Na stos! - św. Joanna D'Arc

Jacek Dziedzina

publikacja 08.07.2010 09:13

Czy Bóg kocha Anglików? – pytali podstępnie oskarżyciele Joannę d’Arc. – Bóg miłuje króla Francji i chce, by Anglicy opuścili jego królestwo – odpowiadała bystra dziewczyna. Czy jej historia to namacalny dowód na bezpośrednią ingerencję Boga w dzieje ludzkości?

Na stos! - św. Joanna D'Arc Roman Koszowski /Foto Gość Kaplica, w której modliła się św. Joanna

Spaliliśmy świętą! – krzyczał lud zebrany w Rouen, gdy konająca w płomieniach Joanna prosiła Boga o przebaczenie dla jej oprawców. Opis tej sceny znajduję w pożółkłej i poszarpanej przez czas broszurce z początku XX wieku, zawierającej kazania pewnego monsignora z Orleanu.

Stoję już dłuższą chwilę przy straganie ze starymi książkami na centralnym placu francuskiego miasta, tuż pod pomnikiem bohaterki narodowej wjeżdżającej triumfalnie na koniu. Monsignor z broszury przemawiał w trakcie procesu beatyfikacyjnego Dziewicy Orleańskiej. Wtedy – na przełomie XIX i XX wieku – męczennica z XV stulecia przeżywała prawdziwy renesans popularności i wpłynęła znacząco na ożywienie patriotyczne. Kim dzisiaj dla Francuzów jest jedna z najbardziej legendarnych i fascynujących w ich historii postaci?

Święta z antykwariatu

Na pierwsze ślady sprawy Joanny trafiamy niespodziewanie… w Lisieux, gdzie depczemy po piętach świętej późniejszego pokolenia i zupełnie innego znaczenia dla Kościoła. Katedrę, w której kilka wieków później o nawrócenie grzeszników będzie modlić się Tereska, niedługo po procesie Joanny obejmuje jej główny oskarżyciel, biskup Pierre Cauchon Beauvais.

To jego determinacja i wsparcie Anglików, którym sprzyjał, doprowadziły do finału jeden z najbardziej kontrowersyjnych procesów o herezję tamtych czasów: w Rouen spalono dziewczynę, która twierdziła, iż sam Bóg polecił jej przekazać prawowitemu następcy tronu, że to do niego należy panowanie we Francji. Rouen, czarujące miasto w Górnej Normandii, zaczynamy poznawać od wzgórza, z którego rozciąga się imponująca panorama. Łatwo dostrzec wieże katedry, uwiecznionej w wielu znanych interpretacjach Claude’a Moneta.

Na stos! - św. Joanna D'Arc   Roman Koszowski /Foto Gość Katedra w Orleanie Przywozi nas tu emerytowany inżynier Etienne Couture. Mieszka w okolicach pobliskiego Gournay, gdzie znany jest m.in. jako wielbiciel Joanny d’Arc. Prawdę mówiąc, nie sądziłem, że spotkam kogokolwiek, kto ma jakieś większe nabożeństwo do tej postaci. Owszem, to ciągle patronka Francji, ale kojarzy się bardziej z walecznym patriotyzmem i narodową dumą, mniej zaś z duchowymi uniesieniami i teologicznym zmysłem św. Teresy z Lisieux.

I tak naprawdę, mimo wielu pomników Dziewicy Orleańskiej i ulic na jej cześć, trudno mówić o kulcie rozumianym jako wiara w modlitwę wstawienniczą świętego. Potwierdza to nawet Jean Bastaire, autor książki „Dla Joanny d’Arc”, którą dostaję od Etienne’a w swoich medytacjach historiozoficzno-teologicznych ubolewa wyraźnie nad brakiem wpływu wielkiej świętej na młode pokolenie. „Brutalnym faktem jest – pisze Bastaire – że Joanna wydaje się należeć do przeszłości. Jest wyobrażeniem najbardziej wzniosłych i poruszających spraw w naszej narodowej historii. Ale dzisiaj odstawiana jest raczej do sklepów z antykami. Nie dociera do duszy młodych, nie ma dla nich żadnego przesłania”.

Od Joanny do Faustyny

Etienne jest najprawdopodobniej jednym z niewielu żyjących jeszcze pasjonatów Joanny. I, co najciekawsze, nie jest to tylko nabożeństwo bogoojczyźniane. – Miałem 14 lat, kiedy rozwiedli się moi rodzice – mówi emerytowany inżynier. Stoimy w centrum Rouen, przy kościele św. Joanny d’Arc, wybudowanym w miejscu, gdzie spalono dziewicę. – To był dla mnie straszny okres: odczuwałem rozdarcie i bunt. Wtedy trafiłem na sztukę o Joannie d’Arc.

Nie wiem dlaczego, ale nagle stała mi się bardzo bliska, czułem, że daje mi siłę, by przejść dzielnie przez życiowe zawirowania – opowiada Etienne. – Widziałeś w kościele jakieś ogłoszenie o synodzie biskupów? Zaczyna się za tydzień, a nie ma ani słowa o tym – mówi wyraźnie wzburzony. – Tak to u nas jest – w takie wydarzenia nie angażuje się wszystkich wiernych – dodaje. Nie ukrywa dezaprobaty dla postawy wielu biskupów francuskich. Jego zdaniem, to także ich wina, że kult Joanny d’Arc nie jest pielęgnowany.

Podobnie jak kult innych, bliższych naszej epoce świętych. – Kilkanaście lat temu mieliśmy z żoną wypadek samochodowy. Ona zginęła. Ja znalazłem się w szpitalu, miałem dużo czasu na czytanie. W jednej z gazet trafiłem na zdjęcie obrazu, którego nigdy wcześniej nie widziałem – Jezusa Miłosiernego. Dotarłem do „Dzienniczka” św. Faustyny i zacząłem pytać samego siebie: dlaczego wcześniej o tym nie słyszałem – opowiada Etienne. To dzięki jego staraniom w małym wiejskim kościele w pobliżu Gournay zawisnął wizerunek Jezusa według wizji siostry Faustyny. Nie ukrywa, że Joanna d’Arc, choć to święta z zupełnie innej „bajki”, była pierwszym etapem jego duchowych poszukiwań, w których dotarł także do Faustyny.

Tuż obok kościoła św. Joanny d’Arc znajduje się muzeum patronki Francji. Ulica na jej cześć, liczne pamiątki w okolicznych kramikach wskazywałyby raczej na jej nieustanną popularność. Podobnie jak odbywający się w ostatni weekend maja festiwal na jej cześć. Większość tych imprez ma jednak przede wszystkim charakter turystyczny i rozrywkowy, co tylko dodaje uroku i tak pięknemu miastu. Nie ma jednak kolejek do wieży, w której Joanna była więziona, torturowana i przesłuchiwana.

Świętość czy polityka?

Proces, jaki wytoczono nastoletniej dziewczynie, formalnie dotyczył herezji, w rzeczywistości jednak miał charakter polityczny. W 1429 roku niemal cała północna i częściowo południowa Francja znajdowała się pod kontrolą Anglików i sprzymierzonych z nimi Burgundczyków. Karol VII był właściwie prawowitym następcą tronu po niezdolnym do rządzenia z powodu szaleństwa ojcu, Karolu VI. Anglikom do szczęścia brakowało m.in. zdobycia Orleanu, który pozostawał jedynym dużym miastem na północy pod kontrolą Francuzów wiernych królowi. Joanna, jak zeznała podczas procesu, już w wieku 12 lat, usłyszała pierwsze głosy, które miały pochodzić od św. Michała Archanioła, św. Katarzyny i św. Małgorzaty.

Zdarzenia miały miejsce w pobliżu domu rodzinnego Joanny i kościoła parafialnego w Domrémy. Głosy, twierdziła dziewczyna, były jednoznaczne: Bóg domaga się ustąpienia Anglików z ziem francuskich i koronowania Karola VII na króla Francji. Po wielu trudnościach młodej dziewczynie udaje się przekazać osobiście te rewelacje samemu zainteresowanemu. Już wtedy zaczęła ubierać się w męskie stroje, co potem stanie się jednym z przedmiotów oskarżenia. Karol VII był ponoć pod ogromnym wrażeniem dziewczyny i jej waleczności. Joanna domagała się od króla, by mimo druzgocących porażek i powszechnej rezygnacji, nie zaprzestał odpierania Anglików.

Zażądała również pozwolenia na uczestnictwo w wyprawie, której celem było wyzwolenie Orleanu. W każdym razie jej siła przekonywania musiała być ogromna, skoro król zgodził się jej powierzyć dowodzenie. Tutaj akurat istnieją różne wersje: niektórzy przypisują Joannie raczej moralne przywództwo i zagrzewanie do walki niż rzeczywiste dowodzenie działaniami zbrojnymi. Faktem natomiast jest, że to jej determinacja doprowadziła do zdobycia Orleanu. Udało się jej też dotrzeć z Karolem do Reims, gdzie doszło do koronacji (zgodnie z tradycją). Ale już w Compiègne Joanna została schwytana. Ani jej rodzina nie miała pieniędzy na wykup, ani, o dziwo, sam Karol nie zabiegał o jej uwolnienie.

Proces był dość tendencyjny i przeprowadzony ze złamaniem wielu zasad kościelnych. Zadawano jej również serie podchwytliwych pytań, na przykład, czy znajduje się w łasce Bożej. „Jeżeli nie jestem, Bóg może mi jej udzielić, a jeżeli jestem, Bóg może mnie w niej utrzymać”, odpowiadała trzeźwo Joanna, co dla wielu było dowodem jej niewinności. Za herezję bowiem uznano by jej odpowiedź, gdyby odpowiedziała, że jest pewna trwania w łasce. Jednak protokół został zmieniony na niekorzystny dla Joanny. Potwierdziły to potem badania w czasie jej rehabilitacji. Drugi, obok herezji, zarzut był nie mniej ważny ze względów kulturowych: dziewczyna ubierała się w męskie szaty.