Misja w kraju sioguna

Jakub Jałowiczor; GN 37/2019

publikacja 14.10.2019 06:00

„Z powodu nienawiści do wiary katolickiej niektórzy przybysze z Europy oczernili jezuitów przed władcą Japonii, a ten we wszystko uwierzył” – alarmował w 1615 r. o. Matteo Adami w liście do przełożonych zakonnych.

Japońscy katolicy być może będą mieli kolejnego orędownika w niebie, ponieważ Stolica Apostolska pozwoliła na ponowne otwarcie procesu beatyfikacyjnego o. Matteo Adamiego SJ. KIMIMASA MAYAMA /EPA/pap Japońscy katolicy być może będą mieli kolejnego orędownika w niebie, ponieważ Stolica Apostolska pozwoliła na ponowne otwarcie procesu beatyfikacyjnego o. Matteo Adamiego SJ.

Przez fałszywe oskarżenia niektórych Anglików i Holendrów, bez dochodzenia prawdy, zakazał we wszystkich swoich włościach naszej świętej wiary, rozkazując ponadto, by wszyscy z naszego Towarzystwa wyjechali do Makao albo na Filipiny – pisał włoski zakonnik. W liście z 1624 r. wyliczał przypadki męczeństwa z ostatniego czasu: małżonkowie z Sendai wrzuceni zimą do rzeki, a później prowadzeni przez miasto, o. Diogo Carvalho, także wrzucony do lodowatej wody, dwa małżeństwa spalone żywcem, 32 wiernych z miast Akita i Semboku… To ostatni zachowany list o. Adamiego, choć żył on jeszcze kilka lat. Ostatecznie w 1633 r. razem z pięcioma innymi jezuitami został skazany na torturę zwaną curuszi.

O jednego boga za dużo

Początek jezuickiej misji w Japonii zapowiadał się zupełnie inaczej. Święty Franciszek Ksawery dotarł tam w 1549 r. Podczas gdy Chiny okazały się dla niego niedostępne, Japończycy chętnie przyjmowali wiarę chrześcijańską. „Są oni najlepszą rasą wśród dotychczas odkrytych i sądzę, że między narodami niechrześcijańskimi nie byłoby łatwo znaleźć im równych” – pisał misjonarz. „Godni podziwu w stosunkach towarzyskich, posiadają zdumiewające poczucie honoru, który cenią ponad wszystko (…). Rzadko słyszy się przekleństwa, a gdy przysięgają, to na słońce. Znaczna część ludzi umie czytać i pisać (…). Najsurowiej potępiają kradzież i w ich kraju mało jest rozbójników. Są to ludzie dobrej woli, bardzo towarzyscy i chętni do nauki. Lubią słuchać rozmowy o sprawach Bożych”.

Pod koniec XVI wieku w Kraju Kwitnącej Wiśni mieszkało już 300 tys. wyznawców Chrystusa i ich liczba ciągle rosła. W 1582 r. Japonia stała się jezuicką wiceprowincją. Pracę misyjną prowadzili tam zakonnicy z Włoch i Portugalii. Problemy zaczęły się w czasach rządów Toyotomiego Hideyo­shiego. Ten przywódca wojskowy zjednoczył kraj, pokonując lokalnych konkurentów. Pod koniec życia zaczął ponoć domagać się boskiej czci. Rzeczywiście, po śmierci w 1598 r. został uznany za kami, co jest szintoistycznym określeniem bóstwa lub ducha. W Kioto wzniesiono na jego cześć świątynię, obok której stoi kopiec, w którym umieszczono 38 tys. nosów odciętych zabitym na wojnie Koreańczykom.

Samobójcza misja

W 1587 r. japoński przywódca nakazał misjonarzom opuścić kraj. 10 lat później skazał na śmierć krzyżową 26 chrześcijan, wspominanych dziś jako męczennicy z Nagasaki. Śmierć Toyotomiego nie zakończyła prześladowań. Mimo to w 1611 r. Kraj Kwitnącej Wiśni stał się pełnoprawną jezuicką prowincją, a w 1614 r. liczbę chrześcijan szacowano tam na 400 tys. osób mających za duszpasterzy 140 (lub 115 według innych źródeł) jezuitów, 26 franciszkanów, 9 dominikanów i 4 augustianów. Jednak w tym samym roku siogun Tokugawa Hidetada wprowadził nowe antychrześcijańskie prawo. Nakazał wyznawcom Chrystusa apostazję, a tych, którzy byli panami feudalnymi, zmusił do samobójstwa. Spalił chrześcijańskie książki i skazał na śmierć 55 osób. Jego syn, siogun Tokugawa Iemitsu, także żył w sposób daleki od chrześcijańskich zasad. Jako nastolatek praktykował shudo, jak w Japonii nazywano homoseksualny związek starszego samuraja z młodszym. Prześladowania z czasów Iemitsu zablokowały rozwój wiary w Japonii na niemal dwa wieki. W czasach o. Adamiego misjonarz jadący do Kraju Kwitnącej Wiśni wiedział, na co musi być gotowy.

Kolegium w Makao

Giovanni Matteo Adami urodził się w Mazzarze (Mazara del Vallo) na Sycylii w 1576 r. Pochodził ze szlacheckiej rodziny. Dzięki temu mógł zostać wysłany do Rzymu, gdzie członkowie jego rodu pełnili ważne funkcje na dworach tamtejszych dostojników. Mając 19 lat, Matteo wstąpił do zakonu jezuitów. Studiował w Rzymie i portugalskiej Coimbrze, gdzie nauczył się przydatnego na misjach języka portugalskiego. Przyjął święcenia kapłańskie i z portu w Lizbonie wyruszył do Goa w Indiach, a stamtąd do Chin. W znajdującym się w Makao jezuickim kolegium Madre de Deus uczono się chińskiego i japońskiego, a także filozofii i teologii oraz przedmiotów artystycznych. „Sycylijczyk, urodzony w mieście Mazara, 27 lat, od 9 lat w Towarzystwie, w pełni sił. Skończył studiować filozofię. Teraz idzie na czwarty rok teologii” – taka lakoniczna notka na temat Adamiego zachowała się w archiwach uczelni.

W 1604 r. Adami dotarł do Japonii. W Nagasaki złożył śluby czystości, ubóstwa, posłuszeństwa przełożonym zakonnym oraz posłuszeństwa papieżowi. W Omura na wyspie Kiusiu doskonalił miejscowy język, korzystając z gościnności Tanaki Yoshimasy, dowódcy wojskowego zaprzyjaźnionego z jezuitami. W pięknie położonym domu oprócz sycylijskiego zakonnika mieszkał jeszcze brat z Japonii Yama Jan oraz 14 innych osób. Prowadzenie pracy misyjnej okazało się możliwe. W ciągu jednego roku o. Adami przyprowadził do Kościoła 3 tys. osób. W czasie trwania jego misji liczba chrześcijan w okolicy wyniosła 5 tys. Jednak prawo z 1614 r. zmusiło go do powrotu do Makao. Deportowany został także Yama Jan. To wtedy o. Adami wysłał list, w którym opisywał czarną propagandę, która doprowadziła do wyrzucenia zakonników z Japonii. Krytykował także to, co działo się w kolegium w Makao. Jak pisał do przełożonych, wychowankowie uczelni trzymali się w grupkach według swoich narodowości, tracili ducha misyjnego i nieraz w ogóle nie docierali do Japonii. Po 4 latach banicji o. Matteo Adamiemu udało się wrócić do Japonii.

Tortura jamy

Przez kilkanaście lat prowadził działalność misyjną w różnych rejonach kraju. Od 1620 r. pracował razem z Yamą Janem, który także dotarł z powrotem do ojczyzny. Kiedy w danym mieście wybuchały prześladowania, jezuici przenosili się w inne. W 1629 r. Yama Jan został schwytany i skazany na karę śmierci, którą wykonano w 1633 r. Z kolei o. Matteo w 1632 r. udało się uciec przed aresztowaniem. Później został jednak wydany przez człowieka, u którego gościł. W październiku razem z 3 braćmi z Japonii i 2 z Portugalii skazano go na curuszi, czyli torturę jamy. Zakonników związano, pozostawiając wolną prawą rękę, za pomocą której mieli dać znak, gdyby wyparli się wiary. Następnie wykonano im nacięcie na skroniach i spuszczano na linie głową w dół do wąskiego dołu, na którego dnie znajdowały się fekalia. Skazańcy czuli ogromny ból głowy, ale rana sprawiała, że nie umierali z powodu wylewu krwi do mózgu. Po 4 lub 5 godzinach tortury o. Christóvão Ferreira, który był miejscowym prowincjałem jezuitów, dokonał apostazji. Wyciągnięto go z dołu i darowano życie. Później doradzał lokalnym władzom, udzielając im informacji na temat chrześcijaństwa. Możliwe, że pod koniec życia odwołał apostazję i poniósł za to śmierć, ale nie zostało to udowodnione. Pozostali zakonnicy zostali męczennikami. Najpierw zmarli bracia z Japonii, po nich o. Adami, a na końcu, po niemal 9 dniach nieprzerwanej tortury, Portugalczyk o. Antonio de Sosa.

Proces beatyfikacyjny sycylijskiego jezuity toczył się początkowo w Makao. Później został z niewiadomych powodów przerwany. Podobne problemy, związane z brakiem dokumentów i prawdopodobnie zawirowaniami politycznymi, dotyczą zresztą innych jezuickich męczenników z tego okresu, w tym o. Wojciecha Męcińskiego, który nie wyparł się wiary, choć Japończycy męczyli go przez pół roku. W sierpniu 2019 r. Stolica Apostolska zezwoliła jednak biskupowi Mazara del Vallo na ponowne otwarcie procesu. Być może więc o. Matteo Adami zostanie w końcu ogłoszony błogosławionym.