Z konfesjonałów do więzień

ks. Adam Pawlaszczyk; GN 34/2019

publikacja 19.09.2019 06:00

– Wolę pójść do więzienia niż złamać tajemnicę spowiedzi – powiedział arcybiskup Melbourne Peter Comensoli w reakcji na wprowadzenie w stanie Wiktoria nowego prawa. Zobowiązuje ono kapłanów do złamania tajemnicy sakramentalnej.

Spowiedź to intymne spotkanie człowieka z Bogiem. Marcin Bielecki /pap Spowiedź to intymne spotkanie człowieka z Bogiem.

Ciszę sierpniowego wieczoru przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. Posługujący na co dzień w Australii zaprzyjaźniony ksiądz sięgnął po telefon. – To z kurii – powiedział. – Przesłali pismo, które nadeszło z Penitencjarii Apostolskiej w Rzymie w sprawie tajemnicy spowiedzi.

Zainteresowało mnie to, więc poprosiłem o możliwość przeczytania. Nota, podpisana przez kardynała Mauro Piacenzę oraz regensa Penitencjarii księdza prałata Krzysztofa Nykiela, zawierała podstawowe przypomnienia o nienaruszalności tajemnicy spowiedzi wobec prób jej naruszania, które nazwano w dokumencie pogwałceniem wolności Kościoła. Słusznie, choć opinia publiczna, w niewielkim stopniu zaznajomiona z tym, czym naprawdę jest spowiedź, dodatkowo zmanipulowana, niekoniecznie to rozumie. A nie mając odpowiedniej wiedzy i rozumienia, wyciągnie bardzo niewłaściwe wnioski.

Odpuszczają ci się grzechy

To była bardzo tajemnicza chwila. Moment, który wywołał wściekłość osób nieprzychylnych Jezusowi. Działo się to w Kafarnaum. Czterech ludzi przyniosło do Jezusa paralityka. Chory, który ewidentnie oczekiwał uzdrowienia bezwładnego ciała, usłyszał kategoryczne stwierdzenie Pana uzdrawiające bezwład jego duszy: „Odpuszczają ci się twoje grzechy”. Wywołało to oczywiście oburzenie uczonych, którzy stwierdzili, że doszło do bluźnierstwa – bo któż może odpuszczać grzechy oprócz jednego Boga? Mieli oczywiście rację co do tego, kto może grzechy odpuszczać. Nie wiedzieli jednak, że faktycznie zrobił to Bóg. Od tamtej chwili poprzez pozostawione Kościołowi słowa: „którym odpuścicie, są im odpuszczone” człowiek ma szansę na oczyszczenie swojej duszy z grzechu. I zawsze oczyszcza ją Bóg.

Intymne spotkanie

Spowiedź jest spotkaniem. Nie jest to jednak spotkanie człowieka z człowiekiem, lecz człowieka z Bogiem, grzesznika ze Źródłem Miłosierdzia. Intymność tego spotkania sięga głęboko do serca Boga i serca człowieka, ponieważ jej źródłem jest moment śmierci Chrystusa na krzyżu. Otwarty bok, krew, woda – przebite serce Boga do końca świata będzie już przestrzenią, w której każdy grzech może zostać zgładzony. Grzech wyznany drugiemu człowiekowi, w rzeczywistości zaś samemu Bogu.

Wyznanie, które słyszy kapłan, wskazuje, w którym kierunku powinien iść, pomagając penitentowi. Ale treść tego wyznania nie jest jego własnością, lecz własnością Boga, który działa w tym intymnym spotkaniu z duszą grzesznika. To nie spowiednik jest dysponentem wyznanych grzechów. One na zawsze pozostaną zamknięte w ścisłej relacji pomiędzy Bogiem i grzesznikiem. A raz wypowiedziane do ucha księdza, mają się zapaść jak w studnię bez dna. Dokładnie taką, jaką stanowi miłosierdzie Boga. To dlatego istnieje w Kościele tajemnica spowiedzi. Znany polski kanonista, ksiądz Marian Pastuszko, napisał o niej: „To, czego się słucha w zakresie Bożym, zawsze pozostaje w zakresie Bożym. Stąd nigdy nie może być racji, żeby ujawnić człowiekowi to, co penitent wyznał Bogu”.

Historia tajemnicy

Przez kilka pierwszych wieków w Kościele dominowało przekonanie, że pokuta po chrzcie jest możliwa tylko jeden raz. Z uwagi na jej publiczny charakter instytucja tajemnicy spowiedzi, w obecnym rozumieniu, nie była znana. Nie oznacza to jednak, iż nie istniała w ogóle. Już żyjący na przełomie III i IV wieku mnich Afratat zakazał spowiednikom ujawniania grzechów znanych im ze spowiedzi, a św. Augustyn stwierdził, że wyznanie grzechów powinno odbywać się w sposób maksymalnie dyskretny, tak aby o materii spowiedzi wiedział tylko spowiednik i ten, który ją wyznawał. Tajemnica spowiedzi została prawnie usankcjonowana dopiero w 1215 r. przez Sobór Laterański IV. Obecnie obowiązujące prawo (kan. 983 Kodeksu prawa kanonicznego) stwierdza, że jest ona nienaruszalna. Dlatego nie wolno spowiednikowi słowami lub w jakikolwiek inny sposób i dla jakiejkolwiek przyczyny w czymkolwiek zdradzić penitenta. Ten bezwzględny obowiązek zachowania tajemnicy obwarowany jest poważnymi sankcjami. Za jego naruszenie grozi kara, którą zaciąga się mocą samego prawa (przez samo popełnienie przestępstwa), kara najwyższego stopnia, a mianowicie ekskomunika.

Obowiązek dochowania tajemnicy spowiedzi sprawia, że prawo kanoniczne uznaje za niemożliwe, by spowiednik wykorzystał swoją wiedzę w procesie kościelnym. Ale ochrona tajemnicy spowiedzi jest obecna również w prawie świeckim. Kodeks postępowania karnego przewiduje, że nie wolno przesłuchiwać jako świadka duchownego co do faktów, o których dowiedział się podczas spowiedzi, a zakaz ten ma charakter bezwzględny, to znaczy nie może być uchylony przez sąd lub prokuraturę, nawet gdyby zgadzał się na to sam duchowny.

Przypadek księdza McArdle’a

Doniesień o próbach zmuszania duchownych do łamania tajemnicy spowiedzi pojawia się coraz więcej. Dość przytoczyć sytuację z ubiegłego roku, kiedy to belgijski sąd wymierzył ks. Alexandrowi Stroobandtowi karę więzienia i grzywny za to, że nie powstrzymał swego penitenta przed popełnieniem samobójstwa, to znaczy nie powiadomił nikogo, kto mógłby cierpiącemu na depresję człowiekowi udzielić profesjonalnej pomocy. „Tajemnica zawodowa wszystkich kapelanów, a w szczególności tajemnica spowiedzi jest gwarantem poufności, dzięki której ludzie mogą się im zwierzyć ze wszystkich swych doświadczeń i życiowych problemów” – napisali wówczas w komunikacie belgijscy biskupi.

Trudno ocenić, na ile duchowny mógł wówczas pomóc choremu na depresję, nikt nie zna przecież szczegółów tej spowiedzi, tak jak nikt nie zna szczegółów żadnej innej spowiedzi. Także tych, podczas których udzielano rozgrzeszenia australijskiemu księdzu Michaelowi McArdle’owi. Postawiony w stan oskarżenia za liczne przestępstwa o charakterze pedofilskim, miał on stwierdzić w sądzie, że spowiadał się 1500 razy z molestowania seksualnego nieletnich u 30 różnych kapłanów na przestrzeni 25 lat. Konkluzją każdej z tych spowiedzi miało być, jak twierdził, otrzymanie pouczenia, by więcej się modlił, oraz rozgrzeszenie. Powtórzę: szczegółów, rzecz jasna, nikt nigdy nie pozna, bo każdy z tych, którzy go spowiadali, nie może nawet okiem mrugnąć. Ale osobiście trudno mi uwierzyć (głowę daję, że sporej większości innych księży również), iż tak wielu kapłanów przez tak wiele lat w trakcie wielokrotnych spowiedzi nie przypomniało sobie ani razu, jak należy postępować z notorycznym grzesznikiem, który jest jednocześnie ciężkim przestępcą. Cóż – taka właśnie jest spowiedź, nikt nie ma w nią wglądu, więc i spowiadający się może potem opowiadać rozmaite rzeczy. Ale w tym przypadku, myśląc o wiarygodności zeznań oskarżonego księdza, myślę też po prostu o zwykłym rachunku prawdopodobieństwa.

Komentując przypadek McArdle’a w „Sydney Morning Herald”, Chrissie Foster, autorka książki o historii dwóch swoich córek molestowanych przez kapłana, daje mu wiarę. Ale stawia też tezę, że niemożliwe jest, by trzydziestu księży na przestrzeni tylu lat, przy tak wielkiej liczbie spowiedzi, zachowało się tak samo (odsyłało penitenta-przestępcę do domu, po to by się pomodlił). Nie dowierzając temu scenariuszowi, Foster usiłuje go jednak interpretować: najprawdopodobniej uczą ich tego w seminarium…

No właśnie – też twierdzę, że oświadczenie McArdle’a jest dość wątpliwe, a scenariusz przez niego przedstawiony – raczej niemożliwy. Tym bardziej że i ja, i wszyscy pozostali księża wiemy, że nie „tego” uczą w seminarium. Wręcz przeciwnie: uczą, że wiele jest sposobów na doprowadzenie penitenta do poprawy, a rozgrzeszenie nie zawsze może być udzielone.

Nowe prawo Wiktorii

Kościół w Australii przeżywa chwile trudne. Ujawnione skandale o charakterze pedofilskim doprowadziły do dyskusji na temat tajemnicy spowiedzi, co więcej – do wprowadzania obowiązku złamania jej, gdyby wiedza na temat tego typu przestępstw pochodziła z forum sakramentalnego. Kilka dni temu obowiązek ten wprowadzono w stanie Wiktoria. Chwilę potem świat obiegła sensacyjna wypowiedź arcybiskupa Melbourne Petera Comensolego, który powiedział, że woli pójść do więzienia niż złamać sakramentalną tajemnicę. 15 sierpnia Greg Sheridan z „The Australian” stwierdził, że arcybiskup Comensoli wyświadczył wielką przysługę debacie, gdy wyraźnie powiedział, że pójdzie do więzienia, a nie złamie tajemnicy spowiedzi. Ustawodawstwo rządu Wiktorii, jak to ujął Sheridan, jest złe i w żaden sposób nie przysłuży się walce z plagą wykorzystywania dzieci, za to skutecznie zdelegalizuje jedną z głównych zasad katolicyzmu. Co ważne, Sheridan podkreślił: „Komisja Królewska jakoś dziwnie zaleciła, aby rozmowy prawnik-klient pozostały uprzywilejowane, ponieważ są społecznie użyteczne. Tak więc prawnicy, jak zwykle, zachowują swoje przywileje, ale Kościół jest prześladowany. Podobnie dziennikarze słusznie chronią swoje źródła. Skandale związane z wykorzystywaniem seksualnym dzieci były szokującym procederem, który wyrządził ogromne szkody niewinnym dzieciom i poważnie oraz słusznie naruszył reputację Kościoła. Nie ma jednak dowodów na to, że pieczęć spowiedzi odgrywała jakąkolwiek rolę. (…) Każdy, kto uważa, że przepisy te pomogą zwalczać wykorzystywanie dzieci, nie ma pojęcia, jak działa spowiedź”.

16 sierpnia arcybiskup Comensoli opublikował oświadczenie, w którym stwierdził, że nie ma wątpliwości, iż Królewska Komisja zajmująca się sprawami nadużyć seksualnych wobec nieletnich rzuciła bardzo potrzebne światło na niepowodzenia wielu instytucji w Australii, w tym instytucji rządowych i kościelnych. Jego zdaniem nie ma jednak żadnych powiązań pomiędzy nakazem naruszenia tajemnicy spowiedzi a ochroną dzieci. Jak stwierdził, zaproponowane rozwiązanie jest niewykonalne i wskazuje na znaczny brak zrozumienia sakramentu spowiedzi – w szczególności jego anonimowości. W przeciwieństwie do relacji pacjenta z lekarzem lub psychologiem, albo relacji studenta z nauczycielem, relacja, która zostaje nawiązana w sakramencie pokuty, jest relacją pomiędzy człowiekiem a Bogiem. Kapłan pełni jedynie funkcję przewodnika. Spowiedź, jak podkreślił arcybiskup, jest aktem głęboko religijnym, o duchowej naturze, w którym kapłan nie ma żadnej możliwości, by wymagać od penitenta identyfikacji.

Nota penitencjarii

Pismo z australijskiej kurii, które mój towarzysz otrzymał e-mailem, zawierało notę kościelnego „trybunału miłosierdzia”, czyli penitencjarii. Jej regens, ksiądz prałat Krzysztof Nykiel, zapytany przeze mnie o tego typu oświadczenia, stwierdził, że trybunał otrzymał już wiele podziękowań za treść tej noty, w której przypomniano wszystkim wagę pieczęci sakramentalnej – nienaruszalności tajemnicy spowiedzi.

– Zapytania o ten problem wpływały do nas już wcześniej, w różnych miejscach świata zdarzały się bowiem próby takiego nacisku na Kościół. Interwencje przynosiły efekt. Na przykład rząd Kalifornii wycofał propozycję wprowadzenia prawa nakazującego łamanie tajemnicy spowiedzi – dodał ks. Nykiel.

Jak przekłada się ten problem społeczny na życie codzienne australijskiej parafii, pytam księdza Ireneusza Czecha, polskiego salwatorianina, proboszcza w centrum Mel­bourne. Czy odczuwa zainteresowanie tym tematem wśród swoich parafian? – Na razie nikt ze mną na ten temat nie rozmawiał – odpowiada. Ludzie się dalej spowiadają tak, jak się spowiadali, a wśród księży nie da się wyczuć jakiegoś szczególnego niepokoju. Arcybiskup zapowiedział jednak, że w najbliższym czasie spotka się ze wszystkimi księżmi należącymi do archidiecezji, by omówić ten problem.

– Czy inne regiony Australii już wprowadziły takie prawo? – pytam.

– Tak – odpowiada, Australia Południowa, Terytorium Północne, Australijskie Terytorium Stołeczne, a Australia Zachodnia i Tasmania obwieściły właśnie, że mają takie plany. Abstrahując od przepisów prawa kanonicznego czy aspektu teologicznego, nie wyobrażam sobie, jak by to praktycznie miało wyglądać. Ksiądz ma wychodzić z konfesjonału zaraz po spowiedzi i pytać penitenta o dane osobowe, żeby go zgłosić na policję? Przecież to jest po prostu nierealne.

– Dlaczego zatem rząd ustanowił to prawo? – Niektórzy komentatorzy twierdzą, że prawdopodobnie chodzi o podważenie pozycji moralnej Kościoła w społeczeństwie i walkę z nim – mówi ks. Ireneusz Czech. Podczas gdy inne wspólnoty kościelne (np. Kościół anglikański) starają się być poprawne politycznie i godzą się na wszystko, co rząd obwieszcza, Kościół katolicki głosi prawdy często niewygodne dla rządzących. Na przykład odważnie sprzeciwił się eutanazji. Pomimo jednak jasnego stanowiska biskupów australijskich eutanazja w stanie Wiktoria została niedawno wprowadzona.

Antidotum na zło?

Szukając odpowiedzi na pytanie o intencje prawodawcy mającego zamiar ingerować w porządek religijny, trudno pominąć przytoczoną wyżej historię księdza, który przez dziesiątki lat spowiadał się z poważnego przestępstwa i – jak twierdzi – żaden ze spowiedników nie odmówił mu rozgrzeszenia, a jedyną radą była modlitwa. Teoretycznie, jak tłumaczą politycy, nakaz zadenuncjowania penitenta, który jest groźnym przestępcą, miałby na celu zapobieżenie kolejnym popełnianym przez niego przestępstwom. Pytam koordynatora episkopatu ds. ochrony dzieci i młodzieży, księdza Adama Żaka, czy ta motywacja ma jakiekolwiek racjonalne przesłanki. – Nie wierzę w skuteczność takich rozwiązań prawnych. One mogą jedynie przestraszyć sprawców nadużyć, którzy mogliby skorzystać z sakramentu, a z niego nie skorzystają. Będzie to raczej pozbawienie możliwości zastosowania pewnych środków naprawczych, które mogłyby mieć miejsce. Gdyby sprawca wyznawał taki grzech, to oznaczałoby, że szuka rozwiązania, pomocy, rady. Spowiednicy jednak, co podkreślam, powinni być do tego bardzo dobrze przygotowani. Mają odpowiednie narzędzia: perswazji czy argumentu do sumienia, w którym mogą zobowiązać przestępcę do naprawienia zła i mogą to wyegzekwować – mówi ojciec Żak.