Tajne przez poufne

Jacek Dziedzina; GN 35/2019

publikacja 30.09.2019 06:00

W USA tajemnica spowiedzi jest chroniona również przez prawo stanowe. Są jednak sytuacje, w których sądy i władze kwestionują bezwzględny „immunitet” spowiedników.

Tajne przez poufne henryk przondziono /foto gość

Przywilej pastoralny. To jedna z najbardziej znanych i zarazem kontrowersyjnych kategorii w amerykańskim systemie prawnym. W języku angielskim funkcjonują różne jego odmiany, jednak najbardziej powszechne i pojemne jest właśnie to określenie – nie obejmuje bowiem tylko księży katolickich, ale również duchownych innych wyznań chrześcijańskich i innych religii. Ta pojemność jest zarazem przyczyną wielu interpretacji i sporów prawnych. Z jednej strony sama idea ochrony komunikacji między penitentem i spowiednikiem jest ściśle związana z katolickim rozumieniem spowiedzi i rozwijała się w odniesieniu właśnie do niego. Z drugiej zaś strony katolicy, zwłaszcza duchowni, są narażeni na sądowy przymus ujawnienia tajemnicy w przypadku niektórych orzeczeń. I to pomimo formalnej, co do zasady, ochrony tajemnicy spowiedzi. Każda ze stron tego sporu prawnego chce doprecyzować pojęcie przywileju pastoralnego: jedni postulują jednoznaczne wykluczenie jakiegokolwiek przymusu ujawnienia niezależnie od okoliczności i przedmiotu sprawy, drudzy – przeciwnie, wzywają do znacznego ograniczenia stosowania tego przywileju dowodowego, zwłaszcza w sprawach kryminalnych. Czy oba porządki – doktryny katolickiej i prawa świeckiego – są skazane na nieusuwalny konflikt?

Próba konfesjonału

Parę miesięcy temu w stanie Kalifornia jeden z senatorów z Partii Demokratycznej przedstawił projekt ustawy, która zmuszałaby duchownych do ujawniania tajemnicy spowiedzi w sprawach, które dotyczą wykorzystywania seksualnego dzieci. Autor projektu ustawy argumentuje, że pozwoli ona uniknąć sytuacji, w których duchowny „zasłania się” przywilejem pastoralnym. Obecnie w Kalifornii, podobnie jak w większości stanów, prawo wymaga od przedstawicieli wszystkich zawodów zgłaszania organom ścigania wszelkich przypadków, w których zachodzi podejrzenie czy pewność co do wykorzystywania dzieci. Obowiązek ten dotyczy także duchownych, ale pod warunkiem, że wiedza o nadużyciach została przez nich nabyta poza konfesjonałem. Prawo stanowe zwalnia więc księży z obowiązku ujawniania wiedzy o takich przestępstwach nabytej podczas „komunikacji pokutnej”. I projekt ustawy miał właśnie ten wyjątek usunąć (treść dostępna na stronie leginfo.legislature.ca.gov). Został zaakceptowany najpierw (w czerwcu) przez kalifornijski senat. To wywołało pewne nieporozumienie, bo część mediów ogłosiła, że nowe prawo zaczęło już obowiązywać. Tymczasem ostateczne głosowanie nad przyjęciem nowego prawa miało odbyć się we wrześniu w Zgromadzeniu Stanu Kalifornia. Niespodziewanie autor ustawy wycofał ją dosłownie w przeddzień debaty w komisji bezpieczeństwa publicznego (podaję za catholicnewsagency.com). Powód? Miażdżąca opinia ekspertów tejże komisji, którzy niemal jednoznacznie uznali to za poważne naruszenie wolności religijnej. Do wycofania projektu przyczynił się być może również list protestacyjny podpisany przez ponad 100 tys. osób oraz sprzeciw kalifornijskich biskupów. Zaważyła chyba jednak opinia, że realizowanie ustawy byłoby praktycznie niewykonalne. Nie bez znaczenia była jednoznaczna deklaracja biskupów, w tym bp. Michaela Barbera z Oakland, który powiedział wprost, że ani on, ani żaden z jego kapłanów nie przestrzegaliby tego prawa.

Niezgodne z konstytucją

Przywołuję wątek kalifornijski nie tylko dlatego, że to najświeższa sprawa w omawianym temacie, ale również dlatego, że dobrze ilustruje część problemów, jakie z tajemnicą spowiedzi (mimo ochrony co do zasady) ma amerykański system prawny. I pokazuje też jedną z dwóch tendencji uregulowania „niedomówień” w kwestii przywileju pastoralnego – tu w kierunku przymuszenia duchownych do ujawniania wiedzy nabytej w czasie sakramentalnej posługi. W drugim kierunku – jednoznacznego zwolnienia z takiego przymusu – poszło orzecznictwo sądowe m.in. w stanie Luizjana. W 2014 r. ksiądz katolicki Jeff Bayhi został powołany na świadka w sprawie o molestowanie seksualne nastolatki, do jakiego miało dojść prawie dekadę wcześniej. Oskarżonym był jeden z parafian księdza (w czasie rozprawy już nieżyjący), a wówczas nastoletnia dziewczyna (dziś dorosła kobieta) spowiadała się właśnie u ks. Bayhiego. Rodzice zeznali, że ksiądz miał „poradzić” dziewczynie, by nie zgłaszała faktu molestowania policji. I ponieważ oskarżony już nie żył, rodzice i córka uznali, że to ks. Bayhiego można uznać za współwinnego: ze względu na odradzanie zgłaszania sprawy organom ścigania oraz dlatego, że sam również tego nie zgłosił. Pomińmy w tym miejscu ocenę owej „porady” udzielonej rzekomo przez księdza – jeśli rzeczywiście odradzał dziewczynie zgłoszenie sprawy na policję, to trudno jest tego bronić. Problem w tym, że ksiądz nie może ani tego potwierdzić, ani temu zaprzeczyć, bo ujawniłby, że dziewczyna w ogóle poruszała ten temat w czasie spowiedzi, a to byłoby naruszeniem tajemnicy. Sędziowie jednak nakazali mu ujawnienie przebiegu spowiedzi, powołując się także na to, że sama zainteresowana zrezygnowała z prawa do zachowania tajemnicy. Kapłan odmówił, a wsparła go w tym jego diecezja. Dwa lata później sąd drugiej instancji przyznał rację duchownemu: sędziowie orzekli, że prawo stanowe zmuszające kapłanów do wyjawienia tajemnicy spowiedzi, także w przypadku podejrzenia popełnienia przestępstwa, jest niezgodne z konstytucją (powołali się na prawo do wolności religijnej).

Prawo tylko penitenta?

Na tych dwóch przykładach – z Kalifornii i Luizjany – widać dwa główne problemy, jakie ma amerykańskie prawo świeckie z tajemnicą spowiedzi, pomimo uznawanego przez wszystkie stany tzw. przywileju pastoralnego. Pierwszy problem dotyczy ochrony dzieci. Z jednej strony jest naturalne, że działania prewencyjne są obowiązkiem każdego, kto ma wiedzę o już istniejących przypadkach przestępstw seksualnych lub o możliwości ich dokonania. Jeśli jednak ta wiedza została nabyta w czasie spowiedzi – kapłan jest zobowiązany do milczenia. Na to niektóre władze oraz część środowiska prawniczego nie chcą się zgodzić.

Drugi problem dotyczy tego, kto tak naprawdę jest podmiotem przywileju pastoralnego: czy obie strony komunikacji objętej ochroną, czyli penitent i spowiednik, czy tylko penitent lub tylko kapłan? Tu jest źródło największych napięć: tak jak w przypadku sprawy z Luizjany sędziowie w pierwszej instancji powoływali się na fakt, że skoro penitentka rezygnuje z tajemnicy, to kapłan też może być z niej zwolniony. Ksiądz Marek Jurzyk, wieloletni duszpasterz w Chicago, autor opracowania o prawnej ochronie tajemnicy spowiedzi w USA, trafnie zauważa, że wygrywa tu przekonanie prawników, iż w tajemnicy spowiedzi chodzi wyłącznie o prawo do tajemnicy osoby spowiadającej się, a nie o dobro samej instytucji spowiedzi czy o wolność wyznania spowiednika, którego obowiązuje tajemnica niezależnie od okoliczności.

Najlepszym przykładem tego nieporozumienia była sprawa ze stanu Oregon z lat 90. XX wieku. Oskarżony o brutalne morderstwo trzech kobiet Conan Wayne Hale znalazł się w więzieniu. Poprosił o wizytę księdza i spowiedź. Przyszedł do niego ks. Timothy Mockaitis z pobliskiej parafii. Kapłan nie wiedział, że spowiedź została… nagrana przez służby więzienia na zlecenie biura prokuratury. Sprawę nagłośniły lokalne media i wtedy ks. Mockaitis oraz diecezja zażądali zniszczenia nagrania i jego spisanych wersji. Prokurator odmówił, a kolejne sądy uznawały, że ani ksiądz, ani diecezja nie są stroną w sprawie. Dopiero federalny sąd apelacyjny przyznał częściowo rację duchownemu, także w kwestii naruszenia jego wolności religijnej. Problem jednak w tym, że sam penitent nie tylko nie domagał się zniszczenia nagrań, ale wręcz poprosił za pośrednictwem swojego adwokata, by posłużyły jako dowód w sprawie. Jak zauważa ks. Marek Jurzyk we wspomnianym opracowaniu, Conan Hale mógł działać z premedytacją i specjalnie „zamówić” sobie spowiedź i zgodzić się na jej nagranie, by potem użyć jej jako dowodu w sprawie.

Protestanci mają trudniej?

Ta sprawa pokazuje to, co jest największym problemem spowiednika w USA: tzw. przywilej pastoralny wprawdzie jest uznawany przez wszystkie stany, ale w razie rezygnacji z tajemnicy przez penitenta tylko niektóre stany gwarantują prawo do tajemnicy również duchownemu. W praktyce wszystko zależy od orzecznictwa w konkretnych sprawach. Katoliccy duchowni i tak mają, teoretycznie, więcej możliwości, by powoływać się na przywilej pastoralny niż duchowni protestanccy. Na początku XIX wieku, gdy ten przywilej dopiero się kształtował, w stanie Nowy Jork miały miejsce dwie podobne sprawy. W pierwszym przypadku chodziło o księdza katolickiego, który odmówił ujawnienia tożsamości złodzieja (w czasie spowiedzi złodziej oddał ukradzione rzeczy i poprosił spowiednika, by ten przekazał je właścicielowi). Sąd przyznał rację księdzu, uznając, że wymogi doktryny katolickiej nie pozwalają mu ujawnić niczego ze spowiedzi. Ale w bardzo podobnym przypadku, tyle że z udziałem pastora, sąd w tym samym stanie uznał, że duchownego nie obowiązuje tak ścisła tajemnica jak w przypadku katolickiego księdza. To był też jeden z powodów, dla którego przywilej pastoralny zaczęto rozszerzać na inne wyznania. Dziś, paradoksalnie, to katoliccy duchowni w wielu przypadkach muszą walczyć o prawo do odmowy zeznań, które mogłyby ujawnić tajemnicę spowiedzi.