Skarb

Nowy Numer 37/2019 |

publikacja 12.09.2019 00:00

O tym, czy jedność chrześcijan jest możliwa, i co „wszystkomający” katolik może otrzymać od innych opowiada o. Adam Strojny.

Skarb Roman Koszowski /Foto Gość

Marcin Jakimowicz: Święty Piotr oprowadza Kowalskiego po niebie: „Tu siedzą baptyści, tam prawosławni, a teraz cichuteńko! Tu mieszkają katolicy z Polski, ale oni myślą, że są tutaj sami”. Śmieszy Ojca ten dowcip?

O. Adam Strojny: Już dawno nie. Zwłaszcza że znam wiele jego katolickich wariantów. Tu siedzi Odnowa, tam neokatechumenat… Zdecydowanie łatwiej jest nam się dzielić, niż łączyć. Ten dowcip pokazuje coś niepokojącego: my naprawdę często tak myślimy. Do nieba wejdą jedynie katolicy, a już na pewno ci z Polski, którzy żyją według znanego nam wzorca. Tę tendencję do uniformizacji widać w wielu komentarzach. Zgoda na różnorodność i uznanie, że nawet katolicyzm może mieć różne formy wyrazu, to lekcja, która ciągle jest przed nami…

Benedykt XVI powiedział: „Ekumenizm wymaga cierpliwości, pokory, poddania się woli Pana i dynamizmu nawrócenia”. Musiał się Ojciec nawracać czy zawsze miał pojednane serce? Nigdy Ojciec nie patrzył na inne wyznania z nieufnością?

Patrzyłem. Ekumenizmu uczyłem się powoli. Kończyłem seminarium, będąc w pewnym sensie ignorantem, nie znając wielobarwności katolicyzmu czy innych wspólnot. Pomógł mi wyjazd do Rzymu, gdzie zobaczyłem różnorodność Kościoła. Słuchałem teologów z całego świata: katolików i przedstawicieli innych wyznań. Dla mnie, młodego księdza, było to duże wyzwanie. Poznałem zaangażowanych w dialog ekumeniczny teologów, którzy nie bali się zadawania trudnych pytań, czytałem dokumenty Kościoła bardzo wyraźnie mówiące o konieczności dialogu.

Dostępne jest 15% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.