Doświadczenie wspólnoty

Andrzej Grajewski

publikacja 15.09.2019 06:00

Sanktuarium Matki Bożej Zarwanickiej jest duchowym centrum Kościoła greckokatolickiego na Ukrainie. Niszczone brutalnie w czasach komunistycznych rozkwita, przyciągając pielgrzymów z całej Europy.

Procesja z soboru Matki Bożej Zarwanickiej. HENRYK PRZONDZIONO /FOTO GOŚĆ Procesja z soboru Matki Bożej Zarwanickiej.

Dzisiaj można tam swobodnie dojechać, ale w przeszłości Zarwanica, położona kilkadziesiąt kilometrów od Tarnopola, znajdowała się na końcu świata. Początek sanktuarium tradycja wiąże z rokiem 1240. W okolicy schronić się miał wówczas mnich, uciekinier ze spalonego przez Mongołów Kijowa. Zobaczył on we śnie Matkę Boską, a gdy się obudził, dostrzegł ikonę Maryi z małym Jezusem. Zbudował w tym miejscu kapliczkę i umieścił w niej ikonę, przy której wytrysnęło źródełko. Jego woda miała właściwości lecznicze i szybko uznano je za cudowne.

Przez stulecia miejsce to było tylko lokalnym sanktuarium. Przełom nastąpił, kiedy w 1867 r. papież Pius IX pobłogosławił korony, jakimi został ukoronowany obraz. Od tego czasu do Zarwanicy zaczęli przybywać grekokatolicy z całej Galicji Wschodniej, a ruch pielgrzymkowy rozwinął się w okresie międzywojennym, kiedy to sanktuarium znalazło się w granicach państwa polskiego. W 1946 roku, po likwidacji Kościoła greckokatolickiego w Związku Sowieckim (jego hierarchów i kapłanów represjonowano, a wiernych przymusowo wcielono do rosyjskiego prawosławia), Zarwanicę skazano na zagładę. Świątynię zamknięto, a źródło zabetonowano. Ludzie jednak nigdy nie przestali tutaj przychodzić, dzięki czemu możliwe było odrodzenie sanktuarium po 1989 roku. Dzisiaj tworzy je kompleks obiektów sakralnych i pomników historii umieszczonych w kotlinie pod lasem. Zalesionymi wzgórzami otaczającymi Zarwanicę przebiega droga krzyżowa. Kultem otaczana jest tu ikona Matki Bożej, jeden z najstarszych wizerunków maryjnych na Ukrainie.

Leśne duszpasterstwo

– W tych okolicach w czasach komunistycznych w lasach służyłem 15 lat – opowiada greckokatolicki metropolita tarnopolsko-zborowski abp Wasylij Semeniuk. Spotkaliśmy go w sanktuarium, kiedy przygotowywał się do odprawiania liturgii z okazji 1031. rocznicy chrztu Rusi Kijowskiej. Wspomina, jak w 1975 r. kierujący podziemnym Kościołem greckokatolickim na Ukrainie abp Wołodymyr Sterniuk wyznaczył go na opiekuna duszpasterstwa w Zarwanicy. Arcybiskup pochodzi z Huculszczyzny, z okolic Jaremcza. W latach 60. ubiegłego stulecia studiował w podziemnym seminarium. Formację uzupełniał na KUL-u, ale całe życie kapłańskie związał z Zarwanicą. Kiedy przyjechał tutaj po raz pierwszy, formalnie był dyspozytorem w pogotowiu gazowym w Jaremczu. Po nocnych dyżurach miał czas na pracę wśród wiernych.

– Kiedy zbliżały się święta maryjne – opowiada – w okolicy Zarwanicy pojawiało się mnóstwo milicjantów oraz funkcjonariuszy KGB. Ponieważ drogi były zablokowane, zatrzymywaliśmy się w osadzie Kutuziw, gdzie nocą w prywatnych domach sprawowaliśmy naszą Świętą Liturgię. Później lasami szliśmy do Zarwanicy. Byłem tu także w czasie innych świąt religijnych. W latach 80. w jednej z okolicznych wiosek władze nie dopuściły naszego kapłana do sprawowania liturgii w czasie Jordanu (uroczystość Objawienia Pańskiego). Poproszono mnie, abym go zastąpił. Przyjechałem w środku nocy, cerkiew pełna ludzi. W trakcie liturgii kościół został otoczony przez milicję i ludzi bezpieki pragnących mnie stamtąd wyciągnąć. Doszło do szamotaniny, gdyż wierni nie chcieli ich wpuścić do świątyni. Krzyknąłem: „Wyłączcie światło!”. Światło zgasło. W ciemnościach słychać było tylko płacz i krzyki: „Nie oddamy księdza! Umrzemy, ale go wam nie oddamy!”. Siostra zakonna, która była ze mną, podała mi swoją chustę. Zawiązałem ją na głowie i udało mi się niepostrzeżenie wymknąć ze świątyni. Na zewnątrz stała wielka gromada ludzi. Ze łzami w oczach śpiewali kolędy. Dodało mi to odwagi. Wyciągnąłem kropidło i zacząłem ich kropić wodą święconą. Trochę dostało się także funkcjonariuszom i jakoś odeszła im ochota do dalszej interwencji – arcybiskup wspomina tamten trudny czas.

Gdzie ta Mateńka?

Cudowna ikona znajduje się w kościele pw. Trójcy Świętej, choć od 1946 r. była ukryta w jednym z domów w Zarwanicy. Stało się to po likwidacji Kościoła greckokatolickiego. Świątynię zamknięto, a później urządzono w niej kołchozowy spichlerz. – Ikonę ukryto wtedy w domu miejscowej parafianki Julii Monasterskiej – opowiada ks. dr Petro Kwycz, administrator soboru pw. Matki Boskiej Zarwanickiej. Jest autorem rozprawy naukowej na temat losów sanktuarium. W jednej z izb wykuto niszę w murze i tam zamurowano ikonę. Ksiądz Kwycz, który przygotowywał się do kapłaństwa w latach 80. w podziemnym seminarium, także odwiedził Zarwanicę z nielegalną pielgrzymką. Przyszłymi duchownymi opiekował się ks. Semeniuk, obecny metropolita, który wiedział, w którym domu znajdowała się ikona.

– W 1986 r. odprawiliśmy liturgię we wsi Kutuziw, w pobliżu Zarwanicy – wspomina ks. Kwycz. – Była to jedyna miejscowość w pobliżu sanktuarium, do której w czasach sowieckich można było dojechać autobusem. Później nocą lasami poszliśmy do Zarwanicy. Gdy dotarliśmy do celu, ks. Semeniuk poprowadził nas do jednego z domów i prosił, abyśmy modlili się do naszej Mateńki Bożej. Klęczę z innymi klerykami przed pustą ścianą, modlę się, ale jedna myśl nie daje mi spokoju. Dlaczego właśnie tutaj się modlimy? Gdzie jest ta nasza Mateńka? A Ona tam była. Jej wizerunek był zamurowany w ścianie, przed którą klęczeliśmy. Dopiero w 1989 r. ikona została wydobyta i uroczyście przeniesiona do kościoła, gdzie była wcześniej i gdzie nadal jest jej miejsce.

Mimo że w okazałym soborze Matki Bożej Zarwanickiej znajduje się słynąca łaskami kopia, ludzie tłumnie przychodzą do oryginału. Stałem blisko godzinę w długiej kolejce pragnących pomodlić się przed cudownym obrazem. Zauważyłem, że wielu pielgrzymów miało ze sobą zdjęcia bliskich im osób. Podczas modlitwy przybliżali fotografie do wizerunku Madonny, jakby bezpośrednio Jej chcieli zawierzyć te osoby.

Czas przełomu

Przełomem w najnowszych dziejach Zarwanicy były obchody 1000. rocznicy chrztu Rusi Kijowskiej. Władze komunistyczne razem z Patriarchatem Moskiewskim zorganizowały wielkie państwowe obchody w Moskwie i Kijowie. Wzięła w nich udział także delegacja ze Stolicy Apostolskiej, której przewodniczył kard. Agostino Casaroli. Michaiłowi Gorbaczowowi kardynał i sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej przekazał memoriał Jana Pawła II m.in. z postulatem odbudowy Kościoła greckokatolickiego. Gorbaczow miał wiele oporów, aby spełnić papieską prośbę. Legalizacji grekokatolików nie chciała partia komunistyczna, ale także rosyjskie prawosławie. Prawosławni biskupi twierdzili, że grekokatolików już dawno nie ma, gdyż wrócili na łono prawosławia. 17 lipca 1988 roku, w symboliczną rocznicę millennium chrztu Rusi, w Zarwanicy zebrało się kilka tysięcy ludzi. Liturgię odprawił dla nich tajny biskup Pawło Wasyłyk. Uroczystości pokazały, że pomimo trwających od 42 lat prześladowań kapłani i wierni tego Kościoła przetrwali w katakumbach, zachowując wierność papieżowi i Stolicy Apostolskiej. Jan Paweł II o nich nie zapomniał i przy okazji pierwszego spotkania z Gorbaczowem w grudniu 1989 r. ponownie domagał się legalizacji ich Kościoła w Związku Sowieckim. Tym razem skutecznie. Wkrótce potem zaczęto rejestrować pierwsze parafie greckokatolickie na Ukrainie.

Tamte wydarzenia upamiętnia kamienny krzyż stojący naprzeciwko głównego soboru Matki Bożej Zarwanickiej. – Jan Paweł II bardzo dużo zrobił dla grekokatolików na Ukrainie, wymuszając na Gorbaczowie zgodę na rejestrację naszych parafii – podkreśla abp Semeniuk. Arcybiskup uczestniczył w tamtej historycznej liturgii. Wspomina, że wiele godzin w okolicznych lasach spowiadał wiernych, którzy przyjechali z całej Ukrainy. Związki Jana Pawła II z Zarwanicą przypomina pomnik papieża. Na kolumnie pod figurą Jana Pawła II umieszczono płaskorzeźbę przedstawiającą scenę z czerwca 2001 roku – papież modli się przed kopią ikony Matki Boskiej Zarwanickiej w greckokatolickim klasztorze w Kijowie. Ojciec Święty podarował wtedy różaniec dla sanktuarium. Jest on eksponowany wśród wotów w kościele Trójcy Świętej.

Kiedy Ukraina odzyskała suwerenność, w Zarwanicy stała jedna kaplica. Dzisiaj działa tu wielkie maryjne centrum duchowe, składające się z kilku świątyń, klasztoru, kaplic oraz tzw. ukraińskiej Jerozolimy, czyli wiernie odtworzonej kopii Grobu Pańskiego. To miejsce nawiedzają nie tylko grekokatolicy, ale także pielgrzymi z całej Europy. W czasie naszej wizyty na tutejszym parkingu stały samochody m.in. z rejestracjami niemiecką, francuską i włoską.

Diaspora ukraińska z Ameryki i Kanady wniosła niemały wkład materialny w budowę sanktuarium. Do Zarwanicy docierają także katolicy obrządku łacińskiego. – Mamy tu łacińskie ornaty, komunikanty do konsekracji i cieszymy się z tych wizyt – mówi abp Semeniuk. O jego życzliwości wobec łacinników opowiadał mi później dziekan tarnopolski ks. kanonik Andrzej Maliga, proboszcz parafii pw. Miłosierdzia Bożego w Tarnopolu.

Miejsce specjalne

– W czasach komunistycznych do Zarwanicy przychodzili studenci z tajnych seminariów prowadzonych przez biskupa Pawło Wasyłyka oraz obecnego metropolitę tarnopolsko-zborowskiego abp. Semeniuka – opowiada ks. mitrat Wołodymyr Firman, budowniczy sanktuarium, rektor maryjnego ośrodka w Zarwanicy. – Te tradycje są kontynuowane. Dzisiaj studiują tu klerycy z roku propedeutycznego seminarium greckokatolickiego w Tarnopolu. Mamy w tej chwili 14 kleryków, chociaż w latach poprzednich było ich więcej – dodaje. Połowa z nich pochodzi z diecezji tarnopolskiej, pozostali z kilku okolicznych. To miejsce wybrano celowo – chodziło o to, aby przyszli księża od pierwszych chwil na drodze do kapłaństwa wzrastali w maryjnej duchowości tego sanktuarium. Nowym wyzwaniem duszpasterskim stały się bardzo popularne pielgrzymki stanowe do Zarwanicy. – Przyjeżdżają tu przedstawiciele różnych środowisk, np. nauczyciele, lekarze, urzędnicy administracji państwowej, żołnierze. Każdego dnia trwa w Zarwanicy modlitwa o pokój na Ukrainie i za żołnierzy służących na froncie, aby cali i zdrowi wrócili do domu – podkreśla ks. mitrat Firman.

Cudowna woda

W każdą niedzielę w Zar­wanicy odbywa się uroczysta ceremonia błogosławienia wody z cudownego źródła, którą wierni zabierają ze sobą. Pierwotne biło ono w innym miejscu. Upamiętnia je kaplica z postacią mnicha, któremu objawiła się Matka Boża. Pamięć o tym wydarzeniu nie wygasła. Ludzie cały czas zostawiają w tej kaplicy różne prośby i suplikacje. Ksiądz Firman, który pochodzi z Zarwanicy (jego ojciec był księgowym w miejscowym kołchozie), wspomina, że w czasach komunistycznych źródełko zabetonowano. Formalnie stało się tak z powodu budowy ujęcia wody pitnej dla wioski. Woda ze źródła wyciekała jednak w innym miejscu i ludzie i tak tutaj przychodzili, chociaż teren był otoczony drutem kolczastym. W niedziele, kiedy przybywali nielegalni pielgrzymi, strumyka pilnowali milicjanci. Pielgrzymi kryli się wówczas w lasach, wysyłając dzieci, których milicja nie goniła tak jak dorosłych. One czerpały wodę i przynosiły ją do lasu, gdzie czekali pielgrzymi. Po wodę, ale przede wszystkim po wzmocnienie duchowe do Zarwanicy licznie przybywają pielgrzymi.

– Jestem tu każdego roku, a czasem częściej – mówi ks. Roman Bojarski, prorektor seminarium greckokatolickiego w Iwano-Frankiwsku (dawniej Stanisławowie). – Można tu doświadczać wielu łask duchowych, ale także kontemplować piękno tego niezwykłego miejsca, które służy całej Ukrainie. Modlę się we własnych intencjach, ale spotykając się z tak wielką rzeszą pielgrzymów, intensywnie przeżywam także modlitwę całej naszej wspólnoty – mówi, odpowiadając na pytanie o to, co w pielgrzymowaniu do Zarwanicy jest szczególnie ważne. – Wracam umocniony i pokrzepiony. Podobnych uczuć doświadcza wiele innych obecnych tu osób, dlatego tak chętnie w to miejsce wracają – dodaje.