy. Dlaczego ten cytat jest dla mnie tak istotny? Przez kilkanaście lat tkwiłem po uszy w pomieszanej rzeczywistości New Age. W przestrzeni wymieszania, postmodernistycznego relatywizmu, w cieniu popularnego znaku yin-yang. W tym symbolu zło i dobro (biel i czerń) przedstawione są jako równoważne siły. To kłamstwo, bo jako chrześcijanie wierzymy w triumf dobra. Na białym polu znajduje się czarna kropka, na czarnym kropla bieli. To sugestia, że nie ma w tym świecie nic czystego, dobrego, niepokalanego, prawdziwego, ale w każdym dobru jest kropla zła (i odwrotnie). To nie jest prawda – nie ma wątpliwości Maciej Sikorski, który we wschodnich praktykach zanurzony był przez lata.

Doprowadziły go one do skrajnych wyborów. – Pomieszanie równoważących się rzeczywistości to świat, w którym nie ma grzechu. Po moim nawróceniu odkryłem nie tylko Bożą miłość, ale i to, że jest na świecie grzech. I jest on straszny, prowadzący do śmierci. Kiedyś wydawało mi się, że to postmodernistyczne pomieszanie jest fundamentem. Po nawróceniu zobaczyłem, jak ważne jest rozdzielanie rzeczywistości zła i dobra i nazywanie ich po imieniu. Żyjemy w świecie, w którym polityczna poprawność nie pozwala nam nazywać zła po imieniu. Wstydzimy się nazywać grzech grzechem, bo a nuż ktoś poczuje się dotknięty. Zło pozostaje jednak złem niezależnie od barwnej, miłej naklejki. Genesis – pierwsza księga Biblii – to fundament cywilizacyjny, wskazówka, drogowskaz. I jednocześnie odpowiedź na pytania i bolączki współczesnego człowieka. To czysty zamysł Stwórcy, który rozdzielał światy. Z tym nazywaniem rzeczy po imieniu jest jak z wychowaniem dziecka (wiem coś o tym, bo mam w domu kilkoro). Dziecko potrzebuje nazwania rzeczywistości po imieniu: to jest dobre, a to złe – opowiada Maciek Sikorski. – Zobacz, jak często dzieci przy filmach chcą się upewnić: „Tato, a on jest dobry czy zły?”. Dla nich to oczywiste kryterium. Co robimy z ich czystym, niewinnym światem? Burzymy go na starcie, dając im do rączek obrzydliwe zabawki Monster High rodem z horroru, ubierając te maluchy w koszulki z trupimi czaszkami i już na starcie burząc granice między pięknem a brzydotą, dobrem a złem.

A jakie to ma znaczenie?

Żyjemy w świecie przemieszania, zlewania się wartości, pojęć. Wszechobecnego relatywizmu.

Ewangelizacja na rynku jednego z obleganych przez turystów letnisk. Młodzi ludzie rozdają ulotki zapraszające na spotkanie swojej wspólnoty. – Z jakiego Kościoła jesteście? – pytam (nie osądzam, nie atakuję, jestem po prostu ciekawy). – A jakie to ma znaczenie? – słyszę. Dla mnie ma. Spore.

To „a jakie to ma znaczenie?” stało się współczesną mantrą. Symbolem politycznej poprawności, rozmycia. Ostrego obrazu, który traci wyraźne kontury.

Tożsamość nie ma znaczenia? Od kiedy? Podcinający swe korzenie, chorujący na zanik pamięci Stary Kontynent popełnia zbiorowe samobójstwo. Pierre Manent, filozof związany z paryską Wyższą Szkołą Nauk Społecznych, nie owija w bawełnę: „Błąd Europy polega na tym, że odcięła się od swej przeszłości związanej z chrześcijaństwem i uznała, że każdy może dowolnie określać własną tożsamość. Ale podejmując taką decyzję, de facto podjęła inną – że tak naprawdę nie będzie istnieć”.

Rozdzielenie

Stwórca rozdzielał światy, rzeczywistości i nazywał je po imieniu. Postmodernizm, podając w wątpliwość wszelkie systemy wartości jako arbitralne i determinujące człowieka, zaraził nas wirusem relatywizmu. Pułapkę tę można przyrównać do sytuacji, gdy ktoś w sklepie z telewizorami próbuje oglądać kilka programów naraz. Młode pokolenie jest bombardowane tysiącami sprzecznych ze sobą informacji. W efekcie traci punkt odniesienia, a jego duchowy GPS głupieje. Zacierają się granice, nie istnieją trwałe, jednoznaczne zasady i wartości, a wszystko zależne jest od punktu widzenia i subiektywnego rozeznania. Czy młodzi wierzą jeszcze w istnienie jednej, niezmiennej prawdy? Nie – wynika jasno z sondaży. Choć ponad połowa polskich nastolatków twierdzi, że wiara jest dla nich ważna, jedynie jedna piąta wierzy w to, że istnieje prawda absolutna.

To biblijne „oddzielenie” jest niezwykle istotne. Namiot, w którym Izraelici spotykali się z Bogiem, był oddzielony – stał poza obozem.

– Pierwotnie przymiotnik „święty” (­qadosh) oznaczał coś, co zostało oddzielone, odseparowane. Bóg jest „oddzielony”, inny, zupełnie inny. Zapominając o tej prawdzie, moglibyśmy narazić się na niebezpieczeństwo przekroczenia Jego granicy – opowiada Johannes Hartl z Domu Modlitwy w Augsburgu.

Są rzeczywistości pewne, stałe, nienaruszalne. Niektórych rzeczy nie robi się na próbę. Pamiętam, jak o. Mirosław Pilśniak, pracujący od lat z młodymi przygotowującymi się do małżeństwa, zżymał się, gdy słyszał od nich w kancelarii: „Jesteśmy trochę zagubieni, nie wiemy, co mamy teraz załatwiać, bo my dopiero pierwszy raz…”. – Ten pozornie niewinny żarcik ma rozładować napięcie, ale on gdzieś w tle niesie w sobie coś bardzo groźnego, otwiera pewną furtkę – opowiadał dominikanin. – Strasznie się spinam, gdy słyszę to hasło. Dla nich rozwód jest po prostu jedną z opcji. Na wypadek gdyby „nie wyszło”. Oni dali sobie wmówić coś takiego, że jeśli małżeństwo się nie udaje, to pozostaje rozwód.

Ten relatywizm dotyka nie tylko zmian kulturowych, procesów społecznych, ale i medycyny, psychologii czy genetyki. Dziś rano przeczytałem: „Dzieci skarżące się, że żyją w »nie swoim ciele«, zbyt szybko diagnozuje się jako cierpiące na dysforię na tle tożsamości płciowej, podczas gdy psychiatryczna analiza pomija szereg innych czynników” – nie ma wątpliwości David Bell, znany brytyjski psychoanalityk i psychiatra, konsultant w Klinice Tavistock w Londynie i były prezydent Brytyjskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego. „W efekcie coraz więcej młodych pacjentów kieruje się na zmianę płci, a przecież źródłami zaburzeń mogą być zupełnie inne czynniki i doświadczenia, takie choćby jak traumatyczne przeżycia czy autyzm. Liczba pacjentów kliniki GIDS wzrosła z 94 w 2010 roku do 2519 w roku 2018, a placówkę opuściło kilkudziesięciu pracowników zaniepokojonych tym, że nagminnie stosuje się w niej terapię hormonalną wobec dzieci, traktując »zmianę płci« jako panaceum na wszelkie zaburzenia natury psychicznej” – uzupełnia.

Bez barykad

„Nazywaj rzeczy po imieniu, a zmienią się w okamgnieniu” – śpiewał Adam Nowak z Raz, Dwa, Trzy. Potępiający, nazywający grzech po imieniu Stwórca nigdy nie przekreśla uwikłanego weń człowieka. Ta operacja wymaga chirurgicznej precyzji. Bóg, odrzucając grzech, kocha pogrążonego w nim człowieka.

– Mała siostra Magdalena nie odwracała się plecami do grzeszników, ludzi poszukujących, nie oceniała ich, nie krytykowała, nie wznosiła barykad. Była otwarta, z zaufaniem przyjmowała tych ludzi, pacyfikując przy okazji ich serca. Co wcale nie znaczyło, że nie nazywała zła po imieniu! Zresztą w naszych konstytucjach czytamy, że mamy opowiadać się po stronie prawdy ze sprawiedliwością, ale – uwaga — z pełną akceptacją człowieka – słyszałem przed dwoma miesiącami od Małych Sióstr Jezusa w Częstochowie.

„Jezus szedłby z nami” – czytałem na transparencie marszu środowisk LGBT w Katowicach. Pewnie i tak. Kocha człowieka. Zna jego zranienia i tęsknoty. Co wcale nie znaczy, że nie nazywałby rozwiązłości rozwiązłością, szyderstwa szyderstwem, a grzechu grzechem. Uwalniając osaczoną przez pobożnych, wypchniętą na środek placu prostytutkę, nie powiedział: „Nie masz grzechu. Wracaj do domu”. Powiedział: „Nie grzesz więcej”. A to nazwanie rzeczy po imieniu było uwalniające.