Nie przeszkadzaj Mu

Marcin Jakimowicz; GN 32/2019

publikacja 10.09.2019 06:00

Jak wytłumaczyć ogromny sukces rekolekcji ignacjańskich? Co ranny, nudzący się jak mops XVI-wieczny żołnierz mógł wiedzieć o duchowej kondycji Jana Kowalskiego w roku 2019?

To na rekolekcjach ignacjańskich odkryłem Boga, który mówi – słyszę często. Henryk Przondziono /foto gość To na rekolekcjach ignacjańskich odkryłem Boga, który mówi – słyszę często.

Nudził się okropnie. Uziemiony, zamknięty w czterech ścianach Iñigo (imienia Ignacy zaczął używać później), któremu w roku 1521 kula armatnia rozorała nogę, nie miał pod ręką żadnej ulubionej lektury. Obok łóżka rannego pod Pampeluną, urodzonego w kraju Basków wojaka leżały jedynie dwie książki: „Życie Chrystusa” Ludolfa Kartuza i żywoty świętych opisane w „Złotej legendzie” Jakuba de Voragine. Co było robić… Sięgnął po lekturę dla zabicia czasu. A miał go sporo. Źle złożoną nogę trzeba było ponownie łamać i nastawiać. Doświadczenie bolesne, ale jak pokazała przyszłość, opatrznościowe. Loyola, podobnie jak biblijny Jakub po walce z aniołem, utykał do końca życia.

Hulaka, wojak z krwi i kości, człowiek kochający pojedynki i hazard pochłaniał „Żywoty świętych” po wojskowemu, traktując te opowieści jak opisy duchowych potyczek i zmagań. Dziś tysiące osób przyjeżdżających na rekolekcje ignacjańskie błogosławi tę decyzję.

Nie wytrzymam!

Nie wiedział, co zrobić z wolnym czasem, więc… wpadł na pomysł, co mogą z nim zrobić tysiące innych osób. Nie ma miesiąca, bym nie spotykał ludzi opowiadających mi o tym, czego doświadczyli w czasie rekolekcji ignacjańskich. Wspólny mianownik tych historii? Początkowa walka. Dla pokolenia, dla którego najważniejszą kwestią jest pytanie o hasło do wi-fi, kilka dni bez komórki to prawdziwy detoks. I zmaganie się z niespodziewanie odkrytą alergią na… ciszę. „Za drzwiami domu rekolekcyjnego zostawia się wszystko. Pracę, internet, komórkę, telewizor, relacje, słowotok. Cały inwentarz tego świata. Nawet podczas posiłków nie ma rozmów” – słyszałem wielokrotnie. Iluż moich znajomych chciało zwiewać już drugiego dnia? Na szczęście zostali do końca.

– Cisza nas kompresuje, ściska nasze emocje – wyjaśnia o. Remigiusz Recław SJ, proboszcz dynamicznej łódzkiej parafii, który jako piętnastolatek pojechał po raz pierwszy na tę formę rekolekcji. − To nas pobudza, denerwuje, jesteśmy cali podminowani i początkowo trudno jest nam wytrzymać w tym stanie – dodaje.

Przyjeżdżasz, wchodzisz w ciszę i… słyszysz nieustanny hałas, który jest w tobie. Trzeba przetrzymać to uderzenie.

– Rekolekcje ignacjańskie pozwoliły mi kolejny raz doświadczyć dziecięctwa Bożego – mówił mi Andrzej Lampert, znakomity śpiewak operowy, a niegdyś lider zespołu PIN. − To dla mnie najtrudniejsze: poczuć się dzieciakiem Boga. Miałem ogromne problemy, gdy słyszałem, jak ktoś mówił obok mnie: „Tato, Tatusiu”. Było to dla mnie niezrozumiałe, infantylne. Nie rozumiałem źródła tej ufności.

Małgorzata Hutek tuż przed nagraniem świetnego jazzowego albumu z psalmami ruszyła na rekolekcje ignacjańskie z konkretnymi pytaniami. – Czy nie miałam ochoty zwiać przez okno już drugiego dnia? Myślałam, że oszaleję. Biegałam – śmieje się. − Pytałam: „Panie, jaka jest Twoja wola? Nagrywać?”. Wiesz, co usłyszałam? „Małgosia, rób, co chcesz!”. (śmiech) Powiedziałam: „I po to modliłam się pięć dni w ciszy? (śmiech) Bóg na to: „Jeśli podejmiesz decyzję, Ja temu pobłogosławię”. I jak widać, pobłogosławił – dzieli się.

Ósmy dzień tygodnia

Od zatwierdzenia przez papieża Pawła III treści „Ćwiczeń duchowych” mija 471 lat, a liczba uczestników tych rekolekcji stale rośnie. Centrum tego czasu każdego dnia jest Eucharystia, a niezwykle istotnym momentem codzienna rozmowa z towarzyszem duchowym, podczas której przedstawia się owoce kilkugodzinnej medytacji słowa Bożego.

Rekolekcje podzielone są na cztery tygodnie (droga oczyszczenia, droga oświecenia, zjednoczenie z Chrystusem cierpiącym, spotkanie ze Zmartwychwstałym). Każdy z poszczególnych tygodni trwa około 8 dni (pierwszy etap, czyli fundament, jest krótszy – trwa 5 dni). Ignacy założył, że do poznania Boga potrzebne jest poznanie siebie. I odwrotnie: poznając siebie, zbliżam się do Tego, na którego podobieństwo jestem stworzony. To rodzaj duchowego lustra. Ta droga do spotkania z samym sobą jest anielska, ale niezbyt sielska. Dopiero gdy zaświeci słońce, na jaw wychodzi brud szyb. W konfrontacji ze światłem Biblii na wierzch wychodzą nasza kruchość, słabość i grzeszność.

Pius XI w encyklice Mens nostra (1929) nazwał rekolekcje ignacjańskie „najmądrzejszym i ze wszech miar uniwersalnym kodeksem reguł zdolnych wprowadzić duszę na drogę zbawienia i doskonałości”.

Konkretnie

Ojciec Maciej Szczęsny SJ od dekady prowadzi takie rekolekcje na zakopiańskiej Górce. Widział setki ludzi, którzy z błyskiem w oku opowiadali: „Bóg odezwał się do mnie!”. − Bóg – opowiada jezuita − doskonale potrafi zniżyć się do naszego poziomu. Kiedy się wcielił, mówił po aramejsku, a dla Faustyny nauczył się wcale niełatwego języka polskiego. A skoro On nauczył się polskiej gramatyki, warto uczyć się Jego języka: zdarzeń, uczuć, historii, lęków, marzeń. Nie znam ludzi, którzy nie byliby zranieni. Przecież po to przyjeżdżają na rekolekcje – szukają uzdrowienia, pocieszenia.

Pracujący na Syberii o. Wojciech Ziółek zdradza kwintesencję tych rekolekcji: – Prawda jest taka: Pan Bóg cię bardzo kocha, a ty nijak Go nie kochasz. Odwracasz się plecami, robisz wszystko wbrew Niemu. Jednak zobacz, jest dla ciebie wyjście! Bo On mimo twego umorusania i zalatywania szambem ufa ci. Możesz zrobić coś dla Niego, z Nim. Chcesz?

Czy można pokusić się o lepszą reklamę? − To rekolekcje inne niż wszystkie. Bo ich się nie głosi. Nie zależą od rekolekcjonisty. Głównym zadaniem rekolekcjonisty jest nie przeszkadzać − dopowiada o. Ziółek. − To takie crash testy, w czasie których człowiek zderza się ze słowem Bożym, by zobaczyć, jaki jest i co poprawić. Wszystko rozgrywa się między rekolektantem a Panem Bogiem. Rzadko zdarza się, by w czasie takich rekolekcji ktoś zwrócił uwagę na jakiś piękny przykład, który rekolekcjonista zaprezentował – tłumaczy.

– Prowadziłem rekolekcje ignacjańskie dla młodzieży i zauważyłem, że jedyną rzeczą, którą powinienem zrobić dla ludzi przyjeżdżających z rozpędzonego, pełnego bodźców świata, jest stworzenie warunków do wprowadzenia ich w ciszę – wyjaśnia jezuita o. Daniel Wojda, znany z medytacji, które publikuje w internecie. – Już kolejnego dnia opowiadali, że doświadczali w niej żywego Boga.

Bóg się oddaje

To nie tyle czas spotkania skupionego, rozmodlonego i wyciszonego człowieka z Bogiem, rodzaj desperackich podskoków do nieba, ile rozmowa samego Pana Zastępów z Janem Kowalskim. To ten kierunek.

− Czy św. Ignacy, broniąc twierdzy w Pampelunie, przygotowywał się do tak czułego i przemijającego spotkania z Panem Bogiem, jakie było mu dane przeżyć? Nie! On się szykował do spotkania z wrogiem na polu walki w Loyoli, gdzie się urodził i gdzie przeżywał rekonwalescencję − opowiadał Annie Sosnowskiej Wojciech Ziółek. − Jest tam kaplica upamiętniająca to wydarzenie, a w niej śliczna figura ubranego w dworskie szaty Ignacego siedzącego na sofie z wyciągniętą i obandażowaną nogą oraz księgą „Żywotów świętych”. Nad figurą na jednej z belek powały widnieje napis niezwykle wzruszający dla każdego jezuity: „Tu oddał się Bogu Iñigo Loyola”. W tejże Loyoli odprawiałem moje „Ćwiczenia duchowe”, spędzając wiele godzin w tej własnej kaplicy. Stary, doświadczony jezuita, który mnie prowadził, zwrócił mi uwagę, że to zdanie jest niepełne, bo brakuje pierwszej części: „Tu Bóg oddał się Iñigo Loyoli”. Bez tego wydania się Pana Boga nie byłoby ani św. Ignacego, ani jezuitów.

„Bóg ukazuje się i wyznaje swoją miłość. Odtrącony czeka przed drzwiami. Za całe dobro, które nam uczynił, prosi w zamian tylko o naszą miłość. Za to odpuszcza nam wszystkie długi” – pisał w XIV w. święty prawosławia ​Mikołaj Kabasilas, nie zdając sobie sprawy, że opowiada o sercu prowadzonych przez jezuitów rekolekcji.

„Ćwiczenia duchowe – pisał sam św. Ignacy – są najlepszą rzeczą, jaką w tym życiu mogę sobie pomyśleć i w oparciu o doświadczenie zrozumieć, aby człowiek mógł i sam osobiście skorzystać, i wielu innym przynieść owocną pomoc i korzyść”.

Rekolekcje ignacjańskie są przeciwwagą dla duszpasterstwa skupionego wokół jednostek – świetnych kaznodziejów czy charyzmatycznych mówców.

– To na rekolekcjach ignacjańskich odkryłem Boga, który mówi – podsumowuje o. Remigiusz Recław. Co działa? Cisza, chleb Eucharystii i żywe, ostre jak miecz słowo Boże. Jak widać, to wystarczy.